Rozdział 23 | Harry

4.7K 383 122
                                    

Doncaster. Niedziela, 10 lipca, 21:14

Biały transparent z napisem Zjazd absolwentów na znaku prowadzącym do bodajże kręgielni uratował mi dupę, inaczej krążyłbym po tym zapchlonym mieście jak jakiś kretyn.
Zajechałem na parking, zajmując przynajmniej trzu miejsca i wyskoczyłem z samochodu jak oparzony. Zacząłem biec przez deszcz do wejścia i zagadnąłem pierwszą osobę, jaką spotkałem, bruneta w marynarce.
- Gdzie jest Louis?- spytałem, sapiąc.
- Ej, koleś, zwolnij- powiedział, zaczesując ręką włosy.- Coś ty za jeden?
- Jestem Harry- wyciągnąłem rękę.
- Andrew- konkretnie uścisnął mi dłoń, wymawiając swoje imię surowym tonem.
- Wiesz może gdzie jest Louis? Louis Tomlinson?- ponowiłem pytanie grzecznym tonem.
- Jesteś strasznym cholerykiem- stwierdził, ignorując mnie.
- Gdzie jest Louis- wycedziłem przez zęby.
- Nie wiem, gdzie jest teraz. Wiem, gdzie był dwadzieścia minut temu.
- Dobrze, więc gdzie był?- zacząłem się irytować.
- Bierz tę swoją luksusową dupę w troki i jedź za nim.
- Co ty gadasz, chłopie- zmarszczyłem brwi.
- Zależy ci na nim czy nie?- uniósł głos.
- Skąd ty to...
- Bo mogę. Tracisz czas- słusznie stwierdził.- Londyn. Heathrow. Leci do Sydney.
- Co? Jak to? Po co? Kiedy wyjechał?
- Żeby sobie przemyśleć wszystko, co było między wami bo nieźle namotałeś mu w głowie- mówił dość ostro, co mnie zaskoczyło, bo przecież mnie nie znał.
- Kiedy wyjechał?- znowu byłem zmuszony ponowić pytanie.
- Koło 20 minut temu- poinformował mnie, a kiedy już prawie się obróciłem w stronę drzwi, zatrzymał mnie.- Harry?
- Tak?
- Zaopiekuj się nim. On naprawdę jest wart wszystkich skarbów tego świata- powiedział, lekko się uśmiechając, jakby z sentymentem. Chciałem spytać kim właściwie jest i co go łączy z Louisem, ale w ułamku sekundy zrozumiałem, jaką rolę pełnił w życiu Lou. To on był tym jego chłopakiem z liceum.
- Dziękuję- kiwnąłem głową, a zaraz potem już mnie nie było w budynku.

Ponownie przebiegłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem z parkingu. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Gemmy, z każdym sygnałem denerwując się coraz bardziej.
- I jak?- spytała podekscytowana.
- Sprawdź mi samoloty z Heathrow do Sydney- rozkazałem. Brzmiało to zbyt surowo.- Poproszę.
- Co? Harry, co jest?
- Nie mogłem przyjechać szybciej! Pierdolony Michael i ta cała sytuacja z bachorem!- gwałtownie dodałem gazu, ale po chwili opanowałem się, bo przy takiej pogodzie w ułamku sekundy mogłem się zabić.
- Harry, do cholery co się stało?
- Gems, proszę, sprawdź mi te samoloty i potem ci opowiem- starałem się brzmieć spokojnie. Chyba naprawdę byłem cholerykiem, tak jak powiedział mi Andrew.
Siostra rozłączyła się a każda sekunda trwała tydzień. Dzieliło nas 20 minut, gdyby nie ten pieprzony deszcz, mógłbym go wyprzedzić i zatrzymać w Anglii... I tak jechałem 160 na godzinę, gdyby mnie teraz złapała policja nie miałbym nawet szans na zatrzymanie prawka.
- Mów- włączyłem na głośnik i rzuciłem telefon na półeczkę pod radiem.
- Następny odlot masz o 0:58 powiedziała.
- Ile mam czasu?- spytałem, nie chcąc bawić się w matematykę, z której i tak nigdy nie byłem geniuszem.
- Skoro mamy 21:24 to masz 3 godziny i 34 minutp. Gdzie jesteś?
- A bo ja wiem- odpowiedziałem- jakieś 10 minut od Doncaster ale jadę dość szybko, więc pewnie mam już kawałeczek drogi za sobą- powiedziałem.
- Dość szybko? To znaczy ile?
- Nie zabiję się- uspokoiłem ją, chociaż sam nie byłem tego pewien.
- Harold, uważaj na siebie- wręcz rozkazała mi ostrym tonem. Jak mama.
- Postaram się, naprawdę- obiecałem jej.
- Kocham cię mimo wszystko, debilu. Naprawdę uważaj.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, bo pomimo przerwy w naszych kontaktach, mojej egoistycznej postawy i trudnego charakteru, warto było wiedzieć, że nic się między nami nie zmieniło.
- Ja ciebie też, Gems- westchnąłem, wierząc, że dojadę na Heathrow cały i zdrowy, bo innego wyjścia nie miałem. Jechałem tam, żeby zdobyć Louisa, a nie żeby się zabić.
Rozłączyłem się, bo uznałem, że nie ma sensu się żegnać, biorąc pod uwagę atmosferę naszej rozmowy i panującą pogodę. Opady były tak silne, że wycieraczki na przedniej szybie mojego Range'a nie nadążały za ściągniem wody, grzmoty błyskawic systematycznie co kilkadziesiąt sekund powodowały, że podskakiwałem na fotelu, a wiatr targał moim i tak dużym samochodem na wyjazdach z lasu. Jakby wszystko było przeciwko mojej woli, chęciom i przede wszystkim- sercu.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz