Zatrzymali się pod drzwiami z napisem OIOM, zwracając się ku sobie, niezręcznie przyglądając się swoim stopom, na których miała zielone, foliowe nakładki Mia gładziła się po brzuchu, czuła jakby przebiegło przez niego stado koni, zbierało się jej na wymioty. Korytarz szpitalny niósł echo krzyków małych urwisów z sali zabaw. Bodyway ubrany w błękitną koszulę na długi rękaw, podniósł nieśmiało dłoń i założył jej włosy za ucho na co ona podniosła wzrok na niego. Jej oczy błyszczały z przerażenia.
- Jesteś pewna? - pyta po raz ostatni dla pewności, po chwili widzi jak blondyna zamyka oczy, kiwa twierdząco głową i uśmiecha się nerowowo.
- Ej spokojnie, jestem tutaj z tobą... No i przecież w każdej chwili możesz zrezygnować - pociera jej ramię, aby dodać jej otuchy. Otwiera przed nią oporne drzwi i zachęca dłonią, aby weszła przed niego.
Korytarz jest wąski i ciemny, mroczny, ponury, jak droga w zaświaty, która jest znana tylko tym, których już tu nie ma. Ściany są laminowane farbą na niebiesko, a podłogi wyłożone kafelkami, na ścianach nie ma zdjęć budowy tej placówki, jak w innych jej częściach.
- Nie potrzebujemy fartuchów?
- Nie. Przecież i tak będziemy tylko patrzeć przez tamtą szybę - wskazuje.
- Właśnie tamtą? - zatrzymuje się gwałtownie.
- Tak Mała. Właśnie tamtą - potwierdza, patrząc na blondynkę stojącą jak słup soli - to co rezygnujesz?
- Nie, nie... Nie - jąka.
- Ty pierwsza - łapie jej nadgarstek i przesuwa przed siebie, popychając delikatnie w kierunku dużej szyby.
Mia pewnie kroczy, przekonując się w myślach, że ją to nie ruszy, bo jest silna. Zatrzymuje się i zakrywa oczy dłońmi patrząc przez szpary między palcami. Jej oczom ukazuje się widok małego ciałka podłączonego do apratury odpowiedzialnej za odżywianie i oddychanie. Na ekranie widnieje zapis funkcji życiowych dziecka.
- Mój Boże - odwraca się i bez wahania przyciska policzek do klatki Bodywaya.
- To dla jej dobra - gładzi jej kark przez włosy - popatrz na nią. Śpi. Jak aniołek.
- Nie mów tak. Ciarki mnie przechodzą - odkleja się od niego i karci wzrokiem.
- Co powiedziałem złego?
- Ona nie jest aniołkiem, jest czlowiekiem tutaj i teraz - zdejmuje jego ręce ze swoich pleców i czuję, na ustach płyn i metaliczny posmak. Przeciera buzię dłonią i rozmazuje krew na cały policzek
- Cholera jasna - wybucha, nie kryjąc irytacji, kiedy widzi intensywną czerwień na swojej dłoni.
- Daj mi rękę - mówi stanowczo - musisz usiąść i pochylić głowę - łapie jej łokcie i pomaga stabilnie usiąść.
- Wyluzuj to tylko trochę krwi - w tym samym czasie czerwona substancja leje się strumieniami po jej i jego ręcach.
- To jest twoim zdaniem trochę - szuka w jej torebce chusteczek bez jej pozwolenia. Wyciera ich dłonie i wręcza jej kolejne dwie żeby przełożyła do nosa. Resztą próbuje zatrzeć plamy na podłodze.
- Zdenerwowałam się - mówi przez nos, wspierając się łokciami o kolana.
- Dziewczyno! To nie są nerwy tylko zwiastun poważnej choroby - przykuca wspierając się na jej kolanach, ich twarze dzielą centymetry.
- Przestań - natychmiast zwiększa dystans opierając głowę o ścianę - przesadzasz...
- Jutro widzę cię u mnie na badaniach - komunikuje tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie mam czasu na głupoty - wykręca się.
- Mia?! - unosi głos.
- Tom nie potrzebuję badań... Czuję się świetnie - pomija nagminne bóle stawów, zawroty głowy i omdlenia - znajdź sobie innych pacjentów.
- Boże daj mi cierpliwość - zamyka oczy i wypuszcza ciężko powietrze.
- Duszno tu. Możemy wyjść ? - pyta nieśmiało, widząc wzburzenie lekarza.
- Pomogę Ci - podaje jej obie dłonie i pomaga wstać. Dziewczyna lekko osłabiona nagłym ubytkiem krwi, delikatnie się chwieje.
- Złap mnie pod rękę - instruuje.
- Dobrze tatusiu - żartuję z nadopiekunczości mężczyzny jednocześnie zdając sobie sprawę, że na taką opiekę nigdy nie mogłaby liczyć że strony swojego taty.
- Ej mała, trzymaj się, bo upadniesz. Widzę, że celowo mnie prowokujesz, żebym wyniósł cię stąd na rękach.
- Zostawimy ją tu tak ? - poważnieje.
- Dla ciebie to mogę ją stąd porwać i osobiście sprawować opiekę, ale przypominam, że nie jestem fachowcem w tej dziedzinie.
- Głupek - kwituje i pokazuje mu lumpiarsko język.
- Osz ty mała - pochyla się i przerzuca ją sobie przez ramię, Mia zaczyna uderzać mocno pięściami o jego plecy i wierzgać nogami w akcie protestu.
- Puszczaj no - próbuje się wyrwać - bo Cię ugryzę - na te słowa mężczyzna wybucha gromkim śmiechem.
- Przeproś - żąda.
- Nie - mówi urażona.
- Nie to nie... To idziemy dalej. Znaczy ja idę, a ty jesteś niesiona.
- Przepraszam - burczy pod nosem.
- Nic nie słyszę. Mówiłaś coś? - droczy się.
- Przepraszam - powtarza głośniej z niechęcią. Lekarz zatrzymuje się i stawia blondynkę na nogi.
- Średnie były te twoje przeprosiny, ale już niech Ci będzie - na jego twarzy gości uśmiech satysfakcji.
- Głupek - dziewczyna wywraca oczami i krzyżuje ręce na piersiach.
- Źle ci się stoi ? - unosi jedną brew.
- Bardzo dobrze - odpowiada posłusznie.
- Ja myślę - grozi jej palcem przed nosem.
- Dobra chodź - irytuje się i rusza sama do wyjścia.
Mijają w milczeniu kolejne auta na parkingu, Mia liczy każdą kostkę na chodniku, z całych próbuje zapomnieć, że jest zjadana od środka. Gdyby dopuściła do siebie myśli o strachu, już oszalałabym.
- Pamiętasz, że jutro widzę cię u siebie na badaniach - przerywa jej wewnętrzną kontemplację
- Nie, nigdzie nie idę - unosi ton, gubi rachubę w liczeniu kostek. Zrywa się zimny, porwisty wiatr, który roztrzepuje długie włosy dziewczyny, roznosząc ich zapach wokół.
- Zapnij bluzę - nakazuje dokorek.
- Ty też - zakrywa usta dłonią, tłumiąc chichot.
- Bardzo zabawne mała - mimo, że jego ciało przechodzą ciarki, kroczy niewzruszony.
- Chociaż do twarzy ci w tym błękicie - komplementuje go, szybko karcąc się za to w myślach.
- Chcesz coś zjeść ? - niski, ochrypły głos pyta, bijącą się ze swoimi myślami blondyneczkę.
- Nie jestem głodna, ale nie chce wracać do domu - odpowiada nostalgicznie, ale szczerze.
- Naleśniki z ciepłą czekoladą i bitą śmietaną poprawią pani humor?- puszcza jej oczko i chowa klucze od auta z powrotem do kieszeni.
- Myślę, że tak - jej twarz rozpromienia uśmiech.
- W takim razie zawracamy. Tam jest kawiarnia - pochyla się i pokazuje jej palcem budynek między lipami naprzeciw kliniki z szyldem naleśnikarnia - widzisz ? - opiera brodę o jej ramię, aby mieć ten sam punkt widzenia co ona, a zapach jej włosów doprowadza go do szaleństwa. Blondynka odwraca głowę, ich spojrzenia spotykają się, a usta niemalże łączą w jedność. Czuje jego oddech, jej ciało przechodzą dreszcze. Mężczyzna ujmuje jej twarz w dłonie, kciukami gładzi policzki. Mia zamyka oczy i przełyka z trudem, próbuje oddychać miarowo.
- Nie pozwól sobie na to - Mia nie przestaje rozmawiać ze sobą w głowie.
Thomas zamyka oczy i łączy ich czoła, łapczywie wdychając jej zapach. Mijają kolejne minuty, kiedy napawają się sobą, zapominając, że stoją na środku parkingu.
- Zgłodniałam - mówi trzęsącym głosem, kiedy mężczyna już chce ją pocałować, jej dłonie bezwiednie zwisają wzdłuż ciała.
- Dobrze - wzdycha ciężko i porzuca swoje plany - jak chcesz - zakłada jej włosy za ucho i wkłada ręce do kieszeni odsuwając się na metr.
- Przepraszam - szepcze zakłopotana i ucieka wzrokiem w lewo.
- Ale za co ? - posyła jej ciepły uśmiech i muska jej nosek palcem wskazującym - wszystko okej - zapewnia - poproszę uśmiech i idziemy jeść gorące naleśniki, bo jesteś zmarznięta do szpiku.
- Jestem chora do szpiku... - myśli sobie i pobiera dużą ilość rześkiego powietrza do płuc.

CZYTASZ
Jutra nie będzie.
RomanceJest takie uczucie, za które sprzedałbyś duszę diabłu. Jest kilka chwil, za które chce się umrzeć. Historia trudnej relacji. Dojrzewania do uczucia i walki o każdą minutę swojego życia przy nim.