Minął kolejny dzień, w którym Mia nie słyszała jego głosu i nie potrafiła sobie już wmawiać, że się nie martwi. Siedziała na dywanie w swoim pokoju i patrzyła w telefon. Za każdym razem, gdy tylko dotknęła ekranu, cofała dłoń. Przyłożyła dłoń do czoła i oparła łokieć o kolano. Po długiej walce ze swoją nieposłuszną ręką, przyłożyła telefon do ucha. Po wielu sygnałach, kiedy już miałam się po prostu rozłączyć usłyszała niski głos.
- Pojo ?! - niemalże krzyknęła, zaskoczona faktem, że nie odrzucił jej połączenia.
Mimo swojego entuzjastycznego tonu głosu, w słuchawce usłyszała tylko szum przejeżdżających aut.
- Martwiłam się o ciebie. Dawno cię nie widziałam... Hmm... Nie wiem co powiedzieć - jąkała.
- Dobra - przemówił - nie ma sensu. Mam się doskonale, jestem zajęty. Trzymaj się - wyrecytował tak oschle, że dziewczyna zmarszyła brwi i z trudem powstrzymała płacz. Nigdy nie był tak obojętny, nijaki... Zamknęła oczy i napełniła płuca powietrze, kręciło jej się w głowie ze złości. Podniosła się z dywanu i przypomniała sobie o telefonie ze szpitala.
Leniwie i z precyzją ubierała czarne pończochy. Na siłę odwlekając moment wyjścia do szpitala na powtórne zrobienie wyników. Nie bała się tego co wykaże badanie, ale samego ponownego kłucia jej żyły. Ogarniał ją mimo to dziwny spokój, była zamyślona, flegmstyczna, jej reakcje były opóźnione, kiedy stłukła kubek, uświadomiła to sobie dopiero po kilku minutach. Słowa najlepszego przyjaciela totalnie wyprowadziły ją z równowagi, jakby straciła sens życia. Czuła, że tym razem to definitywny koniec i że zasłużyła na to.
Wsiadła do samochodu, na siedzenie pasażera rzuciła małą, czarną torebkę na łańcuszku, na kolanach położyła sobie telefon, aby móc odebrać go w każdej chwili . Rozkojarzenie spowodowało, że przejechała skrzyżowanie na czerwonym świetle. Przekraczanie dozwolonej prędkości było jej pasją, to jedyny dreszczyk emocji, który mogła poczuć, co zawsze spotykało się z dezaprobatą jej rodziców.
Zatrzymała się na parkingu i w błękitnych butach na szpilce maszerowała do wejścia. Chciała przemknąć niezauważona koło gabinetu doktora Bodwaya. Sprawnym krokiem pędziła w kierunku laboratorium. Trzasnęła drzwiami docelowego miejsca i poczuła się bezpieczniej, odetchnęła. Nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy po tej nocy.
- Dzień dobry - oparła się łokciami o wysoki blat, za którym siedziała staruszka w okularach.
- Dzień dobry - odpowiedziała grzecznie i pogrążyła się dalej w wypełnianiu dokumentów.
- Nazywam się Mirela Stein i miałam się zgłosić na ponowne badania - głos jej drgał, dopiero teraz poczuła niepokój, wydawało się, że w powietrzu czuje zapach krwi i przeszły ciarki.
- Momencik - zaczęła grzebać w teczce - a tak, to pani, zapraszam do pokoju numer 5...
Kobieta spojrzała na dziewczynę, jak na skazańca i ze współczującą miną pokazała palcem na jedne z drzwi. Mia usiadła na kozetce i podciągnęła rękaw swojej burgundowej sukienki. Do sali weszła pani z recepcji i zaczęła zakładać gumowe rękawiczki.
- Proszę się nie martwić to jak ukłucie komara - żartowała kobieta.
- Kiedy będą wyniki - dziewczynie w ogóle nie było do śmiechu na myśl, że za chwilę zostanie okaleczona.
- Jeżeli bardzo się postaram może je pani odebrać popołudniu - zmierzała w jej kierunku uderzając palcem wskazującym w pustą strzykawkę.
- Zadzwonię... - urwała i odwróciła głowę, aby nie widzieć, jak strzykawka penetruje jej żyłę.
Delikatnie osłabiona nieprzyjemnym doświadczeniem szła długim, wąskim i ciemnym korytarzem. Czuła, jak nogi stają się bardziej miękkie i odmawiają jej posłuszeństwa. Usiadła na jednym z krzeseł na poczekalni w kolorze zieleni. Łokcie oparła o kolana i ukryła twarz w dłoniach, oddychała głęboko. Uniosła głowę i oparła ją o ścianę, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Zebrała siły i poderwała się z drewnianego krzesła, gwałtowny ruch oszołomił ją jeszcze bardziej i cofnęła się znowu do pozycji siedzącej.
- Wszystko w porządku? - zapytała przechodząca młoda dziewczyna o długich hebanowych włosach związanych w kucyk, w czerwonym za dużym polarze z napisem ratownik medyczny.
- Tak. Za szybko wstałam - odparła z wymuszonym uśmiechem.
- Przyniosę pani wody - pobiegła w głąb korytarza.
Mia nie czekając na powrót ratowniczki wyszła z korytarza na izbę przyjęć i wyjmując kluczyki od samochodu z torebki wędrowała do wyjścia.
- Mia - usłyszała spokojny, ochrypły męski głos za sobą. Odwróciła się i zobaczyła mężczynę w rozpiętym fartuchu, jedną rękę trzymał w kieszeni od spodni, a w drugiej miał teczkę.
- Dzień dobry - grzecznie odrzekła i kontynuowała ucieczkę.
- Poczekaj - rzucił teczkę na ladę izby przyjęć.
- Spieszę się - przełknęła ślinę z trudem i zatrzepotała rzęsami.
- Jesteś blada - zmierzył jej ciało wzrokiem - naprawdę blada...
- Naprawdę się spieszę - powtórzyła.
- Daj kluczyki, nie możesz w takim stanie prowadzić - stanowczo stwierdził.
- Dam radę - zaprotestowała i utkwiła wzrok w beżowym linoleum, po czym delikatnie zachwiała się.
- Albo zamawiam taksówkę i samochód zostaje na parkingu. Ledwie trzymasz się na nogach i masz przyspieszony oddech - na te słowa posłusznie oddała mu kluczyki od auta. Mężczyna pozbył się fartucha, rzucając nim na blat recepcji, gdzie siedziała starsza pani i otworzył przed nastolatką drzwi.
- Zaniedbuje pan pracę przeze mnie - dreptała przed nim z obrażoną miną. Wcisnął przycisk odblokowujacy zamki i już wiedział, do którego samochodu zmierzają.
- Znowu cię ratuję - przeszywał ją wzrokiem - zresztą ja ustalam sobie godziny pracy i właśnie mam przerwę - otworzył przed nią przed drzwi auta i podał jej rękę, aby ją asekurować, ale nie skorzystała.
- Ja się naprawdę dobrze czuję - zezłościła się. Za kilka minut siedział obok niej i wyjeżdżali z parkingu.
- Po co byłaś w szpitalu ? - doskonale czuł się za kierownicą samochodu dziewczyny.
- Musiałam odebrać wyniki dla mamy - skłamała, uważnie obserwując, jak mężczyna zmienia bieg na wyższy i gwałtownie przyspiesza aż jej głowa wbija się w zagłówek.
- To dziwne, a gdzie je masz ? - spojrzał na jej dłonie i posłał ironiczny uśmiech, a ona nawet się nie brnęła w kłamstwo.
- Rodzice nie bali się kupić ci samochodu o tak dużej mocy! - zapytał zdziwiony.
- Nie wiedzą ile ma mocy. Nie zwrócili uwagi, podobał im się wizualnie - odparła i rozłożyła siedzenie, bo wciąż miała zawroty głowy.
- Spytnie musiałaś to zaplanować - skwitował.
- Po prostu świadomie wybrałam.
- Intresują cię samochody ? - zdziwił się.
- Może.
- Rzadko spotykane u kobiet. Nadal ci słabo? - oderwał wzrok od drogi i mrugnął do niej okiem.
- Teraz w lewo - pouczyła go, pomijając pytanie.
- Zadałem pytanie - zacisnął szczękę.
- Już mi lepiej - głęboko oddychała.
Zatrzymał gwałtowne samochód pod jej domem i posłała jej szczery uśmiech.
- Dziękuję. Teraz ja mam pana odwieźć? - zażartowała i złapała za klamkę drzwi.
- Możemy się spotkać wieczorem ? - oddał jej kluczyki.
- Nie - palnęła bez namysłu - to zły pomysł.
- Dlaczego to zły pomysł ?
- Nie wypada mi zgadzać się na takie propozycje.
- Czy zaproponowałem ci wspólną noc ? - jego bezpośredniość przyprawiła ją o zakłopotanie.
- O 18 ? - zawstydzona zapytała, kiedy tylko przypomniała sobie, że została jej tylko przyjaciółka i kumple, ale straciła najważniejszą osobę w życiu była pewna, że dobrze robi.
- Przyjadę po ciebie.
Wysiedli oboje z samochodu i zatrzymali się przed nim, aby się pożegnać. Męska dłoń trzymająca kluczyki jej auta wysunęła się w jej kierunku, Mia speszona ostrożnie odebrała klucze.
- Zjem lunch pod ratuszem i wrócę do pracy - wytłumaczył.
- Wrócę do domu i zrobię obiad rodzicom - zagarnęła włosy za ucho i nieśmiało patrzyła na jego smukłej policzki.
- Do zobaczenia ? - spojrzał w jej niepewne swojej decyzji oczy i kiedy jego kciuk, zbliżał się do jej policzka, ona gwałtownie odskoczyła, a on odwrócił głowę w lewo i patrząc w dał uśmiechał się z powodu jej rekacji.
- Do zobaczenia - rzuciła widząc jego rozbawienie.
Obróciła się i gracją wchodziła po schodach. Odprowadził ją wzrokiem do drzwi. Pomachała mu jeszcze ręką przy przekroczeniu progu drzwi i zniknęła. Usiadła na półce od butów w korytarzu i objęła się rękoma w pasie.
- Boże, dziewczyno co ty robisz ? Właśnie umówiłaś się z zarozumiałym gburem, którego nie cierpisz i jesteś zadowolna, chociaż wiesz, że Pojo i tak nie zobaczy, że dobrze się bez niego bawisz...

CZYTASZ
Jutra nie będzie.
RomanceJest takie uczucie, za które sprzedałbyś duszę diabłu. Jest kilka chwil, za które chce się umrzeć. Historia trudnej relacji. Dojrzewania do uczucia i walki o każdą minutę swojego życia przy nim.