Rozdział 2 | Louis

9.5K 540 52
                                    

Nowy Jork. Środa, 20 czerwca, 13:34

Od pokazu minęło 5 dni. Zdążyłem w tym czasie przenieść się na inny kontynent, wyjść na dwie imprezy i spóźnić się na spotkanie biznesowe a mimo to w chwilach, gdy mój mózg nie działał w trybie właściciel sieci hoteli, nie potrafiłem zapomnieć o tych zielonych oczach, idealnych rysach, elektryzującym dotyku i płaczu, który spędzał mi sen z powiek. Nie powinienem był przejmować się jakimś modelem, którego praktycznie nie znam. Musiałem się jednak uczciwie sam przed sobą przyznać- nie umiałem przestać o nim myśleć. Noc, którą leżąc w moim łóżku spędziliśmy razem nie pozwalała mi zapomnieć absolutnie o niczym, o jego miękkich, pełnych ustach, pięknym ciele, delikatnych włosach... Nawet mimo tego, że byłem pijany potrafiłem przywołać widok jego perfekcyjnych ramion i poczuć jeszcze raz jego ręce na swoich biodrach... Jego łzy i ulga po odzyskaniu tego cholernego łańcuszka uruchomiły we mnie nieznane wcześniej pokłady opiekunczości.
I ta obrączka... Czy on jest w związku małżeńskim? Sądząc po jego zachowaniu raczej nie jest gejem, ale żonaty raczej też nie, skoro prawie poszedł ze mną do łóżka. Tak czy inaczej, chciałem go ochronić przed całym złem tego świata, zamknąć w swoich ramionach i nigdy nie wypuścić. Czekałem cały dzień, aż się odezwie i kiedy obudził mnie o pierwszej nocy z tym głupim pytaniem, dopadły mnie wyrzuty sumienia i nie spałem całą noc. To było tak głupie i tak przejmujące jednocześnie, dawno nic mnie tak nie ruszyło.
- Panie Tomlinson, przepraszam, że wchodzę, ale nie odpowiadał pan na moje pukanie- powiedziała zmieszana Kate, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Przepraszam, moja wina- przyznałem, zamykając laptopa.- Czy coś się stało?
- Pani Ruth czeka na spotkanie z Panem.
- Kurwa- zakląłem pod nosem i odsuwając się od biurka przeszedłem przez biuro.- Dziękuję- szepnąłem asystentce do ucha, gdy podszedłem do drzwi.
Wychyliłem się, aby znaleźć wzrokiem Lindę Ruth, Australijkę, moją znajomą z czasów studiów.
- Lin?- spytałem, zachęcając ją gestem ręki do wejścia. Uśmiechnęła się szeroko i chwytając swoją dużą, kremową torbę przekroczyła próg mojego gabinetu.
- No, no, Tomlinson- powiedziała z uznaniem, rozglądając się dookoła.- Nieźle się wyrobiłeś.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do niej, żeby ją wyściskać. Od czasu, kiedy ostatni raz się widzieliśmy tyle zmieniło się w moim życiu, że nigdy nie zdążyłbym jej opowiedzieć.
- Usiądź proszę- wskazałem na fotel naprzeciwko mojego, sam zajmując miejsce po drugiej stronie biurka.- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję- uśmiechnęła się.- Już mnie pytała ta... tamta dziewczyna.
Zaśmiałem się, słysząc jej zmieszanie. Odciągnąłem papiery na prawą stronę biurka i położyłem nogi na blacie, zgarniając jabłko z misy. Chciałem jej tym pokazać, że ma czuć się jak u siebie i niczym nie krępować.
- Czuj się jak u siebie- powiedziałem, zrelaksowany. Od rana ciągle tylko telefony, maile, spotkania... Dopiero teraz tak naprawdę mogłem pozwolić sobie na chwilę odpoczynku.
- Louis, naprawdę, jeśli nie masz...
- Ja nadal nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś się spotkać w moim apartamencie- powiedziałem, dodając po chwili- dobrze wiesz, że raczej bym cię nie zgwałcił.
Zaśmiała się głośno, a ja cieszyłem się, że udało mi się rozluźnić atomsferę.
- Co u ciebie, kochana?- zapytałem z ciekawością, biorąc wielkiego gryza jabłka.
- Otworzyłam pensjonat w Sydney- powiedziała- ale to w żaden sposób nie może się równać z tym, co ty osiągnąłeś- pokręciła głową, patrząc na nogi.
- I jak ci się wiedzie?- pominąłem jej wzmiankę o sobie.
- Powiedziałabym, że fantastycznie. Prowadzę go razem z mężem, Rickiem i...
- MASZ MĘŻA I NAWET NIE DAŁAŚ ZNAĆ, JAK BRAŁAŚ ŚLUB?- zakrztusiłem się jabłkiem.
- Louis, to było w pośpiechu. Dzieciak w drodze, znasz moich rodziców- wstyd zapomnieć o jakimś drugorzędnym święcie religijnym. Musieliśmy. Nie było czasu, tak naprawdę gości prawie też nie było.

Na studiach tak bardzo się przyjaźniliśmy, tak bardzo ją uwielbiałem i trzymałem kciuki za jej związek z Rickiem i czułem się po prostu dziwnie z tym, że nic mi nie powiedziała.
- To świetnie!- ucieszyłem się, mimo wszystko.- Jak maluch? Opowiadaj, ze szczegółami.
- Ma na imię Josh i w sierpniu kończy 2 latka. Ma blond włosy po tacie i niebieskie oczy po mamie, dużo rozrabia, biega, powoli zaczyna mówić...- promieniała, opowiadając o małym. Byłem tak szczęśliwy, że udało jej się stworzyć fantastyczną rodzinę, pamiętałem, jak zawsze opowiadała, że chce mieć kochającego męża, krzyczące dzieciaki i własny kawałek świata, w którym będzie gościć ludzi.- A ty, Lou? Masz kogoś?
Jej słowa przywołały mnie ze wspomnień. Mimowolnie uśmiechnąłem się smutno.
- Niestety nie- powiedziałem, nabierając powietrza.- 2 razy w tygodniu jestem na innych kontynentach. Ta praca... To spełnienie marzeń, naprawdę, ale niestety, kosztem czegoś.
- Nie wierzę- pokręciła głową, nadal cała w skowronkach- na pewno kogoś poznałeś, proszę cię. Na roku miałeś przynajmniej połowę dziewczyn za sobą, a teraz?
- Właściwie...- zastanawiałem się, czy powiedzieć jej o Harrym. Przecież mogę jej ufać, prawda?
- Wiedziałam- mrugnęła do mnie, uśmiechając się szeroko.
- Poznaliśmy się w zeszły piątek, ale nie sądzę, żeby coś z tego było. On jest... modelem- zmarszczyła brwi, wyraźnie nie rozumiejąc moich słów.- Byłem gospodarzem jakiegoś pokazu w mojej podziemnej sali w Londynie. Na afterze zagadałem do niego i samo wyszło- wzruszyłem ramionami, wrzucając niezjedzone jabłko do śmietnika pod biurkiem.
- Jak się nazywa?- spytała Linda.
- Harry Styles- odpowiedziałem.
Nabrała głośno powietrza, zakrywając usta dłonią i kilkakrotnie mrugając.
- Loui... Louis, chcesz mi powiedzieć, że spotykasz się z nim?
- To nie tak, my...
- Boże, Louis...- westchnęła głośno.- On jest idealny.
Jęknąłem, widząc jak bardzo rozczulała się nad wyglądem chłopaka, którego swoją drogą znała zapewne tylko ze zdjęć. Linda zawsze interesowała się wszystkim- od sportu po modę a ja uważałem to za niebywałą zaletę. Teraz jednak przeklinałem ją za to, że zna Harry'ego.
- Wiem- odpowiedziałem po chwili niezręcznego milczenia. Nabrałem głośno powietrza.- Opowiadaj mi o wszystkim, mam dużo czasu, kochana- uśmiechnąłem się i oparłem rękami o blat biurka.
Linda zaczęła mówić o absolutnie każdej istotnej rzeczy, która mnie ominęła przez ostatnie trzy lata. Słuchając jej opowieści o mężu, Joshu, pensjonacie, podróżach i wszystkich tych innych pierdołach, które składały się na jej wspaniałe, szczęśliwe życie, zacząłem dostrzegać jak bardzo wycofałem się z jakiegokolwiek życia towarzyskiego, a nawet społecznego. Owszem, przez cały ten czas byłem świadomy faktu, że poświęcam wiele pracy, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo to wszystko porzuciłem. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na zwykłej randce, czy chociażby jakimś przypadkowym piciu przy barze. Byłem tak cholernie dumny z tego, co osiągnąłem w życiu zawodowym, że najprostsze sprawy zaczęły mi umykać. Z drugiej strony przypomniałem sobie o tym, jak bardzo moja rodzina ma mnie gdzieś i dlaczego tak bardzo chciałem się odciąć od tego wszystkiego.
Prawda była też taka, że cholernie jej zazdrościłem. Mam tyle pieniędzy, że mógłbym nosić codziennie inny garnitur od Gucciego, ale na co mi to? Linda ma wszystko: rodzinę, wymarzoną pracę, jest szczęśliwa... Nasza rozmowa coś we mnie obudziła.
Kopnęła w tyłek moją skupioną na robocie mózgownicę, uruchamiając męskie potrzeby i instynkty. Postanowiłem przeczekać do wieczora i korzystając ze świeżej siły do działania wykonać krok do przodu.

***

20:14

Wrzuciłem szósty kawałek pizzy z powrotem do kartonu i opadłem na oparcie kanapy, przełączając kanał w telewizji na informacyjny, żeby wiedzieć czy jeszcze nie zaczęła się trzecia wojna światowa, po czym wziąłem
ze stolika kieliszek z winem. Mimo, że wzrok miałem skupiony na przewijających się przez ekran obrazach, myślami byłem gdzieś indziej, w zupełnie innym świecie. Dwie butelki wina uruchomiły we mnie dodatkowe pokłady odwagi. Teraz wystarczyło tylko wykorzystać wszystkie emocje zebrane z tego dnia i chcęci do zmian, aby wykonać właściwy ruch.
Chwyciłem telefon z tylnej kieszeni i przejrzałem listę kontaktów. Tak naprawdę to nie miałem do kogo zadzwonić, żeby umawiać się na spotkania więcej niż koleżeńskie. A może tylko szukałem usprawiedliwienia dla tego, że wpatrywałem się w numer Harry'ego a był on jedynym, którego szukałem. Chciałem do niego zadzwonić, ale co właściwie miałbym powiedzieć, hej, Harry, tęsknię za tobą?
Nie myśląc za wiele nacisnąłem zadzwoń.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci
Czwarty.
... i pół.
- Styles, słucham?- odezwał się rozweselony. W tle dość głośno było słychać muzykę, więc jak się domyślałem był na imprezie.
- Dobry wieczór, Harry- zagadnąłem tłumiąc emocje wywołane dźwiękiem jego głosu.- Nie przeszkadzam?
- Mam domówkę ale spoko- zaśmiał się.
- Bardzo jesteś pijany?- zapytałem retorycznie.
- Trochę- powiedział, po czym dodał: ty chyba jesteś Louis, prawda?- tym razem to ja się zaśmiałem.
- Tak- odchrząknąłem. Pomyślałem, o tym, po co właściwie do niego dzwoniłem.- Ha...
- Wpadniesz?
- Jestem w Nowym Jorku, wybacz- powiedziałem, chichotając.
- Trochę daleko- stwierdził, a muzyka się zmieniła.
- Może w zamian spotkamy się kiedy indziej?- podłapałem temat.
- Jasne, kiedy będziesz w Londynie?
Mogę nawet jutro, jeśli zechcesz.
- W piątek po drugiej rano mam wylot- powiedziałem.- Czyli koło czwartej powinienem być.
- River Cafe o dziesiątej?
- Jasne- ucieszyłem się dzieciak z prezentu gwiazdkowego.
- Do usłyszenia, mały- rzucił, śmiejąc się, po czym rozłączył się.

Odłożyłem telefon na stolik i w podskokach zacząłem pakować walizkę na wylot szybciej niż zwykle.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz