Rozdział 15 | Harry

6.7K 464 208
                                    

Colares, Brazylia. Niedziela, 21 lipca, 7:30

Wyłączyłem budzik i usiadłem na łóżku, przecierając zaspane oczy. Niczym nieprzerwana cisza świadczyła o tym, że Louis zapewne głęboko spał, dlatego zwlokłem się i po cichu przeszedłem do jego pokoju, najdelikatniej jak potrafiłem, kładąc się na wolnej połówce łóżka. Lou spał na plecach z rękami pod głową, co dawało mi mnóstwo możliwości obudzenia go.
- Hej misiek, wstajemy- mruknąłem, ale ani drgnął. Uniosłem się na rękach i uważając, żeby nie dotknąć jego drobnego ciałka, przełożyłem prawą rękę i nogę tuż przy jego lewym boku i opierając się dłońmi obok jego głowy nachyliłem się i musnąłem czubkiem nosa policzek bruneta.
- Hej młody, wstajemy- szepnąłem, na co jedyną odpowiedzią był pomruk i przewrócenie się na prawy bok.- Oj Tomlinson- wydgerałem, zbliżając się do jego szyi. Złożyłem na niej kilka wcale nie takich delikatnych pocałunków, co sprawiło, że Louis gwałtownie się podniósł, zrzucając mnie z siebie częściowo, bo siedziałem teraz na jego nogach.
- O matko- jęknął, przeczesując palcami włosy. Rozbudzony, poczochrany, bez koszulki... Wyglądał po prostu... Tak, idealnie. To najlepsze słowo, jakie mogłem znaleźć w tym momencie.
- Dzień dobry- przywitałem go, chichocząc. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi czami, jakbym chciał go zgwałcić a nie obudzić w przyjemny sposób.
- Dobry... Nawet bardzo- uspokoił oddech, uśmiechając się szeroko. Położył rękę na szyi w miejscu, gdzie jeszcze przed kilkunastoma sekundami spoczywały moje usta. Widziałem coś, czego on ręką nie mógł wyczuć-co spowodowało, że miałem jeszcze większą ochotę zrobić mu więcej tych pieprzonych malinek.
Rzuciłem się na Louisa, przygważdżając go praktycznie ciałem do materaca. Zacząłem obcałowywać całą jego szyję, potem obojczyk i...
- Harry, proszę- jęknął, przesuwając bezwiednie dłonie wzdłuż moich pleców.
- O co mnie prosisz- mruknąłem w zagłębienie za jego prawym uchem, czując, jak przez jego ciało przechodzi dreszcz.
- Proszę przestań, kochanie- jęknął, gdy lekko polizałem to miejsce.
- Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dla którego mam przestać- musnąłem wargami jego żuchwę.
- Jeśli nie przestaniesz- zsunął mnie z siebie, przewracając się na prawy bok i jednocześnie wstając z lewej strony łóżka- to tak cię wypieprzę, że przez tydzień nie usiądziesz- zagroził niskim, cholernie podniecającym głosem. Zazwyczaj spokojne jak bezchmurne niebo oczy płonęły, kiedy wychodził z pokoju, przygryzając wargę w miejscu, gdzie zawsze ja mu to robiłem.

***

8:14

Sałatka, którą Louis dla nas przygotował na śniadanie, a której dokładnie nie potrafiłem nazwać, ze względu na ilość użytych nieznanych dla mnie składników, była po prostu nieziemska.
Nie mogłem się napatrzeć na Lou, siedzącego naprzeciwko mnie. Rozczochrany z błyszczącymi oczami i bez koszulki wyglądał po prostu olśniewająco. Niezapominajki, które zostawiłem rano podczas budzenia go, dodawały mu tylko i wyłącznie uroku, a byłem pewny, że jeszcze ich nie widział, ponieważ z tego co kojarzę nie był jeszcze w łazience. Nie mogłem się doczekać jego reakcji, gdy zobaczy swoje odbicie w lustrze. Cholernie podniecała mnie myśl, że każdego ranka przynajmniej przez najbliższy tydzień albo nawet dwa, za każdym razem jak spojrzy w lustro przypomni mu się, jak dobrze wykorzystaliśmy ten spędzony razem weekend w Brazylii.
- Smakuje ci?- spytał, wycierając ręce w serwetkę.
- Czasem zadajesz głupie pytania- odpowiedziałem, stukając widelcem w pusty talerz. Przyglądałem mu się, gdy wstał od stołu, żeby nalać sobie więcej soku. Kochałem te jego dresowe szorty i chyba będę musiał wyposażyć jego szafę w więcej par tych szatańskich spodni. Nie pamiętem, żeby czyiś tyłek prezentował się równie dobrze w tak głupim i prostym ubraniu.
- Co ci się śniło?- spytał ni stąd ni z owąd, siadając ponownie do stołu. Czułem, jak momentalnie zalewa mnie rumieniec na twarzy i nie wiedziałem, co powiedzieć, wyrwany z fantazjowania.
- Eeee- jęknąłem- nie pamiętam.
- Szkoda- skwitował, upijając łyk soku.
- Dlaczego?
- Krzyczałeś przez sen. Właściwie to wołałeś mnie, prosiłeś, żebym przyszedł, więc jestem po prostu ciekawy- uśmiechnął się złowieszczo, a ja zamiast przejąć się tym, że odstawiałem w nocy takie numery, zacząłem chichotać, przypominając sobie o tym, że Louis nadal nic nie wie o malinkach na szyi.
- Co się śmiejesz?- pytał, próbując udawać groźnego.
- Z absolutnie niczego- odpowiedziałem, rozglądając się teatralnie po pomieszczeniu.
- Mam coś na twarzy czy jak?- zmarszczył brwi, dotykając się po policzkach.
- Na twarzy nie- odpowiedziałem, po czym wybuchnąłem tak gromkim śmiechem, że chyba nawet w Rio mnie słyszeli.
- Jesteś pojebany, Styles- pokręcił głową, wstając od stołu i kierując się w stronę łazienki. Zapalił światło głośno uderzając ręką w włącznik, po czym trzasnęły drzwi i nastąpiła chwila ciszy.
- HAAAAAAARRRRRYYYYY!- wydarł się, a sekundę później już znowu stał przede mnią w jadalni.
- No, co, nie podoba się?- wstałem, ocierając łzy. Nie potrafiłem przestać się śmiać, jego mina, rozbawienie ze zdezorientowaniem, te błyszczące oczy... To wszystko było takie proste i zabawne.
- Ty bestio- stuknął mnie palcem wskazującym w środek klatki piersiowej, ze skrywanym uśmiechem.- Zapłacisz za to- zawiesił mi ręce na szyi, mocno wpijając się w moje usta. Położyłem ręce na jego biodrach, przyciągając go bliżej siebie.
- Jesteśmy popierdoleni- stwierdziłem, odchylając głowę, by dać mu się odgryźć za poranne pieszczoty.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz