17.

1K 56 3
                                    

Dobiega siedemnasta oddział dziecięcy jak zwykle o tej porze wypełnia się lawina wygłodniałych małych stworków, które w swoich kolorowych chustakach, okrywajacych ich nagie główki, siedzą przy kwadratowych stoliczkach ze sztućcami w dłoni, wzywają kolacji udrzając nimi o blat stołu. Mia nie chcąc przeszkadzać, skrywa się za filarem, przytulając swój rozgrzany policzek do zimnej powierzchni. Wertuje wzrokiem każdą część stołówki w poszukiwaniu małej Lily.
Dziewczynki z chłopięcą blond grzywką i niebieskimi oczkami. Wśród krzątających się między stolikami pielęgniarek nie znajduję też krępej sylwetki pani Emel. Nad każdym dzieckiem czuwa mama, usiłującą zachęcić je do zjedzenia jak największej porcji brokułowej, podając mu pełną łyżkę zupy, podstępnie próbując wmówić dziecku, że łyżka to samolot. Wreszcie po około dziesięciu minutach Mia znajduję cel. Znajduje Lily z małym kitkiem na czubku głowy, kiedy chce już postawić pierwszy krok w jej kierunku, dostrzega postać mężyzny, cofa nogę. Zaintrygowana patrzy jak wysoki szatyn robi z siebie niańkę i szybuje łyżeczką nad głowę zataczając kółka i lecąc wprost do ust dziewczynki, oboje doskonale bawią się w swoim towarzystwie. Dziewczyna chowa swoje ciało za filarem i wystawia tylko głowę, aby podziwiać intrygujący ją widok. Zaczyna mrużyć oczy, które spotykają wzrok szatyna, który prawie wylewa na siebie zieloną zupę. Przez kilka sekund przyglądali się sobie, oboje z miną jakby zobaczyli ducha. Mia podjęła decyzję i pewnie postawiła pierwszy krok w jego kierunku, patrząc w dół przeciska się między ludźmi, przepraszając ich pod nosem.
- Dzień dobry aniołku - całuje czubek głowy dziewczynki i zajmuje miejsca przy stole.
- Cześć - mężczyzna spogląda na jej speszoną minę i podaję łyżeczkę zupki dziecku.
- Cześć - odpowiada po długim namyśle.
- Ciociu? Zobac jak duzo zjadłam - pokazuje na pustą miseczkę małym paluszkiem.
- Jestem dumna - odparła i poczuła suchość w ustach, zaczyna tracić ostrość obrazu i szybciej mruga powiekami .
- Jesteś blada. Dobrze się czujesz? - lekarz pyta z troską.
- Czuję się wyśmienicie - rzuca oschle i opiera się o stolik łokciami.
- Na pewno?
- Tak, na pewno - przeciera oczy.
- Gdybyś zmieniła zdanie...
- Odwalisz się ? - podniosi ton głosu.
- Spokojnie - niemalże, że szepcze i zaczyna zbierać naczynia.
- Czemu jesteś na niego zła ? - pyta mały krasnal.
- Nie jestem zła po prostu nie wyspałam się - odpowiada kiedy Bodyway odchodzi oddać naczynia i przeczesuje jej włoski.
- To co dziewczyny chciecie robić ? - wraca rozentuzjazmowany.
- Ja chcę zagrać w Piotrusia - zrywa się z krzesła i biegnie do stosu zabawek. Wyrzuca wszystko z kartonika i szuka wśród malutkich kolorowych elementów, kart.
- Uśmiechnij się - mężczyzna przerywa niezręczną ciszę i intensywnie obserwuje jej reakcję.
- Do ciebie ? - mruży oczy.
- Możesz ze mnie - szepcze, jakby w tajemnicy.
- Odpuść mi - odwraca głowę, aby nie czuć uzależniającej woni jego perfum i walczy z ciarkami przebiegających jej ciało, przełyka nerwowo.
- Nie ma takiej opcji... - zdejmuje włos z rękawa jej bluzki. Jej ciało znowu opanowują dreszcze pod wpływem nagłego kontaktu z jego palcami.
- Nie ma kart - przybiega zasmucone dziecko, a Mia czuje, że jest już bezpieczna.
- No trudno, musimy pobawić się w coś innego - odparła rozbudzona blondynka.
- Mam kolorowanki, pomozecie mi kolorować? - podskakuje ze złożonymi rączkami.
- No pewnie księżniczko, że Ci pomożemy, przyniesiesz sama czy Ci pomóc ? - pyta z troską mięśniak.
- Ja sama - odbiegła w kierunku szafki ze stosem książeczek i koszyków z kredkami.
- Bardzo cię męczy moje towarzystwo, czy tak dobrze grasz. Mogłabyś chociaż rozmawiając ze mną patrzeć mi w oczy, tak robią dorośli ludzie - mówi nieco podenerwowany.
- Skoro jesteś taki dorosły to znajdź sobie takich przyjaciół, a mnie zostaw w spokoju - grozi mu palcem przed nosem.
- Boże daj mi cierpliwość - wywraca oczami i przechyla nerwowo głowę w bok.
- Poproś lepiej Boga o rozum - z trudem opanowuje śmiech. Odwaga dziewczyny zadziwiła Bodway na tyle , że dopiero po upływie kilku minut zaczął się śmiać.
- Nie cwaniakuj...
- Mam z księznickami - dziecko rzuciło na stolik stertę kolorowanek.
- Ta. Pokoloruję sobie prześliczne, niepyskate księżniczki z przyjemnością - przegląda kolejno obrazki.
- Lily mogę wziąć te z kopciuszkiem? - pyta nieśmiało Mia.
- Tak, a ja chcę ze śpiącą królewną - rozrzuca kredki.
- A ja chcę z Jennifer Lopez - wtrąca szatyn.
- Głupek - Mia kwituje go i pochyla głowę, żeby opanować śmiech.
- Nie znas się. Nie ma takiej księznicki - dodaje krasnal - mas piękną i bestię - wręcza mu książeczkę.
- Coś o tobie - szepcze pod nosem Mia.
- I tobie - zaciska usta w linię.
- Moze się ozenicie - mówi z dziecięcą naiwnością i gryzda różową kredką po kartce. Na te słowa oboje podrywają głowę i patrzą sobie w oczy, kręcąc przecząco głową.
- Nie - gwałtownie rzuca zaskoczona blondynka.
- O na pewno nie - patrzy w jej oczy i z szyderczym uśmiechem kręci głową.
- Cemu? - marszczy czoło - sama mówiłaś, ze nie ma kto Cię psytulać, pamiętam - wyznaje szczerze, Mia czerwienieje, a na twarzy doktorka pojawia uśmiech satysfakcji.
- Mogę cię przytulić bez ślubu - w jego głosie czuć posmak kpiny.
- Po moim trupie - posyła mu chłodne spojrzenie.
- A tak wolisz przytulić zimny filar - z jego twarzy nie schodzi łobuzerski uśmieszek.
- Możesz mu tylko zazdrościć - unosi brew i kontynuuje kolorowanie.
- Ej przestancie się kłócić i posłuchajcie mnie. Pats, jaka ładna sukienka, jak będę duza to sobie taką kupię - pokazuje obrazek z księżniczką w długiej sukni pogryzdanej różową kredką świecową - a dla ciebie wybrałam taką - przewraca na stronę ze szczupłą laleczką ubraną w długą suknię z koronowkowym wykończeniem - podoba ci się ?
- Jest śliczna, jak będę kupowała sukienkę to na pewno poproszę cię o pomoc maluchu - zakłada pojedyńcze kosmyki włosów za ucho.
- A dla mnie coś wybrałaś ? - pyta zaciekawiony. Dziewczyna szybko przekartkowuje książeczkę i pokazuje paluszkiem na dobrze zbudowanego kena z mundurze.
- To moze być ? - pyta nieśmiało.
- Ja myślę, że to obok będzie bardziej pasowało - nie powstrzymuje śmiechu, kiedy uderza palcem w obrazek z żabą w smokingu. Wraz z dzieckiem zaczynają chichotać, pokładając się na stole.
- Doskonały żart - mężczyzna niedłużej niż kilka minut udaje urażonego, a później zanosi się śmiechem.
- Pokaz mi tamtą kartkę - prosi go nagle dziewczynka.
- Którą? - pyta symulując niezorienotowanie.
- Nie wygłupiaj się. Z konikiem - grozi mu paluszkiem.
- No dobrze już - podaję jej szkic.
- Ty to narysowałeś? - dziewczynie otwierają się usta ze zdziwienia.
- Ten konik wygląda jak żywy. Jak to zrobiłeś - pyta dziewczynka, wlepiając wraz Mią ślepia w rysunek.
- Tom... Masz talent, przecież to jest arcydzieło - emocjonuje się przeszywając wzrokiem artystę.
- Daj spokój, amatorszczyzna... - sprawia wrażenie skromnego.
- Mogę sobie ją wziąć - dziecko przyciska kartkę do piersi.
- Pewnie, jest twoja - odpowiada beznamiętnie, a dziecko podrywa się z krzesła i rzuca mu w ramiona gniotąc między ich ciałami kartkę.
- Ej księżniczko, bo mnie udusisz -ostrzega przez zaciśnięte gardło.
- Lily - znikąd pojawia się postać w białym fartuchu i mocno natapirowanych włosach - idziemy do zabiegowego - komunikuje ostro - musimy cię zbadać - dodaje.
- Nie - dziecko obraża się i jeszcze mocniej wtula się silne, męskie ramiona.
- Księżniczko, a gdybym ja z tobą poszedł ? - palcem wskazującym muska jej trzęsącą bródkę.
- Nie może pan iść, nie jest pan z rodziny, a zresztą nikt nie może tam wchodzić, nawet rodzina, więc prosze nie mieszać dziecku w głowie- kobieta wkłada ręce do kieszeni i czeka aż dziewczynka dobrowolnie odklei się od szatyna.
- Jestem lekarzem i uważam...
- Nie pytałam pana o zdanie - przerywa mu w pół zdania.
- Gdzie jest pani Emel? - pyta oburzona zuchwałością lekarki, Mia.
- Pani Emel jest zapewne w domu od dwóch godzin. Lily nie wygłupiaj się tylko chodź...
- Skarbie - mężczyzna głaszcze jej włosy - jesteś dzielna, wiem to. Pójdziesz z panią, dobrze? Będę na ciebie czekał pod gabinetem, obiecuję - całuje jej czoło i zsadza z kolan. Dziewczynka pełna ufności odchodzi w kierunku pokoju, który doskonale znała. Machając rączką, oddala się. Mia z niedowierzaniem obserwowała sytuację wokół niej. Doktor Bodyway zaskoczył ją na tyle, że milczała. Jego czułość wobec krasnala uderzyła jej do głowy.
- Mia - męski głos wyrwał ją z zamyślenia - idź do domu, ja poczekam, położę ją do łóżka i też będę się zbierał do domu, nie ma sensu, żebyś tu się męczyła - patrzy w jej zamglone oczy i czeka aż się ocknie i zrobi mu wyrzuty.
- Zostanę - szepcze pewnie.
- Nie musisz - mruży oczy, skanując jej świadomość.
- Ale chcę zostać - w jej słowach brzmi przekonanie, że prawdziwie tego chce, a na twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech, lekarz momentalnie odwzajemnia jej pierwszy przyjazny gest w jego kierunku.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz