Sześć godzin. Tyle Klemen spędziła na prażącym słońcu, idąc polną drogą. Dokąd prowadziła ta droga? Tego dziewczyna nie wiedziała. Odzyskała przytomność w ciemnym lesie nad ranem. Niebo było wtedy niebiesko-szare, a słońce znajdowało się za chmurami. Klemen postanowiła ruszyć przed siebie. Gdy dotarła do drogi stwierdziła, że musi dokądś prowadzić i poszła wzdłuż niej. W tym czasie zdążyło się wypogodzić i zrobiło się bardzo gorąco. Gęsty, nieprzebyty las zmienił się z czasem w bagienne łąki, a wędrówka stała się uciążliwa. Zwłaszcza, że Klemen miała całą podartą suknię, podeszwy pantofelków zaczęły się zdzierać, a głowa, na której miała głęboką ranę, bardzo bolała. Krew skleiła włosy i zaschła, przez co nałożnica miała na głowie kłębek, z lekka przypominający gniazdo. Pragnienie dokuczało ogromnie, towarzyszył mu niemały głód, wcieńczenie i pot, ściekający po plecach i czole. Klemen była w opłakanym stanie.
Dziewczyna szła powoli ze spuszczoną głową. Na początku podróży zastanawiała się, gdzie mogły podziać się sułtanki Bahar i Beyhan i gdzie tak naprawdę się teraz znajdowała. Nie było śladu po żywej duszy, nawet nie było widać choćby najmniejszej opuszczonej chatki. Takie rozmyślenia w normalnej sytuacji doprowadziły by ją do płaczu, lecz teraz jej myśli były powolne, jak gdyby znajdowały się we mgle. Zmysły Klemen były przytępione, ale trzymała się dzielnie i wciąż szła przed siebie.
Ptaki cichutko śpiewały, wiatr szumiał w polu, a kumkanie żab wprawiło ospałą Klemen w całkiem przyjemny nastrój. W pewnej chwili konkubina zapomniała, jaki jest cel jej podróży i przysiadła pod krzewem z młodymi listkami. Wokół niej rosła koniczyna o fioletowych i białych kwiatkach, żółte jaskry, stokrotki, niezapominajki i inne pospolite kwiaty. Ich widok ucieszył dziewczynę, która bez opamiętania zaczęła je zrywać. Po chwili jej zgrabne palce zaczęły prędko się uwijać, plotąc pachnący wianek. Klemen poczuła się jak młoda, wolna dziewczyna, która nie ma żadnych obowiązków i powinności. Z jej ust popłynęły słowa piosenki, śpiewanej przez nią w dzieciństwie. Niegdyś tańczyła do jej melodii i cieszyła się życiem. Teraz z jej oczu popłynęly łzy i kapały na kwiatki. Klemen przetarła oczy i wnet przypomniała sobie dokąd zmierza. Skończyła pleść wianek, włożyła go sobie na głowę i udała się w dalszą wędrówkę. Tym razem kroczyła szybciej i pewniej siebie. Dotąd nie zauważyła, że duchota była oznaką zbliżającej się burzy. Z nikąd niebo zasnuły ciężkie, szare chmury i zasłoniły słońce. Gdzieś w oddali niebo przecięła błyskawica i dało się słyszeć grzmot. Spanikowana Klemen zaczęła biec przed siebie jak oszalała. Rozpadał się deszcz, uderzając w ziemię wielkimi, lodowatymi kroplami. Konkubina miała ochotę ukryć się pod samotną brzozą, ale obawiała się piorunów strzelających z nieba. Po krótkiej chwili jej kawowa sukienka była przesiąknięta wodą, a włosy oblepiały głowę pojedynczymi, mokrymi kosmykami. Dziewczyna zmęczyła się i znów szła wolno, powłóczając nogami. Wiatr spychał ją w stronę bagna, ale ona nie pozwoliła sobie na zboczenie z drogi, na której było teraz pełno kałuż.
Błyskawice stawały się coraz głośniejsze i uderzały teraz znacznie bliżej. Klemen była bezradna i bliska paniki, gdy nagle usłyszała głośne parsknięcie ogiera. Po chwili dał się jeszcze słyszeć stukot końskich kopyt i skrzypienie obracających się w pędzie kół. Dziewczyna wywnioskowała, że ktoś nadjeżdża. Nie myliła się. Na drodze pojawiła się pędząca karoca. Klemen desperacko wbiegła na sam środek ścieżki i zaczęła rozpaczliwie wymachiwać rękami. Zauważył ją stangret, który w ostatniej chwili zatrzymał rozpędzone rumaki. Powóz stanął się, a z niego wyjrzał ktoś bardzo dobrze przez Klemen znany.
-Kim jesteś i co tu robisz?! - przekrzykiwał burzę książę Mustafa.
-Książę! - zawołała konkubina - Jestem Klemen hatun, służąca sułtanki Bahar! Jechałyśmy do Bursy, jednak na drodze stanęli nam zbójcy. Książę, zlituj się! Błąkam się już od wielu godzin. Pozwól mi do ciebie dołączyć!
CZYTASZ
Wspaniałe Stulecie: Powrót Osmana
FanfictionZwiązek Jastrzębi nie może dłużej czekać. Sułtan Sulejman powoli traci zaufanie do swego pierworodnego syna, Mustafy. Przyszedł czas, by ruszyć do Stambułu... W Amasyi zostaje utworzony tajny Związek Jastrębi, o którym istnieniu nie wie sam Mustafa...