Dni przemykały jej między palcami, żadnego z nich nie mogła chwycić i zatrzymać choćby na moment. Wciąż próbując oszukać przeznaczenie nie odbierała telefonu ze szpitala.
Stukanie obcasów o płytki niosło się po wąskim długim korytarzu. Pchnęła drzwi i przekroczyła próg oddziału dziecięcego.
- Dzień dobry - krzyknęła z daleka machając do pielęgniarki.
- Mia ?! - na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech - jak dobrze, że nas odwiedziłaś...
- Długo walczyłam ze sobą, żeby tu przyjść. Wie Pani... - zamknęła oczy i nabrała powietrze w płuca.
- Wiem skarbie, wiem... - uścisnęła jej rękę.
- Przyszłam trochę ich pozabawiać. Może poczytać, pograć w gry planszowe.
- No to chodź dziecko moje, maluchy na pewno się ucieszą z twojej wizyty - wzięła ją pod pachę i zaczęły powoli przemierzać cichy korytarz - minęło więcej niż pół roku, dużo dzieci wróciło do domu, ale jeszcze więcej zostało.
- Wiele też nas opuściło... Pewnie już nie będę przychodzić codziennie jak za dawnych czasów...
- Muszę ci powiedzieć, że ktoś cię świetnie zastąpił, dzieci są zachwycone, przechodzi wieczorami, może się polubicie - weszli pokoiku z zabawkami, mamy z dziećmi siedziały i kolorowały lub oglądały bajki, zapach sterylny zapach niósł się po pomieszczeniu, nikt nie mógł tu wejść zainfekowany choćby katarem.
- Ciocia?! - kobiety usłyszały głos za plecami. Mia odwróciła głowę i zobaczyła idącą nieśmiało w jej kierunku ciemnowłosą dziewczynkę w różowej piżamce z kitkiem na czubku głowy. Dziewczyna kucnęła i uważnie przypatrywała się jakby znajomemu dziecku.
- Lily? - zmrużyła oczy i wreszcie rozpoznała dziewczynkę, wyciągnęła dłonie do dziecka, a ono natychmiast wbiegło w jej ramiona. Przytuliła ją mocno.
- Jakie masz długie włoski i jak urosłaś, nie poznałam cię - odkleiła od siebie dziecko i posadziła sobie na kolanie.
- Urosły tak - dotknęła delikatnych piórek na głowie - czemu nie psychodziłaś do nas? Byłaś chora? - cieniutkim głosikiem dopytywała. Mia spojrzała w górę na kobietę w białym fartuchu, która uważnie śledziła przebieg spotkania.
- Nie mogłam was odwiedzać, bo miałam dużo pracy - pogładziła jej białym, delikatnym policzek.
- Myślałam, ze jus nas nie lubis - małe usteczka wygięły się w łuk.
- Może mnie tu nie było, ale moje serduszko zawsze było z wami - musnęła palcem wskazującym malutki nosem.
- Byłam w domku moim na święta wies? - bawiła się długimi blond włosami przybranej cioci.
- To chyba oznacza, że zaczynasz zdrowieć - rzuciła okiem na pielęgniarkę, ale jej oczy zaprzeczały jakoby stan zdrowia dziecka miał ulec poprawie.
- Moja mama jus posła, bo ma duzo pracy. A ty pobawis się ze mną ? - zaczęła ciągnąć Mie za rękę.
- Biegnij wybrać jakieś puzzle, a ja do ciebie zaraz dołączę dobrze ?
- Na pewno ? - przeszywała swoim niewinny spojrzeniem na wskroś.
- Na pewno - wstała i pomachała odchodzącej Lilce.
- To prawda ? Mała zdrowieje?
- Mia to ta sama sytuacja, jak Erykiem choroba stanęła na miesiąc, a później ruszyła ze wzmożoną siłą. Nie chcę być złą wróżką... - zamilkła. Mia obserwowała jak pełne życia dziecko wyrzuca na środek niskiego, niebieskiego stoliczka puzzle i próbuje złożyć ze sobą dwa elementy ze sobą.
- Będzie zdrowa, ja to wiem. Erykowi się nie udało, ale jej się uda, wiem to - uścisnęła przedramię kobiety.
- Obyś miała rację - wzięła głęboki oddech.
- Pani Emel pójdę do niej.
- Biegnij, a ja wracam do siebie - w białych gumowych klapkach powędrowała w stronę ciężkich szklanych drzwi prowadzących na korytatarz.
Mia dosiadła się do dziewczynki i próbowała znaleźć dwa pasujące do siebie kawałki, ale jak na złość każde, które trzymała w rękach zupełnie do siebie nie pasowały.
- Mas męza? - zapytała dziewczynka pochłonięta zabawą.
- No nie mam - dziewczynę zamurowało.
- Nie chces mieć ?
- Wiesz na razie jestem jeszcze młoda i nie myślałam o tym żeby wziąć z kimś ślub - oparła brodę o rękę.
- To kto cię psytula ? - oderwała wzrok od ułożonego kawałka głowy białego pieska.
- W sumie to nikt - zamyśliła się.
- Mnie mama moja psytula, ale bym chciała wziąć ślub, bo chce mieć suknię jak panna młoda. Taką długą jak księznicka - głosik próbował dotrzeć do świadomości Mii. Wlepiła wzrok w ścianę pomalowaną na błękitny kolor. Lily uświadomiła jej, że to właśnie tego potrzebuje, najprostsze, ale i najtrudniejsze: bliskość drugiej osoby.
- Zobaczysz kochanie jeszcze założysz taką sukienkę, a ja na pewno przyjdę na twój ślub - pogłaskała ją po pulchnym policzku, a dziecko wtulilo się w nią i poczuła to ciepło drugiego ciała, którego jej brakowało.
- A ja na twój...Z dłonią przyciśniętą do nosa biegła wzdłuż krzeseł ustawionych na poczekalni korytarza.
- Pani Emel ? - zawołała opierając się o recepcję.
- Tak ? - kobieta wyszła tajemniczego schowka z teczką - o mój boże co się stało ? - zawołała, kiedy dostrzegła zakrwawioną rękę dziewczyny, przyciśniętą do nosa.
- Mogę chusteczki ? - zapytała przez nos. Kobieta pobiegła do apteczki i przyniosła stertę opatrunków.
- Usiądź dziecko moje i przyłóż to - podała jej materiał.
Głęboko oddychając siedziała na krześle i sprawdzała co kilka sekund czy krwotok już ustąpił.
- Mia mam nadzieję, że nie zlekceważysz tego ? - siedziała obok niej z apteczką na kolanach i podawała jej świeże gazy.
- Nie to tylko brak witamin - skłamała i wyrzuciła do kosza zakrwawione opatrunki i wstała aby obejrzeć czy nie poplamiła sukienki - musiałam szybko wybiec, żeby nie przestraszyć Lily. Muszę wracać.
- Pójdę z tobą, bo jesteś bladziutka wciąż, martwię się o ciebie dziecko - starsza pani szła przodem i otwierała przed osłabioną blondynką ciężkie drzwi.
Na małym krzesełku siedział postawny szatyn w białej koszulce polo, która idealnie kotrastowała z jego opaloną szyją. Otoczony wianuszkiem dzieci trzymał w dłoni książkę i czytał.
- To jest właśnie nasz dobroczyńca, dzieci go uwielbiają - zatrzymała dziewczynę w drzwiach i szeptała.
- Przychodzi codziennie ? - Mia zmrużyła oczy i obserwowała postać odwróconą do nich tyłem.
- Wieczorami najczęściej. Chłop jak dąb, a serce anioła.
- Długo już tu przychodzi, kiedy ja jeszcze regularnie was odwiedzałam to jego tu nie było.
- Wcześniej nie przychodził, ufundował dużo sprzętów, większość zabawek, które tu są on przyniósł dzieciom, naprawdę dobra dusza tego szpitala. Zobacz jak dzieci go obsiadły, czekają tylko jak przyjdzie i powygłupia się z nimi, ma podejście...
- Pani Emel skoro on przyszedł to ja nie będę się już wtrącać, przyjdę może jutro jak znajdę czas - dziewczyna lustrowała znajomą sylwetkę.
- Mia no nie żartuj, chodź przedstawię was, oboje jesteście tutaj wsparciem, musicie się poznać - pociągnęła ją za nadgarstek mimo oporu, który stawiała. Kiedy mężczyzna odwrócił głowę, usłyszawszy kroki za nim. Mia stanęła jak wryta, a jej oddech przyspieszył.
- Mia to jest właśnie... - kobieta zaczęła mówić, ale przerwała w momencie, w którym wysoki szatyn stanął naprzeciw niewysokiej blondynki i ich spojrzenia spotkały się.
- My się znamy - rzucił z nonszalancją do pielęgniarki, przegarniając włosy.
CZYTASZ
Jutra nie będzie.
RomanceJest takie uczucie, za które sprzedałbyś duszę diabłu. Jest kilka chwil, za które chce się umrzeć. Historia trudnej relacji. Dojrzewania do uczucia i walki o każdą minutę swojego życia przy nim.