24.

775 53 3
                                    

Mijały godziny od tragicznej w skutach sytuacji, a o sprawcy zajścia policja wiedziała z zeznań dokor Swietłany tylko tyle, że był mężem zmarłej miesiąc temu na chłoniaka Dafne Stuert. Miejsce, w którym się ukrył nie zostało namierzone. Thomas wraz z Mią wrócili poźnym wieczorem z komisariatu nie puszczając swoich dłoni nawet na minutę przez okres przesłuchania.
Para od wczoraj obnosiła się ze swoim szczęściem, nie zważając już na opinie lokalnych pisemek plotkarskich, które szukają tylko sensacji. Wręcz oczekując w napięciu oficjalnego zaakceptowania przez społeczność miasta ich związku, a także wzmianki w prasie o heroicznym czynie doktora Bodywaya, który własnym ciałem osłonił młodą i wcześniej już opisywaną kochankę, co było przełomem w ich relacji. Wydarzenie, które miało miejsce w szpitalu w Portland nie mogłoby oczywiście przejść bez echa. Niemiły incydent zszargał nienaganną opinię kliniki i prawdopodobnie będzie się odbijał czkawką przez kolejne lata.

Mia w trosce o poharataną rękę Toma postanowiła czuwać przy nim całą noc, informując jednocześnie mamę, że zostaje na noc u kolegi, którego tożsamości nie zdradziła w obawie o jej reakcje, wierząc że mama unikając brukowców  nie dowie się prawdy. W jego sypialni Mia czuła się bezpiecznie, zupełnie jak w swoim domu. Chociaż miała go pilnować i czuwać przy nim to otulona ciepłem i jego bliskością zasnęła szybciej od niego wtulając się w zagłębienie między jego szyją, a ramieniem. Thomas pozostając pod wpływem silnych leków przeciwbólowych nie mógł zasnąć. Chociaż tabletki przeciwbólwe nie działały jak powinny to jej obecność skutecznie koiła ból, a zapach oliwki wyciszał nerwy.
- Dzień dobry księżniczko - powiedział do przebudzającej się dziewczyny nie zbyt zaspany, bardziej zmęczony lekarz.
- Nie spałeś ? - zapytała zdziwiona przecierając oczy - tak dobrze mi się spało.
- Spałem - szepnął i pocałował jej czoło, chwilę wpatrując się w jej oczy stwierdził: - chyba naprawdę cię kocham - szepnął wtulając nos w jej włosy, a ona czetwienieje i jej twarz ogarnia grymas.
- Co jest ? - pyta zdezorientowany jej nagłą zmianą wyrazu twarzy.
- Nic - odpowiada zdawkowo, trochę zdenerwowana, bardziej przerażona.
- Przecież widzę, że nagle mina ci zrzędła - sprawną dłonią zbiera zbłąkany kosmyk z jej czoła.
- Nie umiem powiedzieć kocham cię od tak - wzburzyła się, poderwała głowę i oparła na łokciach. Jego mina była usatysfakcjonowana jej reakcją.
- Dobrze - tym razem zgarnął włosy opadające na jej ramię i pocałował je.
- Dobrze, bo cię nie kocham, czy dobrze, bo rozumiesz - mówiła jeszcze bardziej poirytowana, a on z rozczuleniem patrzył na jej złość.
- Kochasz mnie i stąd ten bunt, bo nie chcesz się przyznać, bo myślisz, że jak się przyznasz to czar pryśnie. Gdybyś mnie nie kochała, bałabyś się przy mnie zasnąć, gdyś mnie nie kochała, nie rozpaczałabyś po postrzelniu mnie, gdybyś mnie nie kochała...
- Przestań ! - surowo zażądała, nadal nie dopuszczając do siebie myśli, że pozwoliła sobie przywiązać się do niego. Dobrze wiedziała, że kolejny raz wszystko psuje, ale strach nie pozwalał jej postąpić inaczej, bo podświadomość mówiła jej: Mia ty umierasz i nie możesz nikomu obiecać schematu: żyli długo i szczęśliwie.
- Gdybyś mnie nie kochała, nie pozwoliłabyś mi się pocałować - podniósł głos.
Pchnął ją na zagłówek łóżka, a metalowe elementy wbiły się w jej kręgosłup, nadgarstki objął jedną ręką, którą oszczędził mu zamachowiec i umieścił nad jej głową, pochylił głowę i ich oddechy spotkały się. Mia natychmiast odwróciła głowę w lewo. Jego usta zacisnęły się w linię.
- Nie widzisz, że cały się trzęsę, że każda część mnie chce ciebie... I bardzo dobrze wiem, że ty też chcesz, więc dlaczego pozwalasz temu szczęściu trwać nie dłużej niż noc, nie skrzywdzę cię...
- Thomas... - opuściła głowę, aby nie patrzeć mu w oczy.
- Dlaczego mi to robisz ? To jest próba mojej cierpliwości? Skoro czujesz to samo to dlaczego nie?- jego oczy płonęły pożądaniem i złością.
- Tom? Posłuchaj... - niepewnie powiedziała.
- To ty posłuchaj - nie puszczał uścisku - nie wiem, czy ktoś tak bardzo cię skrzywdził, ale nie potrafię ci pomóc, rozumiesz? Znosiłem każde twoje odrzucenie, chciałem, żebyś czuła się bezpiecznie - drżał - ale ty się mną bawisz, moimi emocjami... Katujesz mnie, a ja już tracę siły.
- Thomas. Puść moje dłonie - zażądała, a on zrobił to bez zastanowienia. Dziewczyna natychmiast zaplątła je na jego szyi i przywarła swoimi ustami do jego.
- Nie. Całujesz mnie, a zaraz po tym odrzucasz...
- Myślisz, że wygrasz, że się w tobie zakocham i będę jak te pielęgniarki, o których wspominała twoja żona - usiadła ze skrzyżowanymi nogami i zagryzła dolną wargę.
- Sądzisz, że to gra i że słowa tej kobiety miały coś wspólnego z prawdą? I że teraz próbuje zaciągnąć cię do łóżka. Jesteś na tyle dziecinna, że dajesz się zmanipulować tak łatwo? - podniósł się i syknął, kiedy naruszył swoją zabandażowaną rękę.
- Ostrożnie - położyła dłoń na jego ramieniu i odruchowo ją cofnęła.
- Tak, Ty sądzisz, że to gra i bawisz się moim kosztem, bo doskonale sobie zdajesz sprawę z tego, jak silne jest moje uczucie i testujesz ile zniosę - podniósł chorą rękę i włożył w chustę zawieszoną na szyi, był wzburzony.
- Wiesz, że tak nie jest, twoje słowa są krzywdzące. I nie daje sobą manipulować, przynajmniej nie daje tobie i stąd twoje pretensje, bo każdą miałeś na pstryknięcie palcem.
Dziewczyna wstała z łóżka, obróciła się tyłem, nie potrafiła patrzeć mu w oczy. Ogromna przestrzeń dawała jej pole manewru czuła się bezpieczniej w starciu z jego furią.
- Krzywdzące jest to, że mnie odtrącasz, że z jakiegoś powodu nie chcesz mi okazywać uczuć. A kiedy pójdziesz o jeden krok do przodu, od razu cofasz dwa w tył. Dajesz mi kawałek siebie, a za chwilę zabierasz. Co mam myśleć? Próbowałem, ale już nie potrafię tak dłużej, szaleje za tobą, a Ty wciąż się mnie boisz - zawzięcie gestykulował w jej kierunku, ale nie mogła tego zobaczyć, bo stała tyłem.
- Więc rozstańmy się. Tak na zawsze... - odwróciła się w jego stronę i ich spojrzenia skonfrontowały się. Zdziwienie zamknęło jego usta, nie wiedział co powiedzieć.
- Mówisz to z taką łatwością? - jego twarz napięła, a szczęka zacisnęła się.
- Krzywdzimy się - opuściła wzrok w obawie przed jego reakcją.
- Ty krzywdzisz mnie. Skoro to cię uszczęśliwi, zróbmy to - rozdygotał się, uderzył pięścią w siwą komodę i podszedł do zajmującego całą ścianę okna, przez które widać ogród i piękną ulicę zdobioną alejką kwitnących drzew.
- Uważaj na rękę, została ci już tylko jedna - prosi, ale spotyka się to z ignorancją.
Korzystając z jego nieuwagi dziewczyna wyszła roztrzęsiona i zaczęła zbiegać po stromych schodach, przytrzymując się z obu stron ściany obłożonej siwymi, matowymi, podłużnymi płytami. Przemknęła przez korytarz i drzwi za nią trzasnęły, biegła wąską ulicą w dół, która prowadziła do przystanku autobusowego. Po jej policzku płynęły łzy, poczuła wyrzuty sumienia, złość na swoje fanaberie, kiedy już dobiegła do znaku z powieszonym na nim rozkładem, oparła się o niego i głęboko oddychała, zapamiętując charakterystyczną woń tego miejsca. Chciała zachować to powietrze w płucach, ale dusiła się. Serce jej pękało, na samą myśl, że już tu nie wróci i to na wlasne zyczenie. Obserwowała jego posiadłość z odległości kilkudziesięciu metrów, była ona na wzniesieniu, otaczała ją bujna zieleń, która owiała miejsce aurą tajemniczości. Przecierając zaspane oczy, próbowała ukryć w pamięci każdy szczegół miejsca, była pewna, że mężczyna obserwuje ją przez okno, ale z premedytacją nie próbuje jej dogonić, bo chce zafundować jej choćby połowę tej oziębłości, co ona jemu. Każda cząstka jej ciała bolała, ale ból psychiczny zagłuszał uczucie wbijania ostrego drutu w biodra i kolana.

Thomas wszedł do kuchni. Na stole stały dwa kieliszki od wina, które wypili z Mią wieczorem oraz miska płatków, które dziewczyna zaczęła jeść na kolacje. Otworzył lodówkę i wyjął z niej butelkę whiskey, bez pomocy niesprawnej ręki poradził sobie doskonale z odkręceniem trunku. Nalał sobie sporą ilość do kieliszka ze śladem szminki dziewczyny i zaczął ścierać odbicie jej ust kciukiem, a jego myśli zawładnęło wspomnienie o smaku jej ust. Łapczywie opróżnił kieliszek i zacisnął powieki, kwasząc się, rzucił szkłem o podłogę, a ono rozprysnęło się w mak. Nie zastanawiając się ani minuty zaczął nieelegancko pić alkohol wprost z butelki.

Otworzył oszklone białe drzwi i wszedł do garderoby, zaczął wyrzucać z szuflady idealnie posegregowane krawaty aż w końcu znalazł granatowe, kwadratowe zamszowe pudełeczko i usiadł wraz z nim i whiskey na szarej wykładzinie wyłożonej w pomieszczeniu. Otworzył je delikatnie i w jego w głowie powrócił obraz zaciętej rywalizacji o znajdujący się w środku naszyjnik. I moment po licytacji kiedy Mia ubrana w dziewczęcą sukienkę i wysokie szpilki była w jego ramionach.

Jutra nie będzie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz