#22.5

44 1 0
                                    

Retrospekcja

            Mój nos pełen był zapachu świeżo zaparzonej czarnej herbaty. Słońce ogrzewało niektóre fragmenty salonu, gdy wpadało nieśmiało przez okna. Siedziałyśmy obie przed telewizorem, z zaciekawieniem przypatrując się poczynaniom jednego z jej ulubionych kucharzy, Jamie'go Oliviera. Była opatulona ciepłą, polarową bluzą a na stopach miała chyba ze trzy warstwy grubych skarpet. Nie było zimno – wiosna tego roku co prawda była zmienna, lecz tego dnia zawitało dobrych kilkanaście stopni powyżej zera. Jej twarz była zmęczona, pełna resztek strachu po ledwie przespanej nocy. Od dłuższego czasu ćwiczyłam swoją silną wolę, by na jej oczach nie dopuścić do rozlewu łez. Kilka razy złamałam się, więc wtedy jej oczy również szkliły się w podobnym stopniu. Jednak byłam w domu po to, by przywrócić na jej twarz uśmiech. Potrzebowała go, była z nim najpiękniejsza. Obserwowałam, z jakim rozmarzeniem podziwiała kolorowe warzywa wkrawane do sałatki przez znanego Brytyjczyka. Uśmiechnęłam się do siebie i na chwilę przykryłam twarz rękawem szarej bluzy. Wzięłam kilka głębszych oddechów, uspokoiłam się przed falą wzruszenia, jeśli mogę nawet tak nazwać to uczucie.
            Upiłam łyk parującego napoju. Kątem oka wciąż patrzyłam na mamę, której twarz niewiele wyrażała.
- Co dziś robimy na obiad? – spytałam świadoma tego, że idealnie wpasowałam się z tematem. Uniosła jeden z kącików ust i wciąż nie odrywając wzroku od telewizora, odparła:
- Mam trochę warzyw, można zrobić jakąś dobrą zapiekaną rybę. Ale jeszcze czas, dopiero dwunasta.. Chyba, że jesteście głodni..
- Nie, mamo. W porządku, tak tylko pytałam. – uśmiechnęłam się ciepło, lecz od środka wyglądało mi to na uśmiech z bezsilności. Nie miała apetytu już od kilku dni, wpasowywaliśmy się w jej idealne pory na zjedzenie chociaż dwóch kęsów czegokolwiek. Mimo, że starała się robić wszystko dla nas, i tak kończyło się odwrotnie. Za bardzo zależało nam na jej jak najlepszym samopoczuciu, by pozwolić jej na bycie aż tak bezinteresownie dobrą.
            Podniosła się powoli i ostrożnie z miękkiego siedzenia. Poprawiła swoje ubranie, kilka razy ledwie słyszalnie stęknęła z bólu, który z pewnością bardziej widoczny był w jej oczach.
- Pójdę zobaczyć, co tata tam majstruje w garażu. – mruknęła, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi. Zostawiła mnie sam na sam z brzęczącym telewizorem, który nie bardzo zajmował puste miejsce obok mnie. Znów czułam się samotnie choć wiedziałam, że jesteśmy wszyscy pod jednym dachem. Nie było to to samo osamotnienie, które towarzyszyło mi podczas jej pobytu w szpitalu, nie. Teraz było lżej, jednak zostawiało niemiłosierny chłód w sercu. Pragnęłam mieć świadomość, że będzie już tylko ciepło. Nie potrafiłam znieść myśli o jakiejkolwiek dłuższej pustce, potrzeba najbliższych dookoła wygrywała ze wszystkim.
            Musiałam zamrugać kilka razy, by kilka pojedynczych łez nie skapnęło spod moich powiek. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nieco podniesione głosy obudziły się gdzieś z okolic garażu. Może dawno niewidziany sąsiad znów się pojawił? Przełknęłam ślinę w momencie, gdy usłyszałam jej stłumiony szloch. Rozpoznałabym go wszędzie, nawet ten o najniższej częstotliwości. Wszelkie nieprzyjemne scenariusze zaczęły przemykać przez moją głowę, łącznie z tym zapowiadającym jej kolejne załamanie. Nie wytrzymałabym tym razem, uciekłabym. Nie byłoby to dobre rozwiązanie, wykazałabym się tchórzostwem, ale nie byłam w stanie kontrolować każdego swojego zachowania, prowadzonego przez silnie kotłujące się emocje.
Wstałam z kanapy i skierowałam się do garażu, po drodze wahając się nieco. Może nie powinnam tym razem interweniować, tylko pozwolić im obojgu na wspólną chwilę? Myślałam na różne sposoby. Żaden z nich jednak nie przewidywał widoku, jaki zastałam po wejściu do otwartego od zewnątrz schowka, spiżarni, wielofunkcyjnego pomieszczenia.
            Jej ciało optycznie zmniejszyło się, stała się momentalnie krucha. On obejmował ją delikatnie, ale z ogromną czułością. Widziałam, jak stara się nie nadwyrężyć jej obolałej lewej strony klatki piersiowej. Zmuszona byłam zakryć usta dłonią, nie wierząc w widok przed sobą. Szloch ledwie prześlizgnął się przez szpary między moimi palcami. Miał przymknięte oczy a usta wykrzywiały się na różne strony, gdy po cichu do niej mówił. Czarował tak samo jak robił to ze mną, kiedy nachodziły mnie słabsze dni. Powolutku się od niej odsunął, zostawiając na policzku długiego, pełnego ciepła buziaka. Starał się dodać otuchy, szeroko się uśmiechając na ten swój radosny sposób. Objęła dłońmi jego twarz sprawdzając, czy faktycznie tu jest i to w całości. Dopiero po chwili zdołałam zwrócić uwagę na tatę, który poklepywał go po ramieniu. Przytulił do siebie raz jeszcze moją mamę, a po moich policzkach już ściekały łzy.
            Stałam tam, nie powstrzymując mokrych oczu z bezsilności. Ostatni raz kiedy się widzieliśmy, był niecały miesiąc temu. Przyjechałam do Polski, bo mama mnie potrzebowała. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie towarzyszyła jej przez ten cały czas diagnostyki, szpitali, operacji, leczenia. Wszystko działo się tak szybko i intensywnie, no i wciąż miało miejsce. Wiedziałam, że jeśli wyjadę to zmniejszą się moje szanse na nadrobienie czasu z nim, bo trasa trwa. Wciąż spędzało mi to sen z powiek. Ale również myśl o straceniu w pewnej chwili najważniejszej dla mnie kobiety w życiu była nie do zniesienia, widok jej cierpienia był wystarczająco bolesny i sprawiał, że noce były całkowicie nieprzespane a ja z całej siły w ciągu dnia ubierałam uśmiech, bo musiałam być dla niej silna.
Przez ten cały czas czułam się stosunkowo dobrze tutaj, w domu rodzinnym. A przynajmniej mówiłam sobie, że muszę, dla moich rodziców. Wszystko jedno, że od nich wyjechałam. To się nie liczyło, oni wciąż mnie kochali a ja nie wyobrażałam sobie co bym zrobiła, gdybym ich straciła. Z drugiej jednak strony, brak ciepłego ciała leżącego obok mnie podczas trudnych nocy odbijał się na mnie aż za bardzo. Dlatego jego widok teraz, w połączeniu z ciepłym stosunkiem wobec mojej mamy – Boże, dziękuję za jego kochającą naturę i irlandzkie pochodzenie – wywołały u mnie niesamowicie ogromny wybuch emocjonalny. Nigdy nie chciałam, by rodzice widzieli moje potężne łzy w stosunku do niego, ale przepadło. Moja osobowość niestety się musiała zawsze wydać.
            Mama odsunęła się od niego i obdarowała go pięknym, szczerym uśmiechem. Moje serce jeszcze bardziej urosło, powodując tym samym coraz większe pęknięcia. Czy to było w ogóle możliwe? Nie wiem, ale tak właśnie się czułam. Zwróciłam na siebie ich uwagę, wypuszczając z siebie niekontrolowany szloch. Jego oczy w końcu znalazły moje, załzawione. Byłam jak mała dziewczynka, która choć na chwilę budzi się z koszmaru sennego i zaczyna przecierać rączkami swoje zaczerwienione powieki, trwa w bezruchu ze strachu i potrzebuje pomocy a jej łzy i szloch są krzykiem z samego środka. Dawałam w tym momencie ujście wszystkiemu, co siedziało we mnie przez ostatnie dni.
            Część mnie bardzo nie chciała go teraz widzieć. W momencie, gdy zaczął podchodzić do mnie zapłakałam znów, bo nie chciałam po raz kolejny się z nim żegnać. Perspektywa ta znów by mnie niszczyła, kolejne pożegnanie, kolejne pocieszające słowa na lotnisku, kolejna rozłąka. Już sama nie wiem, co byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Wyciągnęłam powoli ręce w jego stronę, gdy dzieliło nas jedynie kilkanaście centymetrów. Ułożyłam je na jego klatce piersiowej zaraz potem jak przycisnął mnie do siebie. Jedna dłoń przytrzymywała moje plecy i starała się załagodzić moje drżenie, a drugą wplótł w moje włosy. Przysunął do nich swoje usta i trwał tak w pocałunku, gdy ja bez premedytacji moczyłam materiał jego ciemnej koszulki. Czułam pomieszane zapachy proszku do prania, wody po goleniu, cytrusowego żelu pod prysznic i jego skóry. Gdyby nie to, że wystarczająco ciężko mi było, zapewne zakręciłoby mi się od nich w głowie. 

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz