#39

43 1 0
                                    



Chciałam wmieszać się w tłum. Zależało mi na tym, moje nerwy wynikające z obawy przed niepotrzebnym zwróceniem czyjejś uwagi wymieszane zabójczo ze zmęczeniem nie tworzyły zdrowego połączenia. Chowałam głowę, chciałam zatopić się w swoim swetrze, utonąć w miękkich butach, wtulić się w szalik i schować w szarym jak dzisiejsze niebo płaszczu. Nie miałam słuchawek w uszach, muzyka mnie nie uspokajała - wcisnęłam je rano zbyt głęboko do plecaka, żeby teraz wyciągnąć je swobodnie bez zatrzymywania się. Musiałabym opróżnić całą wielką kieszeń, potem znów ją zapełnić - nie miałam jak tego zrobić, nie podczas godzin szczytu na terenie Uniwersytetu w Londynie.
Mój umysł był już wyczerpany, wiele dni wczesnego wstawania i intensywnej pracy dały się we znaki i uprzykrzały mi dzień. Niestety wraz ze zmęczeniem pogłębiały się nerwy, szerzyły zlęknione myśli i zbyt długie rozważania nad najprostszymi rzeczami. Kuliłam się w swoim ciele i próbowałam zapewnić sobie choć odrobinę więcej spokoju. Chowałam nos w szaliku, który pachniał słodkimi perfumami, wbijałam wzrok w podłogę. Jedynie zgodnie z wyczuciem omijałam innych, spieszących się studentów i nauczycieli, liczyłam na łaskawość dzisiejszego szczęścia chociaż w tym fragmencie dnia, kiedy bardzo nie chciałam obijać się o ludzi. Czułam na sobie obce pary oczu, choć mogło być to równie dobrze przewrażliwienie wywołane niewyspaniem. Złudne czy nie, uczucie to krępowało moje ruchy i pewność stawianych kroków. Otrząsnęłam się z nieprzyjemnych myśli jedynie w momencie, gdy poczułam jak mocno ściskany przez moją dłoń telefon w kieszeni płaszcza zaczął wibrować. Drobinką komfortu było jego wyświetlone na ekranie imię wraz z domowym, kochanym zdjęciem, sygnalizujące przychodzące połączenie.
- What's the craic, pet? Where are ya? - usłyszałam płynny, dla moich uszu piękny akcent. Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą, mogąc na chwilę odciąć się od otaczających mnie ludzi i wyłączyć ze świata, mając na uwadze tylko i wyłącznie jego.
- Zaraz wracam z uniwerku, załatwiłam kilka rzeczy i zaliczyłam jeden przedmiot. - odparłam, doszukując się w tle jego oddechu, warkotu silnika, czegokolwiek znajomego, co jeszcze bardziej pomogłoby mi się uspokoić i zrelaksować. Wyminęłam grupkę, na oko, pierwszorocznych studentów i otrzymałam od nich długie spojrzenia, jakbym nie wiadomo jaką krzywdę im zrobiła. Ściągnęłam brwi i starałam się skupić na znajomym mi głosie. - A co tam?
- Dwa skrzyżowania i jestem na parkingu przy głównym wejściu. Pasuje? - powiedział. Pokiwałam ochoczo głową, nie skrywając lekkiego uśmiechu z niespodziewanej poprawy samopoczucia. Zorientowałam się jednak, że oczywiście nie zobaczy mojej reakcji.
- Pasuje.

Zobaczenie w oddali jego dużego samochodu spowodowało, że wewnętrznie westchnęłam z ulgą. Wciąż chowałam się w sobie przed wszystkimi, ale już kierowałam się ku znajomym i ciepłym emocjom, więc o tyle było mi lepiej. Szczelniej zawinęłam dookoła siebie płaszcz i przyspieszyłam kroku. Czarny Range Rover wyróżniał się wśród pozostałych aut na parkingu, biorąc pod uwagę niestabilne życie przeciętnego studenta. Czułam się jak młodsza wersja siebie, tyle że wyjęta z jakiejś bajeczki, opowiastki dla nastolatek. Zbliżywszy się do miejsc parkingowych wysiadł z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i w czarnej zamszowej bomberce, którą tak na nim lubiłam. Oczywiście, że nie było mu zimno - wysiadł z ogrzewanego samochodu. Nie towarzyszyło mu przewrażliwienie tak jak mnie, która opatulała się płaszczem dla własnego komfortu jak tylko mogła. Obszedł samochód przed maską i stanął przy drzwiach pasażera, otwierając je dla mnie. Poprawił okulary i zerknął w bok, gdy czyjś podniesiony głos i wołanie zwróciły jego uwagę. Nie dał się jednak na długo rozproszyć, bo sięgnął wolną od trzymania drzwi ręką po telefon w tylnej kieszeni spodni, przesunął palcem po ekranie i przyłożył sobie do ucha. Mimo rozpoczętej rozmowy spoglądał na mnie i obdarował mnie promiennym uśmiechem, gdy byłam już na wyciągnięcie ręki. Zrobił krok w przód, gdy miałam zamiar wsiąść do samochodu i powstrzymał mnie od tego, w ostatniej chwili łapiąc mnie za ramię. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, jak zbliża się do mnie i przytula mnie, w zamian za inne powitanie, którym pewnie by mnie potraktował gdyby nie fakt, że musiał co i rusz odpowiadać do słuchawki.
- Jasne, wezmę to pod uwagę. Dzięki. - mówił. Słysząc jego ton głosu rozumiałam, dlaczego wciąż mnie nie puszczał z objęć, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Wsunęłam obydwie ręce pod jego kurtkę i zaplotłam na plecach, schowałam twarz w jego piersi i tak oddychałam jego ciepłem, gdy duża dłoń bezmyślnie wędrowała po moich ramionach. - W porządku. Zgadamy się później, okej? - kontynuował, a ja pozwalałam moim napiętym mięśniom zrelaksować się. Powoli odpuszczało złe samopoczucie skumulowane w najciemniejszych zakamarkach mojego ciała, rozpuszczało się pod wpływem przyjemnego piżmowego zapachu, wibrującego i głębokiego głosu oraz rozbrajającego serca, którego bicie czułam bez nadmiernego wysiłku czy skupienia. - No, odezwę się. Na razie. - odsunął urządzenie od ucha i szybko opróżnił dłoń. Zamknął mnie w ciasnym uścisku i zniżył głowę jak najbliżej mojej, wydając przy tym odgłos jak atleta podnoszący ogromny ciężar. - Cześć, przytulanko! - zaskomlał zabawnie, mocno cmoknąwszy mnie w bok głowy. Podniosłam na niego wzrok i lekko się uśmiechnęłam na widok jego uradowanej, pięknej twarzy, zasłoniętej jedynie okularami przeciwsłonecznymi na wysokości oczu.
- Lubię takie niespodzianki. - mruknęłam. W odpowiedzi dostałam mokrego buziaka w nos i podejrzewam, że byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie podniesiony głos w oddali, mówiący "O mój Boże, to naprawdę on!". Lekko westchnął i odsunął się o kawałeczek, w sam raz tak, bym mogła zerknąć mu przez ramię i zorientować się, co się dzieje.
Dwie dziewczyny, które raz już dzisiaj minęłam w jednym z korytarzy, patrzyły na nas wielkimi oczyma. Zaczynały się kłócić o to, czy powinny podejść do niego czy nie, dlatego raz jeszcze spojrzałam na blondyna i kiwnęłam głową w stronę samochodu. Ze spuszczoną głową usiadłam w fotelu pasażera i cierpliwie poczekałam, aż zajął swoje miejsce i włączył silnik. Tego drugiego jednak nie doczekałam się, bo zamiast charakterystycznego warkotu silnika poczułam delikatne muśnięcie jego dłoni na moim podbródku. Odwrócił mnie do siebie i słabo się uśmiechnął, odgarniając kilka ciemniejszych już kosmyków za lewe ucho.
- Hej, uśmiechnij się. Masz takie śliczne rumieńce, gdy to robisz. - powiedział, zalotnie unosząc przy tym kąciki ust. Speszyłam się, moje palące policzki były czymś, na czego punkcie byłam przewrażliwiona. Odwróciłam nieśmiało głowę i nie mogłam nie uśmiechnąć się, kiedy tak igrał z moimi reakcjami na jego ciepłe, przesłodzone czasami (celowo albo i nie) słowa. Nie trudno było u mnie o zawstydzenie, jeśli grał romantycznością przy mnie. Nie odnajdowałam się w niej, dlatego już po chwili śmiał się pod nosem i mruczał: - Ah, there ya go. The prettiest smile in the world!

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz