Rodział 11 | Harry

6.5K 383 334
                                    

Paryż. Piątek, 12 lipca, 15:34

- I... Teraz!- krzyknął nasz dzisiejszy fotograf, naciskając na spust migawki.

Nasz, bo tym razem nie stałem przed obiektywem sam.
Nasz, bo próbowałem minimalnie się zaangażować.
Nasz, bo byłem na najwyższym poziomie wieży Eiffla z Rachel, gdzie we dwoje pozowaliśmy do zdjęć jako para.

Traktowałem to jak pracę- w końcu mogłem trochę pobyć sobą i pierwszy raz od ponad miesiąca zaczarować aparat, w dodatku w tak pięknym i słonecznym jak dziś Paryżu. Miałem jednak wrażenie, że dla Rachel to nie jest tylko spełnienie służbowych obowiązków czy zwykłe zdjęcia. Przynajmniej jej wkład pracy o tym nie świadczył, a pamiętając, że jest aktorką a nie modelką tylko potęgowałem to odczucie. Kiedy mieliśmy się objąć- blondi przyciągała mnie do siebie jakby chciała mnie zgnieść, gdy mieliśmy się pocałować- robiła to jakby po raz ostatni w życiu miała styczność z czyimiś wargami, a gdy mieliśmy na siebie romantycznie spojrzeć- oczy barbie wyrażały tyle zadowolenia i podniecenia całym tym szumem wokół jej osoby, że stało się to w pewnym momencie trochę przerażające.
- Dziękuję, mamy to!- oznajmił fotograf z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Kiedy zdjęcia?- zapytałem trochę zniecierpliwiony.
- Do końca przyszłego tygodnia na pewno się wyrobię- odpowiedział, przeglądając pierwsze efekty na ekraniku aparatu.- Wyglądają naprawdę świetnie na pierwszy rzut oka- przyznał, poklepując mnie po ramieniu.
- Cieszę się- uśmiechnąłem się. Jeżeli sesja wypadła przynajmniej fantastycznie, Michael powiedział, że pozwoli mi zrobić kampanię dla Calvina Kleina. Louis twierdził, że czy wyjdzie gównianie (chociaż jak sam powiedział z tobą zdjęcie nie może być gówniane) czy niesamowicie i tak mnie wcisną do CK, chociażbym się zapierał nogami, rękami i Bóg jeden wie czym jeszcze, ze względu na zyski jakie oni osiągną z tej kampanii. Szantażowanie mnie przykładaniem się do zdjęć miało według Louisa jedynie na celu uwiarygodnienie mojej relacji z Rach.

Louis.
Od czasu mojej służbowej wizyty w jego domu w Nowym Jorku codziennie ze sobą rozmawiamy, a przynajmniej piszemy. Jest dla mnie wsparciem, kiedy barbie jest naprawdę blisko wylądowania w osobnej taksówce albo w ogóle na innym kontynencie. Bo nawet, gdy nigdzie nie latamy, musimy pokazywać się publicznie i to jest chyba najgorsze. Naprawdę staram się jakoś unormować nasze stosunki, ale nie potrafię się zdobyć na to, żeby powiedzieć dziewczynie, że musimy być dla siebie przyjaciółmi przez te pół roku. W tej sytuacji bałem się chyba trochę, że jej rumieńce, nieregularny oddech i przyspieszome bicie serca przestaną być reakcją na moje zbliżenie do niej. Próżne, jak skwitował mój przyjaciel. Ale cóż mogę zrobić, taki już właśnie jestem. Próżny, zakochany w sobie egoista. Dobrze, że Louis użył wtedy sarkazmu, bo w innym wypadku musiałbym mu się odwdzięczyć.

***

17:57

- Czy miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy zjedli coś w hotelu zanim pojedziemy na kolację do miasta?- spytała Rachel stojąca w progu mojego pokoju, ubrana w bluzkę na ramiączkach i szorty. Warte podkreślenia jest to, że nie miała na sobie stanika, a włosy związane w niedbałego koka dodawały jej seksapilu. Jednak kiedy ponownie się odezwała, cały czar prysł.- Harry, co o tym myślisz, kotku?
- Kotku?- prychnąłem, odkładając na brzuch książkę, którą zwinąłem wcześniej z salonu Louisa.
- Nie podoba ci się jak tak do ciebie mówię?
- Nie uważasz, że na zbyt wiele sobie pozwalasz?- zapytałem stanowczo.
- Dlaczego uważasz to za zbyt wiele, Harry?- piszczała pretensjonalnie. Z niezadowolonym wyrazem twarzy weszła do środka i usiadła na brzegu łóżka, tuż obok mojego uda.
- Kim dla mnie jesteś, żeby nazywać mnie kotkiem?- podłożyłem ramiona pod głowę, a dziewczyna omiotła wzrokiem moją nagą klatkę piersiową. Jej twarz jak zawsze w takich sytuacjach zrobiła się momentalnie czerwona, a niebieskie oczy wydawały się wypaść za chwilę z orbit.
- Ee...
- Rachel, myślę, że powinniśmy zostać przyjaciółmi- oznajmiłem w końcu. Zbierałem się na to cały tydzień, od kiedy miałem okazję porozmawiać z Louisem. Uznałem, że to naprawdę dobry, zarówno logiczny, jak i praktyczny pomysł.
- Zostać przyjaciółmi czy zostać przyjaciółmi? Bo to różnica- uśmiechnęła się lekko.
- O co ci teraz chodzi?- zmarszczyłem brwi zdegustowany jej kiepskim poczuciem humoru.
- Zostać przyjaciółmi to znaczy zaprzyjaźnić się czy zostać przyjaciółmi jako spierdalaj, nie licz na nic więcej niż moją przymusową obecność przy tobie?
Zastanowiłem się przez chwilę, czy dla zabawy nie skomentować tego jakimś sarkastycznym tekstem, ale z drugiej strony to było dobre pytanie. Chciałem się zaprzyjaźnić z Rachel czy po prostu to był zwykł tekst na do widzenia?
- Myślę, że to pierwsze, bo poniekąd wiąże się z tym drugim- odpowiedziałem po kilku sekundach namysłu.- Uważam, że musimy się trzymać razem w tym gównie, bo czy tego chcemy czy nie, jesteśmy zdani na siebie.
- Zgadzam się- wtrąciła się barbie, poprawiając włosy.
- I też nie chcę nikogo na poważnie, Rachel.
Dziewczyna westchnęła głośno, po czym spojrzała gdzieś za mnie i wymamrotała ciche rozumiem, po czym wyszła z pokoju.
Widocznie kogoś tu bardzo poniosła wyobraźnia co do relacji ze mną.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz