Rozdział 9 | Harry

6.5K 420 50
                                    

Nowy Jork. Czwartek, 4 lipca, 7:14

Nie spałem całą noc. Całą pieprzoną noc. Na szczęście lot trwał nieco ponad 7 godzin i chociaż częściowo udało mi się nadrobić stracony sen.
Nie wiedziałem, czy byłem bardziej podekscytowany czy zdenerwowany- w końcu między mną a Louisem były dość napięte stosunki. Wczorajsza rozmowa dała mi jednak nadzieję, że nie jest tak źle. Gej czy nie- potrzebuję teraz kogoś, z kim będę mógł porozmawiać o wszystkim, a jednocześnie kogoś, kto nie będzie mnie zbytnio oceniał. To wszystko przez tę głupią psychologiczną książkę, którą mi dał do przeczytania. Głupią. Pozwoliła mi spojrzeć na wiele rzeczy z innej strony i chociaż zapewne wiele się nie zmieni, przynajmniej będę się starał budować dobre relacje w inny sposób niż alkoholem.
- Jesteśmy na miejscu- powiedział Daniel, parkując pod dużym, nowoczenym domem w kształcie prostokąta. Zadbany trawnik przed domem i trzy samochody w garażu- i to nie byle jakie samochody- to pierwsze rzeczy, które rzuciły mi się w oczy.
- Rachel, wysiadamy- szturchnąłem dziewczynę, która przysnęła. Zachichotałem, gdy zerwała się i wyszła z samochodu, udając, że nie ma mnie obok niej. Mogłaby tak zawsze.
Wysiadłem z impetem zamykając drzwi i wziąłem z bagażnika swoją torbę. Daniel chwycił swoją torbę oraz różową walizkę blondyny i skierowaliśmy się ładnie ułożonym, jasnym chodniczkiem do drzwi wejściowych, znajdujących się na dwustopniowym podeście. Wziąłem głęboki wdech, gdy ochroniarz zadzwonił srebrnym dzwonkiem. Po kilku chwilach usłyszałem jak zamek w drzwiach się przekręca, a serce nie wiedzieć czemu zaczęło mi bić w takim tempie, jakby chciało ucieć z mojego ciała.
- Dzień dobry, zapraszam- przywitał się jak zawsze taktowny Louis, szeroko otwierając drzwi. Stałem za Rachel i Danielem i przez to nie do końca go widziałem, ale kiedy dziewczyna przesunęła się kilka kroków do przodu zrobiło mi się gorąco.
- Hej- szepnąłem, smyrając go niby od niechcenia dłonią po brzuchu, gdy przechodziłem przez próg, żeby rozluźnić od razu atomsferę między nami.
- Jestem Louis Tomlinson- przedstawił się , uściskając dłoń z Danem i barbie.- Czujcie się jak u siebie w domu. Pokoje gościnne- wskazał na schody- są na piętrze, po lewej stronie, łazienka na końcu korytarza- wskazał im, żeby podążali za nim na górę. Poszedłem za nimi, żeby nie wyjść na debila. Podobał mi się jego dom- było w nim dużo otwartej przestrzeni, dominowały stonowane kolory, w tym dużo bieli i szarości a całość była urządzona w bardzo minimalistyczny sposób.
- Jeżeli będziecie czegoś potrzebować, mój pokój jest tu- wskazał na drugą stronę korytarza. Miał na sobie czarną koszulę z podwiniętymi do łokcia rękawami, rozpiętą na dwa guziki u góry, tradycyjnie czarne jeansy i czarne skarpetki. Włosy, w nieładzie, podkreślały jego wydatne kości policzkowe i niebieskie oczy.- Ee Harry?- zapytał w pewnej chwili, wyrywając mnie z zapatrzenia. Mrugnąłem gwałtownie i widząc, że Rachel i Daniel posłusznie udali się do swoich pokoi zrobiłem to samo i wybrałem ten, gdzie ciężkie ciemnobrązowe drzwi były otwarte, najbliżej łazienki. Dwuosobowe łóżko ustawione na środku średniej wielkości pokoju aż prosiło się, żeby na nim zasnąć. Zanim jednak postanowiłem się zdrzemnąć, położyłem torbę na podłodze i wyszedłem na korytarz.
- Louis?- szepnąłem, nie doczekując się odpowiedzi.- Louis?- powiedziałem, tym razem głośniej.
- Tak? -wyszedł zza drzwi na co podskoczyłem. Zachichotał z mojej reakcji a ja nie mogłem się powstrzymać i wciągnąwszy go do pokoju po jednoczesnym zamknięciu drzwi przyciągnąłem go mocno do siebie. Przy moich 184 centymentrach wzrostu i średnio umięśnionym ciele wydawał się być taki mały i drobny... Puściłem go, uświadomiwszy sobie swoją gwałtowność. Widząc jego reakcję oprzytomniałem, wyrywając się z amoku chwilowych emocji.
- To znaczyło hej Louis, miło cię widzieć- powiedziałem, poprawiając włosy. Brunet patrzył na mnie z uniesionymi brwiami i otwartą buzią, jakbyśmy się nie przytulili a pieprzyli.
- Hej Harry, mi także miło cię widzieć- opowiedział, uśmiechając się szeroko.- Jak podoba ci się dom?
- Jest świetny, naprawdę- stwierdziłem, dając mu do zrozumienia, że ma dobry gust.- Co z nimi?- kiwnąłem głową na ścianę po lewej gdzie był Daniel albo Rachel.
- Poszli spać. O której macie być w centrum?- zapytał. Jak zawsze praktyczny i zorganizowany.
- Eee czekaj- powiedziałem, siadając na wielkie łóżko. Chryste, jakie wygodne. Klepnąłem ręką na miejsce obok siebie, dając mu znać, żeby usiadł. Nie wiem do cholery dlaczego, ale potrzebowałem jego bliskości. Włączyłem na telefonie skrzynkę mailową i wybrałem ostatnią wiadomość od Michaela, który NIESTETY nie mógł być dzisiaj z nami bo inne PR go potrzebowało bardziej niż ja i blondi.
- O 11 na Time Square, potem jakieś restauracje i inne pierdolone miejsca i u ciebie jesteśmy w nocy- powiedziałem znudzony.- Jeśli nic się nie zmieni o 8 rano wylatujemy.
- To i tak dobrze, zważając na to, że mieliście być u mnie tylko czwartego- stwierdził, w sumie celnie.- Czyli od 11 do nocy nikogo tu nie będzie?
- Dokładnie- potwierdziłem.
- W takim razie czeka mnie pracowity dzień- rzucił.- Wiesz, hotele nigdy nie śpią- mrugnął, szturchając mnie w ramię. Zaśmiałem się z jego żartu.- Powinieneś się przespać, Harry, masz strasznie podkrążone oczy.
- Okej- zgodziłem się.
- Zostaję w domu do czasu, gdy wyjedziecie do miasta. Jakby co, jestem na dole- oznajmił, wstając.- To dobranoc- ponownie zachichotał, łapiąc za drzwi.
- Pchły na noc- zrymowałem i położyłem się w ciuchach. Louis cicho zamknął drzwi i bezdźwięcznie zszedł na dół, zostawiając mnie samego z kotłującymi się myślami, wyrzutami sumienia i wygrywającym ze wszystkim snem.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz