Rozdział 8 | Louis

6.5K 434 53
                                    

Nowy Jork. Środa, 3 lipca, 12:27

- Mogłabyś powtórzyć? Bo... coś przerywa- poprosiłem roztrzęsionym od niedowierzania głosem.
- Oczywiście. Harry Styles był wczoraj wieczorem w naszym hotelu i poprosił Lily, bodajże, o spotkanie z panem, aczkolwiek z racji tego, że jest pan w Ameryce zaoferowaliśmy spotkanie w innym terminie. Styles prosił tylko, aby przekazać panu książkę oraz bardzo serdecznie podziękować za jej udostępnienie.
- Dobrze, dziękuję bardzo.
- Oczywiście, nie ma za co. Książka czeka w pańskim gabinecie.- Megan rozłączyła się.

O. Kurwa.

Spodziewałem się wszystkiego- rozpieprzonego systemu, upierdliwego klienta, braków w zaopatrzeniu, niedopatrzeń w wypłatach- ale nie czegoś takiego. Dlaczego do cholery jasnej odkładałem ten telefon od wczorajszego popołudnia? Gdyby Megan nie zadzwoniła, ja absolutnie bym o tym zapomniał a po powrocie do Londynu z pewnością nie nadawałbym się do niczego.
Przecież kazałem mu zatrzymać tę książkę, prawda? On nie chce się ze mną widywać, więc na jaką cholerę ją zwrócił? Żeby nie mieć ze mną nic wspólnego? To byłoby logiczne, ale nadal nie pasowało mi do tej sytuacji.
Ostatni bezpośredni kontakt, jaki nawiązaliśmy, miał miejsce tamtego wieczora w Clearwater. Miałem paskudne wyrzuty sumienia- po pierwsze, że dałem się ponieść chwilowym emocjom, po drugie- cały ból dupy potęgowało poczucie, że ostatni raz jak się widzieliśmy zrobiłem praktycznie to samo.

W takich momentach jak ten dziękowałem wszechświatu za to, że sam sobie ustalam godziny pracy i nie muszę robić Bóg wie czego, żeby się urwać. Wziąłem laptopa i teczkę z papierami pod pachę i przeszedłem do pokoju Kate.
- Kate- powiedziałem, wchodząc do środka.- Coś jeszcze mam na dzisiaj?
- Zostało spotkanie z Joanną Sp...
- Odwołaj, proszę- nie miałem ochoty spotykać się z tą babą. Kierownik marketingu firmy robiącej farby i tapety. Na cholerę, skoro 3 miesiące temu był remont?- Napisz, że spotkamy się w innym terminie, okej?
- Oczywiście.
- Dziękuję bardzo. Miłego dnia, do widzenia- pożegnałem się i wyszedłem.
Tak samo pożegnałem się z resztą personelu, którą mijałem w drodze do wyjścia. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do kawiarenki niedaleko mojego domu.

***

13.23

Tak.
Nie.
Tak.
Nie.
Tak.
Nie.
Tak.
Ni-
Jebać to.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę pod imieniem Harry. W Londynie jest po 20, więc zakładając, że z nikim się nie pieprzy ani nie jest na imprezie, powinien odebrać.

Po pięciu niekończących się sygnałach usłyszałem ten piękny głos.
- Halo?
- Harry- powiedziałem z ulgą.
- Louis? Louis to ty?- niedowierzał?
- Tak, to ja. Cześć- uspokoiłem się trochę.
- Wszystko w porządku? Coś się stało? Czegoś...
- Harry, spokojnie, u mnie wszystko okej- najwyraźniej to nie ja potrzebowałem uspokojenia.
- Dlaczego nie chciałeś ze mną wcześniej rozmawiać, a teraz dzwonisz bez niczego?- pytał lekko pretensjonalnie.
- Przepraszam. Po prostu- przełknąłem ślinę- to chyba za dużo tego wszystkiego jak na mnie. Kilka lat życia bez większych emocji i teraz to wszystko- uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Co?- słyszałem, jak się śmieje.
- Chciałem zapytać jak podobała ci się książka- opanowałem się.
- Bardzo praktyczna- przyznał wesoło. Nie brzmiał na pijanego, dlatego byłem bardzo miło zaskoczony słysząc jaki ma humor. Szkoda, że nie mogę go teraz zobaczyć.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że wdrożysz jej część w życie, ułatwisz wszystko wszystkim- mruknąłem z uśmiechem.
-Staram się.
- A co poza książką? Jakieś pokazy?- zagadnąłem. Nie mogłem się rozłączyć, nie teraz, kiedy tak super idzie nam rozmowa.
- Szczerze to chujowo. O modzie na razie nie ma mowy. PR się kręci, nienawidzę tego, rozumiesz?- wyczułem, jak się irytuje.
- Spokojnie, to pewnie tylko kilka dni.
- Mam podpisany kontrakt z tą suką do końca roku, Louis. Nie wytrzymam z nią tyle!- postanowiłem mu nie przerywać, skoro zaczął dużo mówić. Wziąłem łyka zamówionej kawy i słuchałem jego wywodu.- Harry to, Harry tamto! Jak jej nic nie zrobię to będzie dobrze! Nie mogę pić ani chodzić na imprezy, właściwie jak już ci mówiłem nie powinienem nawet odebrać telefonu od ciebie, ale kurwa, Louis, nie potrafię, potrzebuję porozmawiać z kimś normalnym!
Uznałem to za komplement i szeroko się uśmiechnąłem. Chyba nie usłyszałem żadnej tak miłej rzeczy od niego w trakcie naszej krótkiej, aczkolwiek intensywnej znajomości.
- Fajnie to słyszeć- mruknąłem, upijając łyka. Korciło mnie, żeby spytać, czy nadal przeszkadza mu, że jestem gejem, ale pohamowałem się w ostatniej chwili.- Opowiedz mi coś o niej.
- Rachel? Pff-prychnął- Louis, tu nie ma o czym mówić. Jest pusta, dość ładna i zgrabna ale pusta. Pasożyt ekonomiczny z głosikiem, od którego włącza mi się syndrom ucieczki.
Zachichotałem. Nie potrafiłem się powstrzymać. Pierwszy raz od kiedy go znam tak bardzo emocjonował się mówiąc o czymś.
- Aż tak źle?
- Tak!- krzyknął przejęty.
- Kiedy teraz gdzieś ruszacie?- zapytałem, znając temat połowicznie. Trochę kiedyś czytałem o PR, głównie na studiach, dlatego miałem nadzieję się nie ośmieszyć.
- W przyszłym tygodniu, w piątek do poniedziałku.
- Gdzie?
- Paryż- powiedział zirytowany.
- Nie będzie tak źle, miej dobre nastawienie- radziłem mu bez większego przekonania.
- Nie znasz blondi to nie mów mi, że mam być pozytywnie nastawiony- warknął.- Może kiedyś będziesz miał okazję ją poznać, co raczej nie będzie miłe.
- Mogę gdzieś zobaczyć jej zdjęcia?- spytałem zaciekawiony.
- Od kiedy interesują cię kobiety, hm?- mruknął, śmiejąc się.
- Od nigdy, jestem po prostu ciekawy- oznajmiłem obojętnie.
- Twoja książka, rozdział drugi: szanuj poglądy i postawy drugiej osoby. Staram się akceptować twoją orientację, chociaż to nadal dla mnie dziwne- powiedział, jakby dumny z siebie.
- To bardzo dobry krok ku posiadaniu we mnie przyjaciela, Harry- przyznałem z uznaniem. Nie wierzyłem, że przeczytanie książki, którą właściwie wysłałem mu złośliwie tak wiele zmieni w tak krótkim okresie czasu.
- To nie detale typu orientacja, partia polityczna czy ulubione książki sprawiają, że kogoś lubisz, a jego osobowość i charakter- zacytował wstęp.
- Co ci się stało?- zacząłem się śmiać.- Jak ostatnio...
- Tak wiem, jak ostatnio się widzieliśmy zachowywałem się jak dupek. Ale od tego trochę się zmieniło i chyba przez ten tydzień ja zmieniłem swoje nastawienie. Nie umiem żyć tak jak teraz, w klatce a jedynym sposobem na komunikowanie się z kimś innym niż Michael, Daniel i Rachel jest telefon. W dodatku w tajemnicy, bo o wszystkim muszę mówić. O wyjściach informować przynajmniej 3 dni przed. Jestem dorosły, a z mojego domu wyniesiono cały alkohol. Po tym, jak w Rzymie urwałem się na drinka rano już w ogóle mam więzienie. Monitoring z mojego domu jest pod stałą kontrolą managementu.
Byłem... zszokowany. Nie wiedziałem nawet co powiedzieć. To jest nieludzkie traktowanie, przecież to tylko kontrakt z managementem a nie mafia czy więzienie...
- Co robisz jutro?- zapytałem po chwili ciszy na linii.
- Jutro... Jutro nic. Siedzę w domu, jak będzie trzeba to wyjdę z Rachel do miasta, żeby papsy miały rozrywkę i tyle.
- A impreza?
- Tylko z Rach i mogę wypić jednego browara, więc w zasadzie wolę nie iść, bo co to by była za zabawa- posmutniał.
- Jest opcja, żebyś przyleciał do mnie?- zapytałem z nadzieją.
- Nowy Jork?
- Tak.
- Nawet na to nie liczę. Myślę, że gdybym spróbował się sam przedostać sam to albo by mnie ktoś na samym lotnisku zatrzymał albo nie wiem- był zrezygnowany. Nie takiego Harry'ego znałem.
- Jutro jest 4 lipca, Święto Niepodległości, byłeś kiedyś w USA tego dnia?- próbowałem go zachęcić do walki.
- Nie byłem- przyznał smutno.
- To przyjedź.
- Louis, nie ma takiej opcji. To nie wypali, choćbym się teleportował.
- Weź Rachel i przyjedź- zaproponowałem.
- Czy ty... LOUIS CZY TY SIEBIE SŁYSZYSZ?!
- Uspokój się tam. To jest strategia.
- JAKA STRATEGIA, CO TY MÓWISZ, CZY TY CHCESZ, ŻEBYM ZWARIOWAŁ?- wybuchnął. Najwyraźniej nie rozumiał mojego pomysłu.
- Harry, uspokój się. Wdech, wydech- poradziłem mu, a czując, że zaraz znowu zacznie krzyczeć, wyrzucałem z siebie słowa najszybciej jak umiałem.- Słuchaj, to nie jest zaproszenie zakochanej parki na obiad, tylko taktyka. Zadzwoń do tego swojego Michaela, zaproponuj, że przyjedziecie do mnie, poświętujecie i wrócicie do Anglii.
- Louis- jęknął- to nie taki zły pomysł. Tylko Michael... On cię nie toleruje, wiesz o tym.
- Zagadaj jakoś, masz dobrą gadkę- napiłem się stygnącej kawy.
- Może powiem, że to ociepli twój wizerunek i zamiast geja przedstawi cię jako mojego dobrego przyjaciela?
- I jeszcze powiedz, że cieszę się waszym szczęściem- dodałem.
- Podoba mi się twoje myślenie, Tomlinson- przyznał z uznaniem.
- Dzięki- powiedziałem.- Leć załatwiać i daj mi znać jak się udało.
- Jasne- rozłączył się.
W świetnym nastroju dopiłem kawę i biorąc kawałek sernika na wynos, zapłaciłem za wszystko, zostawiając napiwek i poszedłem do samochodu. Włożyłem telefon do stojaka przyczepionego do szyby i pojechałem do domu.

13.34

Przesunąłem zieloną słuchawkę i włączyłem głośnomówiący.
- I jak?
- Zgodził się- powiedział dość usatysfakcjonowany, mimo to czułem, że to nie wszystko.
- Ale?
- Wiedziałem, że zapytasz- chyba się zaśmiał.- Jest taki haczyk, że czwartego rano lecimy i czwartego rano wracamy. Michael dogra godziny z papsami żeby mogli nas fotografować, ale ty nie możesz wtedy być z nami.
- Okej- przyjąłem to ze spokojem. Zobaczysz jutro Harry'ego. Zobaczysz jutro Harry'ego. Zobaczysz jutro Harry'ego.- Ile czasu będziecie mogli spędzić u mnie?
- Nie wiem. Nie za dużo- powiedział bez emocji.- Temu gnojowi spodobał się pomysł, był wręcz zachwycony moją inwencją, jak to ujął. Podejrzewam, że wszystko zaplanuje tak, żebym tylko do ciebie wszedł żeby zostawić rzeczy i je zabrać.
- Ja pierdole- sapnąłem, zatrzymując się na światłach.
- Co?
- Dobre i to- mruczałem.
- Mam nadzieję, że znajdziemy chociaż z 10 minut, żeby pogadać- mówił szybko.- Bo nie wiem czy wytrzymam ten dzień bez kontaktu z kimś z innego świata niż mój, skoro będę miał cię na wyciągnięcie ręki.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Rozdział czwarty: mów jasno o swoich pragnieniach i oczekiwaniach?- zaśmiałem się.
- Dokładnie- usłyszałem, jak chichocze.- To może napiszę jak będziemy wylatywać?
- Jasne, czekam- powiedziałem, ale po chwili dodałem: Jak wylądujecie też daj znać.
- Nie ma sprawy. To do zobaczenia?- zapytał z nadzieją.
- Do zobaczenia- odpowiedziałem, rozłączając się, po czym wjechałem na podjazd przed domem. Wziąłem z bagażnika zakupy, które zrobiłem przed pracą i wszedłem do domu, kładąc torby na blacie w kuchni.
Jutro tu będzie Harry. Jego rzeczy, cokolwiek. Chciałem pokazać się jako gospodarz z dobrej strony, dlatego wywietrzyłem pokoje gościnne i poukładałem na szafkach, co i tak było tylko i wyłącznie przejawem pedantyzmu, bo dom był sprzątany dwa razy w tygodniu. Kiedy przeszedłem do łazienki, zadzwonił telefon.
- Halo?- odebrałem, nie patrząc kto dzwonił, chociaż w głębi duszy miałem nadzieję na Harry'ego, po raz kolejny dzisiaj.
- Cześć Louis- zawołał promiennie Chris.
- O hej- rzuciłem zawiedziony. Nie jego się spodziewałem.
- Co ciekawego słychać?
- Nic nowego, a u ciebie?- oparłem się o szafkę.
- Brakuje mi fajnych Brytyjczyków do masowania- mruknął niejednoznacznie.
- Czy to sugestia czy aluzja?- zapytałem sarkastycznie. Wtedy, w Clearwater, polubiłem Chrisa, ale w porównaniu do tego, co czułem przy rozmowie z nim a przy rozmowie z Harrym... Właściwie nie ma porównania.
- Może i jedno, i drugie, a może nic- mówił wolno.- Masz zamiar może wpaść?
- Niestety nie- stwierdziłem mimo wszystko z żalem, bo dobrze się tam bawiłem.
- Jutro świętujemy niepodległość, wiesz o tym?
Co za debilne pytanie. Oczywiście, Chris nie mógł o niczym wiedzieć, ale rozzłościło mnie to.
- Tak, wiem- warknąłem.- Słuchaj, nie mogę teraz rozmawiać, przepraszam. Mam dużo rzeczy na głowie- dodałem już nieco spokojniej.
- Okej, przepraszam.
- Miłego świętowania- pożegnałem się sympatycznie. Mimo wszystko nie chciałem, żeby między nami było źle.
Zszedłem na dół do kuchni, żeby rozpakować zakupy. Kurczak, warzywa, owoce... Jakbym rano wiedział, że przydadzą się bardziej niż zawsze. Ściągnąłem z półki jedną z książek kulinarnych i postanowiłem zrobić sobie obiad, jaki w razie potrzeby podam jutro Harry'emu i tej jego dziewczynie. Gdy już miałem przygotowane wszystkie składniki i założony fartuch do gotowania, dostałem sms-a. Harry.

Naprawdę nie mogę doczekać się jutra.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz