Epilog | Harry

6.4K 503 165
                                    

Dubaj. Środa, 31 grudnia, 23:59

Dziesięć!
Wszyscy krzyczeli z entuzjazmem i lampką drogiego szampana w dłoni.
Dziewięć!
Wziąłem głęboki wdech.
Osiem!
Przyciągnąłem Louisa od tyłu jeszcze bardziej.
Siedem!
Pocałowałem go w policzek.
Sześć!
Sięgnąłem do kieszeni wolną ręką.
Pięć!
Otworzyłem pudełeczko.
Cztery!
Przejechałem kciukiem po zimnym metalu.
Trzy!
Obróciłem Louisa w swoją stronę.
Dwa!
Klęknąłem na jedno kolano.
Jeden!
Uśmiechnąłem się i odchrząknąłem.

HAPPY NEW YEAR!

- Czy Louis William Tomlinson, jedyny człowiek umiejący sprawić, że krew szybciej krąży, umysł wariuje a zmysły się gubią, uczyni mi ten zaszczyt i zostanie moim mężem?
Lou schował twarz w dłoniach, unosząc wysoko brwi i uśmiechając się szeroko.
- Tak- pisnął, zanim się na mnie rzucił. Przytuliłem go najmocniej jak tylko potrafiłem, a gdy po chwili nasze usta się spotkały, ogarnęło mnie błogie poczucie, że do kogoś w pewnym stopniu należę. Że mam za kim tęsknić i kogo kochać każdej nocy, gdy tylko najdzie nas taka chęć.
- Tak kurewsko cię kocham, Hazza, że nie wiem co powiedzieć- przetarł ręką oczy.
- Wystarczyło tylko to jedno słowo, kochanie- szepnąłem, przyglądając mu się. Był taki piękny, na tle nieba pełnego kolorowych fajerwerków, fetujących ludzi, także z powodu naszych zaręczyn...
- Podaj mi proszę dłoń- powiedziałem z czułością. Wsunąłem mu na serdeczny palec srebrny sygnet z wygrawerowaną w środku datą i miejscem dzisiejeszego wydarzenia.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mogę tu być, z tobą, w takich okolicznościach...
Staliśmy na ostatnim piętrze Burj Khalifa, drugiego najwyżego budynku na świecie.
- Moje serce prawie stanęło, kiedy klęknąłeś, Hazza...
- Kolejny raz już nie może mi tego zrobić, Lou, staraj się o to, żeby zawsze prawidłowo pracowało- uśmiechnąłem się myśląc, jak trudne wydarzenia za nami.
- Postaram się- nastawił kieliszek do stuknięcia, a ja szybko wziąłem jeden ze stołu i razem wznieśliśmy toast, za nowy rok, nowe przygody i nowe życie.
- Pomyśl o tym, że teraz wszystko przed nami i już nic ani nikt w tym nie przeszkodzi- szepnąłem mu do ucha, gdy obrócił się na pokaz sztucznych ogni.
Nic ani nikt, bo wszystko się wyjaśniło. Dzieciak nie mój, Michael musiał odejść a do pracy wrócił na moje życzenie, mój stary manager, Jim.
- Przepraszam- krzyknął wysoki czarnoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna, mówiący łamaną angielszczyzną.- Wznieśmy toast za przyszłych państwa młodych!
I kieliszki wokół nas znowu zaczęły stukać, a ludzie z uśmiechem i ogromną życzliwością podchodzili do nas i składali gratulacje.
- Wiesz, Harry, rok temu nigdy nie pomyślałbym, że dzisiaj będę w Dubaju z mężczyzną mojego życia, dwiema ranami postrzałowymi i sygnetem zaręczynowym na palcu. Zmieniłeś wszystko, kochanie- mówił, zarzucając mi ręce na szyję.
- Kocham cię- powiedziałem, gdy czubki naszych nosów się zetknęły.
- Ja ciebie i tak bardziej- szepnął, złączając nasze usta.

Nie ma złych ludzi, są tylko tacy, którzy nie odnaleźli swojego prywatnego słońca, oświetlającego jedynie dobre drogi.

Let Me Be Your GoodnightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz