15.

1K 56 1
                                    

Dni przemykały jej między palcami, żadnego z nich nie mogła chwycić i zatrzymać choćby na moment. Wciąż próbując oszukać przeznaczenie nie odbierała telefonu ze szpitala.

Stukanie obcasów o płytki niosło się po wąskim długim korytarzu. Pchnęła drzwi i przekroczyła próg oddziału dziecięcego.
- Dzień dobry - krzyknęła z daleka machając do pielęgniarki.
- Mia ?! - na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech - jak dobrze, że nas odwiedziłaś...
- Długo walczyłam ze sobą, żeby tu przyjść. Wie Pani... - zamknęła oczy i nabrała powietrze w płuca.
- Wiem skarbie, wiem... - uścisnęła jej rękę.
- Przyszłam trochę ich pozabawiać. Może poczytać, pograć w gry planszowe.
- No to chodź dziecko moje, maluchy na pewno się ucieszą z twojej wizyty - wzięła ją pod pachę i zaczęły powoli przemierzać cichy korytarz - minęło więcej niż pół roku, dużo dzieci wróciło do domu, ale jeszcze więcej zostało.
- Wiele też nas opuściło... Pewnie już nie będę przychodzić codziennie jak za dawnych czasów...
- Muszę ci powiedzieć, że ktoś cię świetnie zastąpił, dzieci są zachwycone, przechodzi wieczorami, może się polubicie - weszli pokoiku z zabawkami, mamy z dziećmi siedziały i kolorowały lub oglądały bajki, zapach sterylny zapach niósł się po pomieszczeniu, nikt nie mógł tu wejść zainfekowany choćby katarem.
- Ciocia?! - kobiety usłyszały głos za plecami. Mia odwróciła głowę i zobaczyła idącą nieśmiało w jej kierunku ciemnowłosą dziewczynkę w różowej piżamce z kitkiem na czubku głowy. Dziewczyna kucnęła i uważnie przypatrywała się jakby znajomemu dziecku.
- Lily? - zmrużyła oczy i wreszcie rozpoznała dziewczynkę, wyciągnęła dłonie do dziecka, a ono natychmiast wbiegło w jej ramiona. Przytuliła ją mocno.
- Jakie masz długie włoski i jak urosłaś, nie poznałam cię - odkleiła od siebie dziecko i posadziła sobie na kolanie.
- Urosły tak - dotknęła delikatnych piórek na głowie - czemu nie psychodziłaś do nas? Byłaś chora? - cieniutkim głosikiem dopytywała. Mia spojrzała w górę na kobietę w białym fartuchu, która uważnie śledziła przebieg spotkania.
- Nie mogłam was odwiedzać, bo miałam dużo pracy - pogładziła jej białym, delikatnym policzek.
- Myślałam, ze jus nas nie lubis - małe usteczka wygięły się w łuk.
- Może mnie tu nie było, ale moje serduszko zawsze było z wami - musnęła palcem wskazującym malutki nosem.
- Byłam w domku moim na święta wies? - bawiła się długimi blond włosami przybranej cioci.
- To chyba oznacza, że zaczynasz zdrowieć - rzuciła okiem na pielęgniarkę, ale jej oczy zaprzeczały jakoby stan zdrowia dziecka miał ulec poprawie.
- Moja mama jus posła, bo ma duzo pracy. A ty pobawis się ze mną ? - zaczęła ciągnąć Mie za rękę.
- Biegnij wybrać jakieś puzzle, a ja do ciebie zaraz dołączę dobrze ?
- Na pewno ? - przeszywała swoim niewinny spojrzeniem na wskroś.
- Na pewno - wstała i pomachała odchodzącej Lilce.
- To prawda ? Mała zdrowieje?
- Mia to ta sama sytuacja, jak Erykiem choroba stanęła na miesiąc, a później ruszyła ze wzmożoną siłą. Nie chcę być złą wróżką... - zamilkła. Mia obserwowała jak pełne życia dziecko wyrzuca na środek niskiego, niebieskiego stoliczka puzzle i próbuje złożyć ze sobą dwa elementy ze sobą.
- Będzie zdrowa, ja to wiem. Erykowi się nie udało, ale jej się uda, wiem to - uścisnęła przedramię kobiety.
- Obyś miała rację - wzięła głęboki oddech.
- Pani Emel pójdę do niej.
- Biegnij, a ja wracam do siebie - w białych gumowych klapkach powędrowała w stronę ciężkich szklanych drzwi prowadzących na korytatarz.
Mia dosiadła się do dziewczynki i próbowała znaleźć dwa pasujące do siebie kawałki, ale jak na złość każde, które trzymała w rękach zupełnie do siebie nie pasowały.
- Mas męza? - zapytała dziewczynka pochłonięta zabawą.
- No nie mam - dziewczynę zamurowało.
- Nie chces mieć ?
- Wiesz na razie jestem jeszcze młoda i nie myślałam o tym żeby wziąć z kimś ślub - oparła brodę o rękę.
- To kto cię psytula ? - oderwała wzrok od ułożonego kawałka głowy białego pieska.
- W sumie to nikt - zamyśliła się.
- Mnie mama moja psytula, ale bym chciała wziąć ślub, bo chce mieć suknię jak panna młoda. Taką długą jak księznicka - głosik próbował dotrzeć do świadomości Mii. Wlepiła wzrok w ścianę pomalowaną na błękitny kolor. Lily uświadomiła jej, że to właśnie tego potrzebuje, najprostsze, ale i najtrudniejsze: bliskość drugiej osoby.
- Zobaczysz kochanie jeszcze założysz taką sukienkę, a ja na pewno przyjdę na twój ślub - pogłaskała ją po pulchnym policzku, a dziecko wtulilo się w nią i poczuła to ciepło drugiego ciała, którego jej brakowało.
- A ja na twój...

Z dłonią przyciśniętą do nosa biegła wzdłuż krzeseł ustawionych na poczekalni korytarza.
- Pani Emel ? - zawołała opierając się o recepcję.
- Tak ? - kobieta wyszła tajemniczego schowka z teczką - o mój boże co się stało ? - zawołała, kiedy dostrzegła zakrwawioną rękę dziewczyny, przyciśniętą do nosa.
- Mogę chusteczki ? - zapytała przez nos. Kobieta pobiegła do apteczki i przyniosła stertę opatrunków.
- Usiądź dziecko moje i przyłóż to - podała jej materiał.
Głęboko oddychając siedziała na krześle i sprawdzała co kilka sekund czy krwotok już ustąpił.
- Mia mam nadzieję, że nie zlekceważysz tego ? - siedziała obok niej z apteczką na kolanach i podawała jej świeże gazy.
- Nie to tylko brak witamin - skłamała i wyrzuciła do kosza zakrwawione opatrunki i wstała aby obejrzeć czy nie poplamiła sukienki - musiałam szybko wybiec, żeby nie przestraszyć Lily. Muszę wracać.
- Pójdę z tobą, bo jesteś bladziutka wciąż, martwię się o ciebie dziecko - starsza pani szła przodem i otwierała przed osłabioną blondynką ciężkie drzwi.
Na małym krzesełku siedział postawny szatyn w białej koszulce polo, która idealnie kotrastowała z jego opaloną szyją. Otoczony wianuszkiem dzieci trzymał w dłoni książkę i czytał.
- To jest właśnie nasz dobroczyńca, dzieci go uwielbiają - zatrzymała dziewczynę w drzwiach i szeptała.
- Przychodzi codziennie ? - Mia zmrużyła oczy i obserwowała postać odwróconą do nich tyłem.
- Wieczorami najczęściej. Chłop jak dąb, a serce anioła.
- Długo już tu przychodzi, kiedy ja jeszcze regularnie was odwiedzałam to jego tu nie było.
- Wcześniej nie przychodził, ufundował dużo sprzętów, większość zabawek, które tu są on przyniósł dzieciom, naprawdę dobra dusza tego szpitala. Zobacz jak dzieci go obsiadły, czekają tylko jak przyjdzie i powygłupia się z nimi, ma podejście...
- Pani Emel skoro on przyszedł to ja nie będę się już wtrącać, przyjdę może jutro jak znajdę czas - dziewczyna lustrowała znajomą sylwetkę.
- Mia no nie żartuj, chodź przedstawię was, oboje jesteście tutaj wsparciem, musicie się poznać  - pociągnęła ją za nadgarstek mimo oporu, który stawiała. Kiedy mężczyzna odwrócił głowę, usłyszawszy kroki za nim.  Mia stanęła jak wryta, a jej oddech przyspieszył.
- Mia to jest właśnie... - kobieta zaczęła mówić, ale przerwała w momencie, w którym wysoki szatyn stanął naprzeciw niewysokiej blondynki i ich spojrzenia spotkały się.
- My się znamy - rzucił z nonszalancją do pielęgniarki, przegarniając włosy.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz