1.44

4.1K 365 231
                                    

Nie chcę być niemiła (a może jednak chcę), ale nazywanie mnie suką (nawet jeśli "za przeproszeniem") nie wpłynie na zmianę fabuły tego opowiadania. Co najwyżej zniechęci mnie do pisania kolejnych rozdziałów. Więc jeśli macie coś do mnie, to nie czytajcie kolejnych rozdziałów i nie odbierajcie mi radości z pisania dla tych czytelników, którym naprawdę zależy na tym opowiadaniu.

Może reaguje trochę zbyt mocno, ale poczułam się obrażona. Ja nigdy nie skomentowałabym tak czyjegoś ff, zwłaszcza, że znam granicę między opowiadaniem, a jego autorem.

A teraz zapraszam na kolejny rozdział. I zanim ktoś postanowi znowu nazwać mnie jakimś mało elokwentnym wyzwiskiem, to uświadamiam, że mi też nie jest łatwo pisać takie rozdziały.

Dziękuję za uwagę.

BETA: saranobodyimportant

Zayn spojrzał na zegarek. Było już po trzynastej, a Harry wciąż nie wyszedł ze swojego pokoju. Dał mu już wystarczająco czasu dla siebie. Czas najwyższy na interwencje.

- Zostaw mnie w spokoju! - Tak zareagował Styles na jego pukanie. - Chcę być sam!

- Nie po to masz przyjaciół, żeby teraz być samym, Harry. - Zayn wszedł do pokoju chłopaka. W półmroku dostrzegł zwiniętą w kłębek sylwetkę. Ostrożnie usiadł na skraju łóżka. - Twoja mama na pewno nie chciałaby widzieć cię w takim stanie.

- Moja mama nie żyje! - Wrzasnął Harry, unosząc głowę do góry. Na jego policzkach lśniły łzy, a oczy wyrażały bezmiar cierpienia. - A jedyną osobą, która dzisiaj odwiedzi jej grób, będę ja! Ojciec nawet nie pamięta, w którym rzędzie leży!

- Twój tata kochał twoją mamę i może w ten sposób próbuje pogodzić się z jej śmiercią? - Próbował pocieszyć go Zayn.

- Zapominając o niej? Jeśli się kogoś kocha, to się o nim nie zapomina! - Zayn zagryzł wargę. Co miał odpowiedzieć, skoro Harry ma racje? Nie widział Liama od trzech dni i od trzech dni każda jego pojedyncza myśl dotyczyła Payne. W jednej chwili miał ochotę pojechać do jego domu chuj wie gdzie i rzucić się na niego, zapominając o wszystkim, a w drugiej wyjebać mu pięścią w tą jego cholernie męską, pokrytą dwudniowym zarostem szczękę. W każdym razie nie potrafił wyrzucić Liama ze swojej głowy. Chociaż nawet Allah - w którego nie wierzył - wiedział jak się starał. - W dodatku na stypie sam wyznał mi, że gdyby nie rak, odszedłby od mamy już wieki temu. Powiedział mi to w dniu jej pogrzebu!

- Harry... - Zayn nie miał słów. Bo jakie słowa mogą wyrazić wszystkie te uczucia, które teraz się w nim kłębiły? A w sytuacjach, kiedy brakuje słów, liczyły się gęsty, więc posunął się dalej i przytulił przyjaciela.

- Zi... - Harry wybuchnął płaczem. Zaynowi nie pozostało nic innego, jak gładzić jego wstrząsanymi spazmami plecy i szeptać uspakajające frazesy. - Przepraszam. - Dodał po czasie, już znacznie bardziej opanowany.

- Nie masz za co. Pójdziemy do salonu? Zrobię ci herbaty, poczekamy na Perrie, a później razem pójdziemy na grób twojej mamy. Pezz obiecała kupić najładniejszy bukiet jaki znajdzie.

Harry otarł łzy.

- Ale kupi jakiś z magnoliami? Mama tak lubiła magnolie.

- Jasne, że tak. Myślisz, że o tym zapomniałem? - Harry wtulił się w niego i oparł głowę o jego klatkę piersiową, co wykorzystał i gładząc go uspokajająco jedną ręką, drugą za jego plecami pisał

wiadomość do Perrie.

Do: Barbie

Zmiana planów. Kup bukiet z magnoliami

Cyber Sex || ZiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz