Na początku dobrze się szło. Mimo krwi spływającej z zadanych ran i potu występującego na czole. Słońce nie przygrzewało na tyle, by utrudnić podróż. Niestety później mogło być jedynie gorzej. Teren w lesie stawał się górzysty, wiosenne, zazielenione drzewka zastąpiły kolczaste krzewy i stare, złowrogie dęby, a jasny, bajkowy lasek stał się gąszczem z koszmarów. Raz stopa utykała w mieszaninie błota i zgniłych, rozkładających się liści z zeszłej jesieni, a innym razem została draśnięta przez małe, ostre jak brzytwy kolce. Nie dało się iść, tym bardziej biec. Jedyne, co pozostało to powole przedzieranie się. Na niebie nie było wiele chmur, jedynie puszyste obłoczki, jednak powoli nastawała ciemność. Dzień nie był jeszcze dostatecznie długi i nim ktokolwiek mógłby się obejrzeć, słońce już zmieniło barwę z biało-żółtej na pomarańczową, by następnie stać się czerwone i zniknąć z nieboskłonu. Taniec kolorów nieba był niesamowity, przez błękit, róż i pomarańcz do fioletu i granatowego. Jednakże uciekinierzy nie mieli czasu by go podziwiać. Jedynym sojusznikiem okazał się księżyc, który rzucał na wszystko dookoła białą poświatę.
Efsun Hanim zaczęła utykać na prawą nogę. Przytrzymała się Osmana, lecz to niewiele pomogło. Oboje byli wykończeni i strudzeni. Kiedy granatowa peleryna zaczepiła się o krzew i dziewczyna gwałtownie za nią pociągnęła, skończyło się jej postrzępieniem i upadkiem. Dopiero wtedy Efsun poczuła ogarniający ich zewsząd chłód.
-Jeszcze trochę - Osman pomógł jej wstać i pozwolił, by wtulona w niego okryła się czarnym płaszczem - Zaraz znajdziemy miejsce, gdzie będziemy mogli odpocząć.
Ale wokoło nie było nawet najmniejszego światełka dobiegającego z maluteńkiej chatki. Para brnęła dalej, ale gdy Efsun Hanim straciła równowagę i upadła w błoto, Osman zadecydował, że muszą się wreszcie zatrzymać. Poprowadził dziewczynę do wgłębienia w ziemi, wcześniej upewniwszy się, że nie jest to bagno. Kazał Efsun usiąść na dębowym konarze i zgromadził we wnęce suche liście, które na całe szczęście nie były jeszcze w stanie rozkładu. Później zwinięci w kłębek, przytuleni do siebie leżeli we wnęce, przykryci zniszczonymi pelerynami. Przez chwilkę Wykończona Efsun Hanim oddychała ciężko, co przerodziło się w posapywanie, a wkrótce w płytki, spokojny oddech. Zasnęła z głową na lewym ramieniu Osmana. W przeciwieństwie do niej syn Ibrahima nie spał. Mimo zmęczenia nie mógł zamknąć oczu. Bał się. Martwiło go niesłuszne oskarżenie o zdradę, ale tak naprawdę oprócz tego przerażał go las. Otaczały go czarne sylwetki wiekowych drzew, ciernie i liście, a z oddali co chwilę dało się słyszeć szuranie i kroki leśnych zwierząt. Las nocą był zwyczajnie przeraźliwy. Wzbudziłby lęk nawet u najodważniejszych. Wycieńczenie wzięło jednak górę nad niepokojem i Osman zapadł w sen pełen czuwania i zapachu włosów Efsun Hanim. Wszystko było już dobrze gdy nagle...
...ze snu wybudził ich głośny trzask łamanej gałązki. Osman odruchowo zerwał się i rozejrzał. Niebo było jeszcze ciemniejsze niż przedtem. Księżyc został zasłonięty przez chmury. Jedyne światło pochodziło z lampki krążącego po lesie człowieka.
-Efsun - Osman potrząsnął nią delikatnie - Ktoś się zbliża. Musimy uciekać.
Dziewczyna popatrzyła na niego nieprzytomnie, ale zaraz podniosła się z posłania z liści i uniosła pelerynę. Spojrzeli sobie z Osmanem głęboko w oczy i przez chwilę doświadczyli dziwnego uczucia. Lustrując się wzajemnie w głębi duszy wiedzieli, że muszą trzymać się razem. Nie przetrwaliby osobno. Po chwili chwycili się za ręce i brnęli dalej przez ciernie, tym razem żwawiej. Kroki za nimi stawały się głośniejsze, po czym przerodziły w truchtanie. Efsun Hanim starała się biec, lecz spódnica jej sukni wciąż się zahaczała o przeszkody. Tajemnicza postać podążała za nimi i była bliska ich dogonienia.
Para dobrze sobie radziła, gdy nagle oboje usłyszeli szum potoku. Potok, jak się okazało, był dość szeroki; nie dało się go przeskoczyć. Jego wody płynęły szybko, uderzając w nadbrzeżne skałki.
CZYTASZ
Wspaniałe Stulecie: Powrót Osmana
FanfictionZwiązek Jastrzębi nie może dłużej czekać. Sułtan Sulejman powoli traci zaufanie do swego pierworodnego syna, Mustafy. Przyszedł czas, by ruszyć do Stambułu... W Amasyi zostaje utworzony tajny Związek Jastrębi, o którym istnieniu nie wie sam Mustafa...