#3

59 2 0
                                    


„Spokojnie, jeszcze tylko kilka ujęć.." – powtarzałam sobie nieustannie.

Schylona nad biurkiem zagraconym przez kubki po kawie, duży komputer i kilka laptopów oraz całe mnóstwo kabli próbowałam uspokoić szybko bijący puls. Bezmyślnie sunąc wzrokiem po przelatujących na ekranie zdjęciach, myśli miałam zupełnie gdzieś indziej. Wiedziałam, że zdjęcia są dobre, za to nie byłam w stanie się na niczym skupić. Przytakiwałam na czyjeś komplementy i radosne śmiechy modelki. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam zawalić sprawy jakimś dziwnym samopoczuciem. To był jeden z nielicznych razów, kiedy traktowano mnie jak profesjonalistkę, mimo nieukończonych wszystkich kursów. I akurat tego dnia musiałam czuć, jak zalewa mnie fala gorąca... No dobra, może nie tylko tego dnia. Ciągnęło się od jakiegoś tygodnia, ale byłam zbyt zaaferowana zajęciami i zbliżającą się sesją zdjęciową, żeby poważniej na to zareagować. Skończyło się na kilku tabletkach i usilnych próbach spokojnego snu w nocy, co nie zawsze się udawało.


- Annie, możemy? – wybił mnie z wszelkich myśli męski głos. Oderwałam tępy wzrok od ekranu i spojrzałam na zwróconego w moją stronę grafika. Tym razem nie było mi do śmiechu na widok jego zabawnych, zielonych oprawek okularów i pstrokatego szalika. Dotknął dłonią mojego ramienia, jakby chciał zapytać o samopoczucie. Wzięłam głęboki wdech i powstrzymując kołujący się przed moimi oczyma obraz pokiwałam głową.


- Tak. Daj mi sekundę, już idę. – odparłam, słabo się uśmiechając. Sięgnęłam po butelkę wody i upiłam łyk. Skrzywiłam się gdy zdałam sobie sprawę, że od miliona lamp nagrzała się chyba wystarczająco mocno, żeby parzyć w niej herbatę. Jeszcze kilka razy głęboko odetchnęłam, podciągnąwszy rękawy bluzki. Podeszłam do statywu i zdjęłam z niego aparat, czując jak ciąży mi w rękach. Nie miałam siły go trzymać obok twarzy, ale musiałam. Na tych kilka ostatnich minut nie mogłam sobie darować.


Wreszcie opadły mi bezsilne ręce wzdłuż tułowia, obijając tym samym obolałe udo aparatem. Nie chciałam myśleć o moim samopoczuciu. Bo w końcu tydzień wytrzymałam, to jeszcze trochę dam radę, nie..? Rzuciłam tylko do jednego z asystentów, żeby pomógł mi zanieść sprzęt do auta. Przyjął prośbę bez odmowy, a ja zaczęłam się zwijać ze wszystkim, co do mnie należało. I gdy zasapana, w rozpiętej bluzie zamykałam bagażnik mojego czarnego Volvo, musiałam aż oprzeć się o drzwi. Serce przyspieszyło swój puls, krew płynąca w żyłach niemiłosiernie parzyła. Nogi się pode mną uginały z bólu mięśni, a oczy usilnie próbowały uspokoić latający obraz. Wzięłam kilka głębszych wdechów, napełniając płuca zimnym powietrzem. Zdecydowanie za zimnym, jak na paradowanie w samej bluzie, ale w tej chwili najchętniej zdjęłabym z siebie wszystko, co możliwe. Usiadłam w fotelu kierowcy i mimowolnie zaczęły mi kapać łzy. To była jedna z oznak, że jestem naprawdę chora. Zaczęłam w duchu przeklinać samą siebie oraz mijające tygodnie. Oszukiwałam samą siebie, byle tylko dawać z siebie sto procent. Wracałam do domu z dnia na dzień coraz bardziej padnięta. A teraz czekała mnie perspektywa jutrzejszych całodziennych zajęć w takim stanie, w jakim jestem w chwili obecnej. 

Wyciągnęłam z czarnej, skórzanej torby telefon i wyszukałam potrzebny numer, by już po chwili przykładać chłodne urządzenie do rozpalonego policzka i ucha. Usłyszałam ciche, znajome „Tak?" i odetchnęłam, wypuszczając z siebie kolejną falę słonych kropelek.

- Hej Gem. Przepraszam, ale nie pójdę z tobą dzisiaj na to szaleństwo zakupowe... - zaczęłam niepewnie. – Wiem, że umówiłyśmy się już dawno, ale...

- Wszystko w porządku? – wtrąciła. Wiedziała, że coś jest nie tak. Jak mogła nie wiedzieć? Człowiek, który w głosie rozpozna wszystko. I anielsko ciepłe brzmienie jej głosu nie ukoiło mojego wewnętrznego bólu.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz