Światło

181 13 1
                                    

Korytarz był skąpany w mroku. Rozlegał się w nim miarowy tupot. Efsun Hanim, Omer i książę Bayezid już od jakiegoś czasu błądzili w poszukiwaniu wyjścia lub kogokolwiek, kto mógłby im pomóc, lecz wciąż byli sami. Chociaż nie do końca. Tajemniczy cień bezszelestnie poruszał się za nimi niedostrzeżony. Ciemne jak noc oczy obserwowały każdy ruch, a kamienne serce nie znało litości. Potwór czyhał w ciemności.

W pewnym momencie przyjaciele zrezygnowali z dalszych poszukiwań. Przysiedli pod ścianą, słuchając szmerów.

-Czy to ma sens? - martwił się Omer - Na pewno jest już ranek, a my zamiast wciąż tutaj siedzieć, powinniśmy być już w drodze do Stambułu.

-Cóż zrobisz? - żachnęła się Efsun Hanim - Ta twierdza to istny labirynt. Darmo szukać wyjścia.

Nagle cała trójka zamarła. Tuż przy nich dało się słyszeć cichy szelest grubych tkanin i dźwięk, który może wydać tylko szabla wyciągnięta z pochwy. Książę Bayezid powoli wstał i położył dłoń na rękojeści swego miecza.

Wtem z mroku wyłonił się ów przerażający cień. Był to mężczyzna, który swym wyglądem bardziaj przypominał potwora niż człowieka. Był lekko zgarbiony, miał ogorzałą twarz, krzywy nos i brodę w kolorze smoły. Jego kościste palce zaciskały się na dwóch szablach.

-Witaj, Efsun Hanim.

Omer i Bayezid popatrzyli na dziewczynę, nic nie rozumiejąc. Ona poznała tajemniczego człowieka. Był nim ten sam morderca, który przeszył strzałą gardło jej matki. Ten sam potwór, który więził ją w lochach seraju. Ten sam, który prowadził ją na spotkanie z sułtanem, Osmanem i jednocześnie śmiercią. Teraz, gdy znów patrzyła w czarne tęczówki pełne szyderstwa i kłamstwa, ogarnął ją zimny jak lód strach.

-Pamiętam cię - powiedziała - Zabiłeś moją matkę.

-To drobnostka - zaśmiał się brodacz - Jestem gotów zrobić o wiele więcej. Dla przykładu zabić syna Ibrahima paszy. Nie zapomnij, że wielki wezyr poniósł śmierć za sprawą Rustema paszy. Teraz ja uwolnię świat od jego syna, który ponoć jest w tobie zakochany. Zginie w męczarniach, a zaraz po nim jego siostra, która siedzi w seraju, jedząc ciastka i nawet nie ma zamiaru wam pomóc.

-Mylisz się - odparła, mimo panicznego lęku, Efsun - Dobrze wiem, że nie pojawiła się tutaj z nami ze względu na księcia Bayezida. On bardzo pragnie ochronić ją przed śmiercią.

-Łatwo zwieść zakochaną, droga Hanim - szepnął mężczyzna - Ja wciąż wierzę, że ujrzysz prawdę. Wspomaganie jednego z książąt, w tym przypadku Mustafy, jest obrazą i zdradą sułtana. Karą za to jest śmierć. Możesz jej uniknąć, jeśli zdecydujesz się odejść ze mną wprost przed oblicze wielkiego Rustema paszy. Uwierz mi, że jedynym, czego żąda od ciebie Osman, jest wspieranie Mustafy. Gdy zdradziecki książę zostanie sułtanem, Osman cię porzuci. Tym sposobem znów trafisz do tawerny, być może na zawsze.

-Dość tego - warknął książę Bayezid i dobył miecza. Brodacz się tym nie przejął i z łatwością odparował atak. Był jak wojownik cienia, nie męczył się, a z każdą sekundą jego szyderczy uśmiech się poszerzał. Omer nie omieszkał dołączyć do walki, lecz cóż to dało w starciu z tak silnym przeciwnikiem? Janczar zmęczył się równie szybko, co książę, oczywiste było, że zostali pokonani. Upadli pod ścianą, ciężko dysząc. Ich przeciwnik pozwolił im odpocząć i znów zwrócił się do Efsun.

-Dlaczego nie walczysz? - szydził - Nie musisz się mnie bać. Razem możemy stąd uciec.

Efsun Hanim nie wydusiła z siebie ani słowa. Bardzo pragnęła stawić mu czoła, jednak ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Wciąż stała jak kamienny posąg, nie ośmielając się podnieść wzroku. Co zrobi z nią mężczyzna, jeśli zdoła znów ją porwać? Dziewczyna przypomniała sobie dzień napaści i ogarnęła ją jeszcze większa trwoga.

Wspaniałe Stulecie: Powrót OsmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz