#54 Christmas

104 2 3
                                    


            Uchyliłam powieki w momencie, gdy moja głowa odbiła się od zagłówka. Auto zadrżało, bo przejechaliśmy przez jakąś nierówność na drodze. Zmarszczyłam czoło i poprawiłam się w fotelu, delikatnie i bez gwałtownych ruchów. Rozejrzałam się dookoła w nadziei, że już zbliżamy się do celu – za oknem jednak wciąż widziałam soczyście zielone polany i drzewa szeleszczące na wietrze, mokre od paskudnego deszczu.

- Przepraszam. Nie miałem jak ominąć dziury. – Mruknął, zerknąwszy na chwilę na mnie. Pewnie i na pamięć jechał długą drogą, jedynie kontrolnie mając włączoną nawigację na ekranie za kierownicą. W radiu cichuteńko grał utwór Franka Sinatry, Niall lekko wystukiwał rytm palcami na obręczy.

- Gdzie jesteśmy? – Zapytałam. Przeciągle ziewnęłam, nie zasłoniłam jednak buzi, bo nie miałam siły podnieść nawet ręki.

- Dojeżdżamy do Coralstown. Już niedaleko, ostatnia prosta. – Położył lewą dłoń na moim kolanie w czułym geście. – Jak się czujesz?

Chwilkę mi zajęło zastanowienie się, w jakim jestem stanie. Drzemka wybiła mnie z rytmu, czułam się rozkojarzona i niepewna nowych reakcji mojego organizmu. Butelka wody, którą przez całą drogę przytulałam do siebie, nie zachęcała mnie do zrobienia ani jednego łyka.

- Jakby przejechał po mnie traktor. – Parsknęłam cicho. Przełknęłam ślinę i sięgnęłam do skrytki pomiędzy nami, z której wygrzebałam puszkę z miętówkami. – Znowu zbiera mi się na mdłości.

- Przykro mi, króliczku. – Powiedział szczerze, ze ściągniętymi w zmartwieniu i bezradności brwiami. – Jakieś piętnaście minut i będziemy w Mullingar, obiecuję.

- Przeżyję. – Słabo się uśmiechnęłam. – Boże, dlaczego musi tak padać? – Jęknęłam. Wycieraczki wciąż nieprzerwanie pracowały, woda lała się z nieba bez końca.

- Home, sweet home!

Przez chwilę wydawało mi się, że pomiędzy solidnymi kroplami deszczu, dostrzegłam topniejące płatki śniegu. Odwróciły one na chwilę moją uwagę, która przez dłuższy czas skupiona była na nudnościach, traktujących przewrażliwiony organizm. Nieprzyjemny posmak w buzi pozostał mimo dwóch miętowych drażetek. Mogłam sobie wyobrazić jak mój żołądek wykręca się w różne kształty i nie pozwala całej reszcie układu trawiennego płynnie pracować. Brzuch miałam nieco wzdęty, wciąż jeszcze nie przyzwyczajony do nowych okoliczności i próbujący się przystosować nowego trybu życia.

Wjechaliśmy w granice miasta. Puste polany zamieniły się w sporadyczne drzewostany, kilkaset metrów później w gęstsze skupiska drzew. W oddali widziałam już niskie zabudowania i kolorowe szyldy z reklamami. Zjechaliśmy z drogi szybkiego ruchu na skrzyżowanie, od którego dzieliły nas minuty do domu jego ojca. Kilka osób kręciło się po mieście, wędrowało po chodnikach lub podjeżdżało autem pod dom znajomych. Budynki ozdobione były świątecznymi lampkami i musiały wyglądać magicznie nocą, skoro już teraz przykuwały moją uwagę.

Zanim dojechaliśmy pod dom, założyłam już na podkoszulek wełniany sweter o bardzo luźnym kroju. Nie był zmechacony, tylko o dokładnym i nienaruszonym splocie, więc uznałam go za odpowiedni w Wigilię Bożego Narodzenia, tym bardziej biorąc pod uwagę nasze plany na popołudnie. Mogłam siedzieć w moim miękkim, dużym swetrze, zajadać się pieczenią Bobby'ego i zagryzać czekoladkami podczas oglądania świątecznej komedii. O ile żołądek mi pozwoli na przełknięcie czegokolwiek, rzecz jasna.

Zaparkowaliśmy bezpośrednio przed domem, korzystając z wolnego jeszcze miejsca. Widząc niski budynek, który pamięta małego Nialla Jamesa, zrobiło mi się cieplej w sercu. W momencie, gdy auto się zatrzymało a hamulec ręczny został zaciągnięty, mój żołądek raz jeszcze zrobił piruet i spowodował, że chwyciłam jedną z serwetek, które zostały po kupowaniu hot dogów po drodze. Szarpnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi do auta, wychylając się razem z serwetką przyciśniętą do ust. Głęboko oddychałam, chcąc zrozumieć potrzeby swojego organizmu, który się mną bawił. Musiałam zakasłać, łzy stanęły mi w oczach od nieprzyjemnych dreszczy. Nie zwymiotowałam, a uczucie niestrawności jedynie się pogłębiało. Starałam się głęboko oddychać, by się uspokoić. Chociaż nie wiem, czy nie lepiej by było, tak raz porządnie zwrócić wszystko co przyjął mój żołądek, żeby w końcu poczuć się umiarkowanie dobrze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 21, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz