#33

51 1 0
                                    




- Mówiłam, żebyś tego nie jadł! – Podniosłam ze śmiechem głos na widok Harry'ego, trudzącego się z przeżuciem piekielnie ostrego kawałka mięsa, które oblane zostało sosem
z papryczek jalapeno. Ostatnie kęsy jego dania tonęły już w niemalże żarzącym się dodatku, ale on oczywiście nie mógł zmarnować nic, co zostało na talerzu. Typowe.
- Ty się nie śmiej, tylko daj wodę.. – wysyczał, wskazując na moją w połowie pełną szklankę. Żeby ocalić jego buzię zgodziłam się i już po chwili patrzyłam, jak w kilka łyków znika jej zawartość.
            Dzisiejszy wieczór należał do przyjemnych. Po dostarczeniu do jednego z wydawnictw moich wydrukowanych zdjęć, w końcu udało mi się wstrzelić w lukę w kalendarzu tego oto gwiazdora, pod pseudonimem mojego przyjaciela. Zabrał mnie do tej przyjemnej, skromnej restauracji na uboczu, której ogródek i wspaniałe menu pobudzały kupki smakowe i zachęcały do zjedzenia wszystkich świeżych sałatek i zestawów obiadowych, proponowanych przez szefa kuchni.
- Może poproszę kelnerkę o mleko? Albo kefir? – uniosłam troskliwie brew, mimo że wciąż buzia mi się śmiała. Oparł się łokciami o okrągły, szklany stolik i schował na moment twarz
w dłoniach, podejmując swoją męską decyzję.
- Dobra, dam radę. – skomentował, gdy mimo czerwonych policzków westchnął i zagryzł nieprzyjemny smak kromką świeżo upieczonego chleba, która została jeszcze w niewielkim koszyczku obok naszych talerzy. Poprawił rękawy swojej luźno zapiętej koszuli i przejechał ręką po długich włosach, które jeszcze trochę i dogonią długością moje farbowane kudły.
            Chwilę jeszcze dochodził do siebie po pikantnym kęsie, gdy poprosił przechodzącą obok kelnerkę o rachunek. Powoli dopijałam swoją lemoniadę i zerknęłam na ekran telefonu, który nagle się zaświecił. Pojawiło się na nim zdjęcie uśmiechającego się do mnie blondyna, więc westchnęłam i spojrzałam wymownie na Harry'ego.
- To Niall. – mruknęłam, na co kiwnął głową. Zajął się chwilowo restauracyjnym menu, które wciąż leżało na naszym stoliku i pozwolił mi odebrać. – Hej, co tam? – powiedziałam, w tle słyszałam jego oddech i nieprzyjemne klikanie pomieszane z męskim przekrzykiwaniem. Znowu dał się złapać paparazzim?
- Zaraz podjeżdża po mnie auto, pamiętasz ile piwa mamy jeszcze w domu? – mówił szybko, nieskładnie. Zmarszczyłam brwi zdziwiona jego bezpośredniością.
- Nie wiem, ty ostatnio piłeś, ja się nie dotykałam do tej półki. – odparłam. – Nie możesz sam sprawdzić? Przecież nie masz daleko, zaraz będziesz w domu. Najwyżej pójdziesz do nocnego. – mówiłam, ale ostatnie słowa zostały chyba zagłuszone przez głośne krzyki domagających się zdjęć mężczyzn oraz kilku młodych dziewczyn. – Wiesz co, zadzwoń jak będzie spokojniej..
- Dobra, coś wymyślę. Czekam na resztę i zaraz ruszam. – po jego tonie głosu wnioskowałam, że już chciał kończyć rozmowę ale nie, coś mi się nie podobało.
- Czekaj, Niall. Myślałam, że sam poszedłeś na koncert?
- Bo poszedłem. Spotkałem Alfreda i zaproponowałem, żeby wpadli na posiadówę. – mówił. Krzyki odrobinę ucichły, za to normalna rozmowa i śmiechy uaktywniły się w jego tle.
- No.. dobra.. – nie byłam pewna tego, co mówię. Wciąż byłam odrobinę zdziwiona jego zachowaniem, myślałam że skończył już z nadmiernym imprezowaniem zwłaszcza z ludźmi, których ledwo zna. – ..ale ja nie będę tak szybko, dopiero skończyliśmy jeść z Harrym. – dodałam. Jakeś maniery musiałam zachować, odkąd mieszkamy razem to raczej są nasi wspólni goście, prawda?
- Nie przejmuj się, to nic. Na razie. – i tyle go słyszałam. Odsunęłam telefon od ucha i bez słowa odłożyłam go z powrotem na stolik.
            Nie było mnie przy nim więc nie miałam pojęcia w jakim tym razem był nastroju. Mogłam być jedynie pewna, że nie spieszy mi się do domu a tym bardziej nie do towarzystwa, z którym nie mam nic wspólnego. Wolałam powoli mówiącego i rozważnego Harry'ego, którego eleganckie buty na delikatnym męskim obcasie stukały o wszystkie chodniki,
a niedopięte koszule odważnie falowały na lekkim, londyńskim wietrze. Dbałam o swoje dobre psychiczne samopoczucie psychiczne i niestety, w tym momencie wygrywał spokojny wieczór z długowłosym przyjacielem
- Wszystko w porządku? – z zamyślenia wyrwał mnie jego odrobinę zachrypnięty głos. Zdałam sobie sprawę, że bez celu wpatrywałam się w mój pusty talerz i nie zdążyłam się do niego odezwać jeszcze ani słowem, gdy wysoka brunetka przyszła z naszym rachunkiem i zaczęła zbierać brudne naczynia. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i machnęłam ręką cierpliwie czekając, aż zostaniemy znów na chwilę sami. Harry poinformował dziewczynę, że będzie płacił kartą i spróbowałam wykorzystać moment by zabrać mu sprzed nosa skórzane etui na pieniądze i rachunki. Już je chwytałam w dłoń, ale mocno pacnął moją dłoń i syknęłam z bólu jak i niezadowolenia. – Nawet o tym nie myśl.
- Ale..
- Oddasz mi swoim uśmiechem, dobra? – uniósł przyjaźnie kąciki ust, więc postarałam się jak najszerzej oddać ten miły gest.
            Kilkanaście minut później wyszliśmy już z restauracji i stanęliśmy na chodniku nieopodal jego samochodu. Zwrócił się do mnie i widząc, jak strapioną i niechętną do rozstania miałam minę parsknął śmiechem i wyciągnął do mnie swoje ramię, prowadząc mnie do parku kilka przecznic dalej.           Szliśmy w ciszy co chwila uśmiechając się, gdy któreś z nas mruknęło coś interesującego. Zaczęliśmy mówić o muzyce, której ostatnio słuchał i byłam jak w zupełnie innym świecie, z ciekawością obserwując jego fascynację wykonawcami starszej daty. Trudził się ze słowami, często nie potrafił znaleźć tych właściwych i okrążał temat tak długo, aż nie kręciłam z rozbawienia głową.
- Rozmawiałem niedawno z Gemmą. – stwierdził po chwili bez żadnych słów, gdy nasze stopy maszerowały już po udeptanych ścieżkach wśród zielonej trawy i drewnianych ławek. Westchnęłam cicho, ale nie niezauważalnie, bo odwrócił do mnie głowę i wyczekiwał mojej reakcji. Łagodność jego głosu mogła wskazywać tylko na jeden temat, który chciał poruszyć.
- Dlaczego to zawsze musi wyglądać tak, że nasza przyjaźń polega tylko na udzielaniu mi rad i wspieraniu? – jęknęłam niezadowolona. Spojrzałam nieco wymownie w ciemne niebo
i wcisnęłam dłonie do kieszeni swetra. Zaśmiał się z tego, co powiedziałam więc i ja się uśmiechnęłam. Tutaj nie było miejsca na smutek non-stop, nie z nim.
- Póki co tylko ty jesteś w stałym związku, może dlatego. – uśmiechnął się serdecznie, uwydatniając swoje dołeczki w policzkach.
- Pff, dzięki. – nabrałam więcej powietrza do płuc i przymknęłam oczy, ciesząc się
z otaczającego nas spokoju. Nie zakłócał go żaden hałas ani nieprzyjazne osoby, mijały nas jedynie spieszące się gdzieś na zabawę, poszczególne postaci i nikt więcej.
- Trzeci raz nie zapytam. Chociaż pewnie zapytam, jeśli mnie do tego zmusisz. Wszystko
w porządku? – rozglądał się po koronach drzew niedaleko.
- Wiesz, że nie. – mruknęłam. Była to szczera ale i bolesna prawda.
            Wieczór w kinie zbyt wiele nie zdziałał. Upojny i piękny czas w Kalifornii – tylko na pewien okres czasu. Wraz z powrotem do Londynu wróciły imprezy z nieznanymi wcześniej ludźmi, zapominanie na siłę o problemach i uciekanie do nieprzyjemnych rozrywek. Owszem, to jego życie. Ale mógłby czasem posłuchać rozsądku, zastanowić, zatrzymać na minutę przed podjęciem decyzji.
- Wiesz Annie, wszystkie gazety wypytują nas, czy się rozpadamy. Ba, wszystkie dają nam
co najwyżej rok, nie więcej. Każdy z nas radzi sobie z tym w inny sposób.
- Poleciałeś do Los Angeles, Styles. – zauważyłam, na co oboje zachichotaliśmy.
- Ten fakt pomijamy. – uśmiechnął się i zakasłał kilka razy, by ukryć swoje lekkie zażenowanie. – Niall potrzebuje być aktywny w życiu, nie może cały czas siedzieć na dupie i gapić się
w telewizor.
- Już wolałabym to. Przynajmniej uczę się więcej o sporcie, a nie drogich klubach w Londynie. – mruknęłam. Przez chwilę znów spacerowaliśmy w ciszy, drobny i zbity piasek jedynie odrobinę chrzęścił pod naszymi butami.
- Zawsze lubiłem na was patrzeć. Oboje zarażacie siebie nawzajem tą.. ja wiem? Miłością
w oczach. – uśmiechnęłam się na te słowa. – Z drugiej strony, jesteście ciekawym obiektem obserwacji.
- Harry, nie jesteś naukowcem.
- Za to wy nie jesteście tacy sami. Jesteście przeciwieństwami, które łączy pasja do niektórych aspektów życia i umiejętność wzajemnej komunikacji. Patrzę na was od samego początku i nie mogę dojść, jak to się stało. – mówił dokładnie, przemyślanie.
- Sugerujesz, że nie chciałeś żebyśmy byli razem? – spytałam, próbując się więcej dowiedzieć. Jego punkt widzenia mógł być przydatny, często pomagał mi zdać sobie sprawę z różnych istotnych rzeczy.
- To tak zabrzmiało? Nie, nie to miałem na myśli. – zreflektował się. – Po prostu nigdy nie przypuszczałem, że będzie wam razem tak dobrze. Przecież zobacz, ile ty przeszłaś i ile on musiał znieść. Kobieto, zrobiłaś z niego mężczyznę! – podniósł głos, na co się zaśmiałam. Miał w tym trochę racji.
- Ale ile razy miał już tego dosyć?
- Nie liczyłem, ale spójrz na to inaczej. Miał dosyć, ale został. On cię zna na pamięć, tak jak ty jego. Ja sam nie byłbym w stanie pewnie pomóc ci podczas ataku paniki, bo podobno wołałaś tylko jego. Czy wyglądam jak krótki Irlandczyk? No właśnie. – znów się uśmiechnęliśmy.
- Ja po prostu nie wiem już co zrobić, żeby choć trochę się obudził. Jak tak dalej pójdzie, będę jedynie dodatkiem do mieszkania za comiesięczne płacenie rachunków.
- Nie poniżaj siebie do rangi Williama. – przewróciłam oczami.
- Harry, ostatnim razem miało już być lepiej. Co było potrzebne? Musiałam się poryczeć, narzekać i wyglądać jak jeden wielki bałagan. To było żenujące. Wiem, jak on bardzo nie lubi borykać się z takim lamentem na dłuższą metę, to go po prostu wkurza i tego nie rozumie, albo nie próbuje. – mówiłam, przewijając w tym samym czasie wspomnienia z naszych nieprzyjemnych rozmów. Przynajmniej zaliczały się do wspólnej historii, mam rację?
- Annie.. – zatrzymał się i odwrócił przodem do mnie. – Nie jesteś najgorsza w te klocki, coś wymyślisz. Uwierz mi gdybym mógł skrzywdziłbym go, ale nie stosuję przemocy. – dźgnęłam go palcem między żebra. – Poza tym, skoro oboje tworzycie ten związek, to musi być jakieś równouprawnienie. Nie tylko ty powinnaś wszystko naprawiać, on też potrafi trzymać śrubokręt.
- Jesteś dzisiaj okropnie refleksyjny. – uniosłam brew i patrzyłam, jak oczy mu się świecą od przyjemnej atmosfery.
- Zawsze taki jestem, nie znasz mnie? – uśmiechnął się i oblizał językiem wargi. Poprawił swoje długie loki i położył mi rękę na ramieniu. – Chodź, zawiozę cię do domu. Damska ręka czasami jest potrzebna w domu.
- A ty skąd to niby wiesz? – spytałam ze śmiechem, gdy powiesił na mnie swoje ramię i zaczął mnie prowadzić w stronę parkingu.
- Przeczucie.
          

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz