Londyn. Sobota, 16 czerwca, 11:47
Promienie wczesnego, letniego słońca delikatnie łaskotały mnie w powieki.
Przewróciłem się na drugi bok i przecierając oczy, głośno ziewnąłem.
Jak zwykle bolała mnie lekko głowa, przypominając o wczorajszej zabawie, ale byłem do tego przynajmniej przyzwyczajony dzięki imprezowemu doświadczeniu.
Poczułem jak jeansy i bokserki zjechały mi z tyłka przez noc, odrzuciłem miękką, satynową kołdrę i wstałem, a odsłaniając białe rolety moim oczom stopniowo ukazywał się widok centrum Londynu: zakorkowane ulice, piętrowe autobusy i tłumy ludzi, których obchodził tylko ich własny interes.
Okej, ale co ja do cholery robię na Bóg wie którym piętrze w jakimś hotelu?
Zamknąłem oczy i próbowałem się na chwilę skupić, żeby przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru. Z całego serca nienawidziłem faktu, że mam tak słabą głowę.
Od początku. Byłem na pokazie w Palatial. Podziemna sala, wyjątkowy, pełen przepychu pokaz. Okej. Potem było afterparty w bankietowej. Gadałem z jakimiś ludźmi, których widziałem zapewne pierwszy i ostatni raz. A potem taśma mi się urywa, jak zawsze w najodpowiedniejszym momencie.
Podszedłem do fotela stojącego przy wielkiej, przeszkolej ścianie i zdjąłem z niego wczorajsze ciuchy, które chcąc nie chcąc po wzięciu prysznica musiałem założyć znowu, jako że moje inne ubrania zostały w domu oddalonym stąd o dobrych kilkanaście kilometrów.
Wszedłem do lśniącej czystością białej łazienki, w której od luksusu aż mdliło. Gdybym nie był tak bogaty, pewnie balbym się nawet patrzeć na wszystko co się w niej znajdowało.
Zdjąłem resztę ubrań i pozwoliłem, by ciepła woda spod prysznica pobudziła moje ciało do reagowania a umysł do pracy. Wszystko wydawało się być w najlepszym porządku i nie odstawać od całości, dopóki myjąc się nie napotkałem pustego miejsca na szyi, gdzie od kilku lat niezmiennie spoczywał łańcuszek, za który gotowy byłem zabić. Szybko spłukałem z siebie mydło oraz pianę, wysuszyłem włosy, ubrałem ciuchy i przeszukałem łóżko oraz cały apartament, za wyjątkiem pokoju zamkniętego na klucz.
Nic.
Skierowałem się w stronę wyjścia z apartamentu, gdzie pod drzwiami stał mały stoliczek, a na nim mój portfel i karta hotelowa, które zgarnąłem i czym prędzej opuściłem apartament, kierując się w stronę windy na drugim końcu korytarza. Kiedy przyjechała po chwili, dowiedziałem się z wyświetlacza, że jestem na 19. piętrze. Wystukałem "0" podpisane jako recepcja, gorączkowo przeszukując portfel i kieszenie.
Gdzie do cholery mogłem zgubić ten łańcuszek?!
Wyrwałem z windy i podszedłem do lady, za którą znajdowały się cztery ładne recepcjonistki ubrane w białe sukienki i szare marynarki.
- Przepraszam- odchrząknąłem, zwracając uwagę jednej z nich. Napis na plakietce dawał jej na imię Melissa.- Czy znaleziono może srebrny łańcuszek?
- Dzień dobry- powiedziała dziewczyna. Wyglądała na około 25 lat i miała duże, niebieskie oczy.- Do naszej recepcji nic nie trafiło, jednak za moment skontaktuję się z koleżanką która może wiedzieć coś więcej na ten temat. Czy mogłabym prosić o numer apartamentu?
Wciągnąłem głośno powietrze. Kątem oka widziałem, że ludzie zaczynają się na mnie gapić i wcale mi się to nie podobało.
- Ja... To znaczy...- nagle wpadłem na genialny pomysł i podałem i jej kartę, którą wcześniej znalazłem przy portfelu.- Proszę.
Skinęła głową i zbliżeniowo przekazała wszystkie dane z karty na komputer.
- Proszę moment poczekać-szepnęła, wybierając na telefonie stojącym na biurku jakiś numer i przykładając słuchawkę do ucha. Oparłem się o ladę i ukryłem twarz w dłoniach, marząc jedynie o tym, by być już w domu.
- Do widzenia, drogie panie- powiedział za moimi plecami wesoło niski mężczyzna ubrany w biały t-shirt, czarne jeansy i mokasyny. Odwróciłem się akurat w momencie, gdy spojrzał w stronę recepcji, przy której stałem, po czym podszedł i widząc zmieszanie dziewczyny rozmawiającej przez telefon zapytał:
- Czy coś jest nie tak, Mel?
- Poszukujemy łańcuszka tego pana- wskazała na mnie głową.
Brunet spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, a ja zacząłem go skądś kojarzyć.
- Byłem wczoraj modelem na pokazie- powiedziałem, chrząkając.- Harry Styles.
- Ah tak, Louis Tomlinson- uśmiechnął się szeroko, podając mi rękę.
- Wie pan może, czy znaleziono srebrny łańcuszek z obrączką? Bardzo zależy mi na odnalezieniu go.
- Łańcuszek z obrączką?- zauważyłem błysk w jego oku.- Proszę za mną.
- Dobrze, tylko zapłacę za nocleg- warknąłem.
- Oh, nie trzeba- machnął ręką.- Proszę za mną- powtórzył, a ja z galopującym ze strachu przed nieodnalezieniem zguby sercem przeszedłem za Tomlinsonem kilkanaście metrów, do dużych, mahoniowych drzwi, na których wisiała tabliczka "Louis William Tomlinson, właściciel The Palatial Hotels."
Wow, byłem pod wrażeniem, bo prawdę mówiąc wnajlepszym wypadku oceniałbym go na recepcjonistę.
CZYTASZ
Let Me Be Your Goodnight
Fanfiction"Czy sukces cię w jakiś sposób zmienił?" "Oczywiście, że nie. Nadal jestem tym samym chłopakiem, który przyszedł na casting 4 lata temu"- odpowiedział z uśmiechem Harry, wchodząc do Range Rovera z zaciemnionymi szybami. Razem z zamknięciem drzwi z j...