Rozdział 5 | Harry

7.4K 465 38
                                    

Londyn. Poniedziałek, 25 czerwca, 12:33

- Jimmy, nie spełniłeś swojej roli- kontynuował ostro Cowell zza swojego wielkiego czarnego biurka, przynajmniej dwa razy większego od tego, które ma u siebie w gabinecie Louis. Mój manager, Jim Jefferson, siedział na fotelu obok mnie jak na szpilkach. Cowell był naprawdę wkurwiony. Nigdy nie wydawał mi się aż tak surowy. Prawdę mówiąc, gdy wszedłem do jego pokoju zacząłem się bać. Jim jest kilka lat starszy ode mnie, nie biega za mną, nie kontroluje mnie, pozwala praktycznie na wszystko i tylko pilnuje, żebym był na castingach, pokazach i sesjach. Mógłby być lepszym managerem.
- Owszem, stoi za tobą szereg ludzi odpowiedzialnych za wizerunek i tak dalej, ale to ty jesteś mózgiem tego wszystkiego jeśli chodzi o niego- Cowell wskazał głową na mnie.
- Wiem, proszę pana- powiedział z pokorą Jim.
- Chcesz coś powiedzieć Harry?
- Nie- pokręciłem głową.
- W zaistniałej sytuacji jestem zmuszony zerwać z panem kontrakt, Jefferson. Tu są papiery- podsunął kartki najpierw jemu, a potem mnie. Jim spojrzał na mnie i przełykając ślinę podpisał z wahaniem to co dał mu Cowell. Postąpiłem tak samo.
- Dziękuję za współpracę- skinął szefowi głową, po czym wyszedł zamykając za soba cicho drzwi.
- I co my z tobą Haroldzie zrobimy?- zaśmiał się ironicznie Simon, gdy zostaliśmy sami.- Oczywiście, że mam już na ciebie plan. Nowy manager, będziemy cię trzymać krócej, zero gejostwa i idealny wizerunek, co ty na to?
- Brzmi dobrze- mruknąłem.
- Cieszę się, że podoba ci się ten pomysł- okręcił się na krześle, stykając opuszki palców obu dłoni ze sobą.- Jesteś jednym z naszych najlepszych produktów, musimy dbać o twoją nieskazitelność, mój drogi. Twoje ostatnie wyskoki niezbyt mi się podobały, psujesz się. Trzeba cię przywrócić do pionu, gwiazdeczko.
- Hej- powiedział łysy facet lekko po 40, wchodząc ze zmęczeniem do pomieszczenia.- Dzień dobry, panie Styles- podał mi rękę.- Michael Burrey.
- Harry- powiedziałem, uściskając jego dłoń. Facet zająl miejsce tam, gdzie jeszcze minutę temu siedział Jim.
- To jest twój nowy manager. Mike jest specjalistą. Trzyma dyscyplinę, dba o wizerunek... Z pewnością pomoże ci wrócić na właściwe tory- opowiadał z zadowoleniem Cowell.
- Może zejdziemy do mojego biura?- zaproponował Burrey.
- Okej- mruknąłem, wstajac.- Do widzenia- rzuciłem, wychodząc z gabinetu. Wszedłem za Burreyem do windy, w milczeniu zjeżdżając trzy piętra niżej. Następnie weszliśmy do jego pomieszczenia, sygnowanego na drzwiach nazwiskiem mojego nowego managera, gdzie usiedliśmy tak jak u Louisa- Michael za biurkiem a ja naprzeciwko.
- Więc drogi Haroldzie, czy wytłumaczono ci powody przeprowadzanych zmian?- pytał opanowany, rozsiadając się na dużym czarnym fotelu.
- Mniej więcej- odpowiedziałem.
- Dobrze, w takim razie opowiem ci na czym będą polegały najbliższe tygodnie- nawet na mnie nie patrząc wyciągnął z szafki obok jakieś kartki, po czym zaczął czytać, zerkając na mnie co jakiś czas zza okularów.- Harry Styles, założenia nowego kontraktu.
Cel nadrzędny: poprawienie wizerunku przez:
➡ znaczne ograniczenie imprez,
➡ wyeliminiwanie z kalendarza spotkań z osobami źle wpływającymi na tworzony image,
➡ dyscyplinowanie klienta,
➡ przywrócenie medialnej heteroseksualności. Przełknąłem ślinę uśmiechając się wrednie, bo gdy usłyszałem trzy ostatnie słowa miałem przed oczami widok burzacego się Louisa.
- Jak ci się podoba?
- Słucham dalej- powiedziałem tylko.
- Planowane działania podejmowane w wyznaczonym celu:
➡ wyłączenie z kalendarza klienta imprez nieplanowanych przez zespół managerski ani samego managera,
➡ zakończenie kontaktów z osobami negującymi sobą lub doprowadzającymi do sytuacji niepożądanych,
➡ public relations z osobami płci żeńskiej mającymi aktualne ważne kontrakty z Vanity! Managment,
➡ podpisanie licznych umów z fotoreporterami w celu uniknięcia niechcianego fotografowania klienta,
➡ angażowanie klienta w większą ilość akcji oraz eventów charytatywnych,
➡ stosowanie się do uwag, pomysłów oraz próśb klienta związanych z podejmowanymi działaniami.
- Tylko tyle?- zapytałem, gdy przestał czytać.
- Mogę przeczytać ci resztę, ale równie dobrze możesz to zrobić sam. Wolałbym omówić szczegóły, czas to pieniądz, młodzieńcze- mrugnął. Zaczynałem go lubić, chociaż postanowienia kontraktu średnio mi się podobały.
- Dobrze, słucham- postanowiłem zgłosić swoje uwagi o tym, jak przedstawi mi detale.
- Więc zacznijmy od tego, że koniec z imprezami, na które dotychczas chodziłeś ze znajomymi- mówił, zapisując coś na kartce obok.- Musimy przedstawić cię jako wydoroślałego młodego mężczyznę, a nie hujalącego przy każdej możliwej okazji gówniarza.
- Dlaczego?- zapytałem lekko pretensjonalnie. Pieprzony pierwszy punkt, a mnie już szlag powoli trafiał.
- Bo tak zakłada kontrakt- kontynuował bez okazywania emocji.- Kolejna sprawa jest powiązana z tą. Mianowicie eliminujemy lub gwałtowne zmniejszamy intensywność kontaktów z niektórymi osobami. Zgodnie z tym, co mi wiadomo, ostatnia afera związana była z Louisem Tomlinsonem, dalej mówimy o Liamie Paynie oraz jego stałej imprezowej ekipie z klubów. Jednocześnie będziemy intensyfikować czy odnawiać znajomości z kobietami z branży.
- Dlaczego- powtórzyłem, nie starając się nawet, żeby to brzmiało jak pytanie. Byłem coraz bardziej poirytowany.
- Dla dobra sprawy mógłbyś odnowić kontakty z rodziną i pokazać się z nimi kilka razy publicznie- ignorował mnie.- Codziennie będę ci wysyłał twój plan na dany dzień, o każdym wyjściu, które masz zamiar uczynić masz mnie informować przynajmniej 3 dni przed, jasne?
- Nie- wysyczałem.
To jakiś obłęd. Przez 3 lata miałem managera, który praktycznie nie ograniczał mi niczego i udało mi się osiągnąć to, co osiągnąłem, a teraz co, przez kilka pieprzonych artykułów o tym, że mogę nie być hetero nagle wprowadza się taki reżim? Byłem naprawdę poważnie wkurwiony, bo nie wyobrażałem sobie aż takich zmian.
- Świetnie, zaczynamy od jutra- oznajmił z lekkim uśmiechem.
- Czy możesz mi kurwa wyjaśnić, na jakiej podstawie mam to wszystko robić? Nie jestem żadną twoją pierdoloną zabawką!- wrzasnąłem, wstając.
- Na takiej podstawie, że podpisałeś kontrakt. Nie czytałeś?
- Nie- warknąłem.
- Pretensje możesz mieć tylko do siebie. Ah tak, zapomniałbym- mruknął, przerzucając kartki.- Obejmuje cię teraz całodobowy dozór ochroniarski przy wyjściach.
- Czy mogę już wyjść?- zapytałem, sapiąc.
- Zaczynamy od jutra- powiedział, zanim trzasnąłem drzwiami.
Skierowałem się do pieprzonej windy i zjechałem na dół, bez słowa wychodząc z budynku i wsiadając do samochodu. Całe szczęście, że przyjechałem sam. Oparłem dłonie i głowę na kierownicy, biorąc kilka głębokich wdechów.
Jak teraz będzie wyglądało moje życie? Zapowiada się chujowo. Zero imprez, zero spotkań z ludźmi, więcej udawania pożytecznego debila... Za jaką cholerę pozwoliłem, żeby to wszystko się stało?! Muszę się uspokoić. Włączyłem w radiu płytę AC/DC i rozkręciłem głośność na maksimum, po czym dudniącym Porsche ruszyłem do domu.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz