DEDYKUJE TEN ROZDZIAŁ WSZYSTKIM :) WYLEWAJCIE MORZE ŁEZ...PROSZĘ WŁĄCZYĆ MUZYKĘ! POZDRAWIAM XX
Harry
Wychodzę z dosyć wąskiego korytarza. Od razu przykucam widząc zagorzałą walkę toczącą się pomiędzy moimi, a jej ludźmi. Przebiegła zdzira, Penny zawsze miała rację aby jej nie ufać. Nigdy nie słuchałem, nigdy tego nie robię. Z daleka dostrzegłem Lou, który głową wskazywał na dwóch mężczyzn dosyć widocznie odsłoniętych. Nie minęła minuta, a ich ciała upadły bezwładnie na ziemię.
Poczułem znajomą adrenalinę oraz chęć mordu. Kiedy to uwielbiałem, chodziłem co dwa tygodnie na takie akcje w Australii. Zwykle naszym celem był gang Steven'a i to przez te mniejsze mieliśmy się dowiedzieć o jego położeniu. Jednakże skurwiel zawsze wyprzedzał nas o dwa kroki. Prawie po każdej akcji musieliśmy uciekać z budynków, gdyż szef gangów zawiadamiał Steven'a, a ten je wysadzał. Pieprzony gnój. Załadowałem ponownie pistolet turlając się do Tomlinson'a. Jak dobrze, że pełno tu kartonów z chuj wie czym. Mijały kolejne minuty, coraz więcej naszych wrogów zaliczyło glebę. To, aż zadziwiające, że żaden z moich ludzi jeszcze nie zginął. W końcu nikt nie wyszedł. Zmarszczyłem brwi wychodząc powoli zza pudeł. Poczułem okropny odór krwi. Ominąłem kilku typków, a około piętnastu moich ludzi poszło, gdzieś na drugą stronę magazynu. Było cholernie ciemno, tylko światło księżyca pozwoliło mi zobaczyć beton. Nagle do moich uszu dobiegł dziwny dźwięk. Jakby coś pikało...
- Słyszycie to?- zapytałem nasłuchując. W sali zapanowała głucha cisza. Jeden z moich ludzi podszedł do pudełka. Uderzył w karton robiąc dziurę. Następnie wyciągnął małą, pikającą kulkę. O kurwa.
- NA ZIEMIĘ!- krzyknąłem upadając. Ci, którzy stali koło mnie od razu upadli. Reszta... Przez moment czułem się jak w innym świecie. Wybuch kompletnie mnie ogłuszył. Steven nauczył ją robić bomb jak widać. Pieprzona szmata. Zamrugałem kilka razy rozglądając się po magazynie. Nadal stał, bomba niewielkiego zasięgu. Sprytna suka. Z góry zaczęły lecieć wióry kartonu. Zebrało mi się na wymioty kiedy, gdzieś w rogu zobaczyłem większość moich ludzi, rozwalonych na kawałki, zabitych. Pospieszyłem się z triumfem. Przetarłem twarz dłońmi. Nagle zrobiło się okropnie jasno. Zamrugałem kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do światła. Dosyć sporych rozmiarów, stalowe drzwi zostały uchylone. Zza nich zauważyłem kobietę, którą gardziłem oraz jej pomocników. Nie dobrze, mają przewagę liczebną. Któryś z tych gnoi popchnął dwie osoby, a mnie zabrakło języka w gębie. CO TAM ROBI MAMA PENNY?!
- No i co Styles? Nie tak łatwo ucieka się od problemów?- zapytała wzruszając ramionami.
- Kira! To sprawa między nami, po co ci one?- krzyknąłem robiąc krok do przodu. Dzieliło nas co prawda może z pięć metrów jednakże to i tak blisko.
- Ani kroku dalej, bo odstrzelę jej łeb- warknęła przyciągając przestraszoną Penny. Spojrzałem w jej niebieskie oczy. Musisz przeżyć księżniczko, jak nie dla mnie to dla twojej mamy, przyjaciół. Po prostu bądź. Odgarnąłem włosy do tyłu, czas to raz na zawsze zakończyć.
- Czy puścisz Penny kiedy się poddam i pójdę do ciebie?
Penny
- Czy puścisz Penny kiedy się poddam i pójdę do ciebie?- powiedział Harry, a ja poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Tylko nie to, nie po to kiedyś zginęłam, nie o to walczę! Przestałam zmagać się z silną potrzebą wylania hektolitrów łez. Jak dzika zaczęłam się szarpać i wrzeszczeć żeby nie żartował, że nie ma prawa tego zrobić. W końcu Kira przywaliła mi na tyle mocno, iż straciłam przytomność.
Obudziłam się na zielonej trawie. Moje włosy poruszył ciepły wiatr. Słońce chowało się za drzewami. Usłyszałam szum wody wpadającej do jeziora. Wiedziałam, gdzie jestem. To tutaj Harry złączył nasze usta po raz pierwszy, to tutaj poczułam, że nie mogę bez niego żyć.
- Zobacz- wskazuję odbijający się w wodzie księżyc i gwiazdy.- To gwieździsta droga.
- I dokąd prowadzi?- pytam zainteresowana jego stwierdzeniem.
- Do lepszego życia. Pomyśl, że jedna decyzja, jedna zmiana i wszystko jest lepsze. Twoje życie przestaje być czarno- białe!
Naprawdę miałam ochotę płakać. Lecz moja wyobraźnia przeniosła mnie na skałę, gdzie całowaliśmy się jak idioci w deszczu. Tego momentu również nie zapomnę. To było kilka dni przed moją ucieczką, kilka dni przed wyjawieniem prawdy. Zobaczyłam wtedy coś w oddali, pełno migoczących świateł do, których pragnęłam się udać.
- Nigdy bym nie pomyślał, że się zakocham.
- Tak bardzo mi na tobie zależy- wyszeptałam chcąc go dotknąć. Jednakże na powrót przeniosłam się w inne miejsce. Siedziałam sama, na ławce gdzie dzieciństwo spędzał Harry. Przymknęłam oczy czując przyjemne promienie słońca na swojej twarzy. Odpycham się nogami od piaszczystego gruntu. Jest mi tutaj tak dobrze, zostałabym w tym miejscu na zawsze. Już nigdy, przenigdy stąd nie uciekła.
- Pen!- ktoś mnie woła? Przewracam oczami. To zapewne znowu Harry. Chcę go mocno przytulić, położyć się w łóżku i zasnąć.- Penny!
Otwieram szeroko oczy łapiąc przy tym oddech. Moje ręce nie są już skrępowane liną. Carolyn stoi zapłakana nade mną próbując coś wykrztusić. Wstaję z ziemi, lecz mama po chwili zamyka mnie w szczelnym uścisku. Czemu tutaj stoi Lou? Czyżbyśmy wygrali? No dobrze, ale powinna tutaj stać jeszcze jedna, bardzo ważna osoba. O nie. Odwracam głowę w stronę drugiej połowy hali. Szczęka mi opada, a z oczu leci miliony łez. Harry stoi przed Kirą, która z dziwnym uśmieszkiem obraca pistolet w dłoni. Carolyn trzyma mnie mocno, zapewne abym nie zrobiła żadnej głupoty. Powinnam tam pobiec! Ratować go do cholery! Dlaczego każdy stoi, a ja nie mogę nic powiedzieć?
- No i co teraz Styles? Spójrz na swoją szmatę po raz ostatni, zobacz jak płaczę. No spójrz kurwa!- krzyczy wymierzając cios w policzek Harry'ego. Zabiję tę kurwę, raz na zawsze. Kira zatrzymuje w końcu pistolet wymierzając go prosto w brzuch chłopaka. Nie zrobi tego, prawda? Ktoś go uratuje?
- Ostatnie słowa? Tak na marginesie celuję w brzuch, żebyś się bardziej męczył.
- Penny- spoglądam na załzawioną twarz mojego księcia. Czuję jakby czas zatrzymał się w miejscu. Nie widzę niczego prócz zielonych tęczówek zwróconych w moim kierunku. Z trudem przełykam ślinę dławiąc się przy tym łzami. Kocham go do cholery jasnej! To jedyny człowiek, który potrafi utrzymać mnie przy życiu, szczęśliwą i mającą przyszłość. Nie wiem jak to opisać. W tej chwili przez głowę przewijają się setki, a może nawet tysiące sytuacji związanych z tym człowiekiem. Wiele bólu, smutku, a jednak mam w swoim życiu taką osobę, na widok której mimo wszystko zawsze się uśmiecham.- Kocham Cię.
- NIE!- usłyszałam dziwny pisk. Obcy dla moich uszu. Serce zaczęło kłóć jakby ktoś dźgnął mnie nożem. Siłą wyrwałam się z uścisku matki. Podbiegłam do Louis'a wyrywając mu pistolet z dłoni. Potem szybko oddałam strzał w uśmiechniętą twarz Kiry. Tak samo jak jej ludzie upadła na ziemię z szokiem wymalowanym na twarzy. Ludzie Harry'ego postrzelili resztę, ale to nie to jest teraz istotne. Ruszyłam ile sił w nogach do loczka. Leżał tam, na ziemi cały we krwi. Nic nie mówiłam, po prostu położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Kiedy przestałam liczyć swoje łzy? Kiedy przestałam liczyć oddechy? Kiedy przestałam mówić? Dotknęłam ręką szyi chłopaka, aby zmierzyć puls. Nie wyczułam go. Widziałam tylko bladą twarz mężczyzny, który zawładnął moim sercem.
Głośny szloch zajął głuchą ciszę na tej sali. Należał on do mnie. Trzymałam mocno dłoń chłopaka w swojej. Mieliśmy plany, mieliśmy przyszłość. Teraz nie mamy niczego, bo nie ma nas. Nie ma Harry'ego.
CZYTASZ
Starry Road 2 ||H.S|| [Zakończone]
Fanfiction(Sequel Starry Road) - Mam w swoim życiu taką osobę, na widok której mimo wszystko zawsze się uśmiecham.