#22

46 1 0
                                    



                Są takie dni, kiedy zmęczenie znacznie wykracza poza pewną dozwoloną dla organizmu granicę. Umysł pracuje na najwyższych obrotach podczas każdej sekundy a całe ciało mu wtóruje. Wieczorami łzy same chcą lecieć, złość ogarnia duszę a wulgaryzmy już jak landrynki ślizgają się po języku. Do tego wszystkiego dochodzi negatywna samoocena, powracają wszystkie problemy z jakimi borykałam się w przeszłości. Przeogromna niechęć do spoglądania w lustro, obrzydzenie na widok własnej figury. Desperacja, by czuć się jak najlepiej i najpewniej a jednocześnie schować wszystko to, czego się w sobie nie cierpi.
            Gdy uchyliłam powieki czułam się nieżywa. Moje ciało było tak obolałe ze zmęczenia, że nie mogłam nawet drgnąć żadną z kończyn. Zazwyczaj delikatna skóra pod oczami ciągnęła mnie i piekła co oznaczało, że nie przyśniły mi się łzy na dobranoc przy okazji niezmytego makijażu.  Gorąco mi było pod warstwą białej kołdry, ale nie zsunęłam jej z siebie. Zdołałam jedynie uchylić odrobinę powieki by zorientować się chociażby w porze dnia. Słońce wpadało do sypialni przez szparę między jasnymi zasłonami i rozświetlało pomieszczenie, w którym panował jeszcze niemały bałagan. Próbowałam przypomnieć sobie, którą część tygodnia dzisiaj mamy. W procesie myślenia ściągnęłam brwi, co automatycznie wywołało ból głowy. Sięgnęłam pamięcią wstecz, bo być może pomogłoby mi to wrócić całkowicie do rzeczywistości.
            Wczorajszego wieczoru... tak, wczoraj była niedziela. Po kolejnym dniu intensywnej pracy, jeżdżeniu w różne miejsca i złoszczeniu się na wszystko, dotarłam na trzeci z rzędu koncert na stadionie Wembley, czyli niezbyt daleko od domu. Przynajmniej nie w porównaniu z powiedzmy Edynburgiem. Zgodnie z obietnicą i własnym poczuciem obowiązku towarzyszyłam mu podczas nad wyraz ważnych koncertów, tak samo jak to zrobiłam podczas koncertowania w Dublinie.
            Rozmyślania przerwane zostały przez donośny dzwonek telefonu, który powoli zaczynał mnie denerwować. Nie wspominając o fakcie, że dawno już zaczęłam mylić dźwięk budzika z dzwoniącą komórką i odwrotnie. Zacisnęłam mocniej oczy zanim sięgnęłam po czarny aparat, który okazał się przypomnieć mi o ważnej rzeczy.

Mama – chemia we wtorek rano. Zadzwonić.

Niestety doprowadziłam siebie do takiego stanu, że urządzenie musiało mi mówić kiedy koniecznie muszę zadzwonić do kobiety, która mnie potrzebuje. To sprawiało, że momentami czułam się jak najokropniejsza córka pod słońcem. Zerknęłam na zegar w telefonie, który jak się okazało wskazywał dużo po dwunastej. Można powiedzieć, że nieźle pospałam. Ale co z tego, jeśli był to niespokojny sen? W obliczu takiego natłoku pracy i myśli nie sposób odpocząć po jednej dłuższej nocy, czyż nie?
- Nie martw się, dzwoniłem do niej dziś rano. Czuje się w miarę dobrze, prosiła żebyś najpierw doprowadziła siebie do stanu używalności, zanim porozmawiacie. – usłyszałam w progu drzwi, jak mi się wydawało. Ciepły głos, który wcale nie był zaspany – widocznie ekscytacja i duma nie pozwoliły mu na dłuższe drzemanie, które tak uwielbiał. Nie odwróciłam się w jego stronę, bo zwyczajnie nie miałam siły – dlatego pokiwałam jedynie głową i odłożyłam telefon na szafkę nocną.
            Słyszałam, jak przeciągle ziewnął. Do mojego nosa dostał się zapach kawy, którą jak się okazało przyniósł z popularnej kawiarni oddalonej od domu o pięć minut drogi piechotą. Zmarszczyłam go – w ciągu ostatnich kilku dni wypiłam jej więcej, niż mamy chyba kubków w domu. Zerknęłam przez ramię by zobaczyć, że na materacu obok mnie położył tekturową podstawkę na dwa kubki i talerzyk z świeżo wyglądającym rogalikiem. Oparł się na boku za moimi plecami i delikatnie przyłożył usta do nagiego ramienia, na którym nie leżałam.
- Przejdzie ci przez gardło chociaż herbata? – spytał. Znów pokiwałam głową i nie ruszyłam się ze swojej pozycji. – Przyniosłem ci zieloną z jaśminem i pomarańczą. – mruknął. Przymknęłam powieki ze świadomością, że doskonale wiedział o moim beznadziejnym stanie. Mimo, że w ostatnim czasie oboje byliśmy zajęci musiał co nieco dostrzec, skoro mieszkamy pod jednym dachem. Przełknęłam ślinę i powoli przewróciłam się na plecy, skrzywiając się przy tym z braku wystarczającej pomocy w mięśniach. Przetarłam oczy zapominając kompletnie o tym, że jak oderwę dłonie od powiek zastanę nic innego jak jeszcze gorsze, czarne smugi.
- Shit. – przeklęłam pod nosem czując, że resztki tuszu dostały się gdzieś głębiej do oka i wywołały tym samym okropne uczucie szczypania. Jęknęłam z niezadowolenia i zaczęłam wykopywać się spod ciężkiej kołdry. Pomógł mi i odciągnął ją na swoją stronę. Szłam prawie na pamięć do łazienki, której jasne oświetlenie i tak zabiłoby mój wzrok w takim stanie. Wymacałam kran i robiłam wszystko, by chociaż odrobinę sobie ulżyć. – Fuck, fuck, fuck... - mruczałam pod nosem. Nieprzyjemne uczucie zamieniało się w ból. Nie było mowy o tym, żebym sama szybko znalazła balsam do demakijażu, który stał na półce obok wacików. Zanim wywąchałabym właściwy kosmetyk, wypaliłoby mi już oczy. – Niall, pomóż mi! – powiedziałam głośniej, wręcz wychrypiałam. Słyszałam uginające się łóżko i jego kroki. – Błagam, na półce stoi biała buteleczka Vichy... - prosiłam.
- Dam ci pod warunkiem, że zjesz chociaż tego rogalika. – wtrącił, a we mnie urosły niedowierzanie, złość
i jednocześnie panika.
- Żartujesz sobie ze mnie? Potrzebuję zmyć to gówno z moich oczu a ty mi mówisz o jedzeniu? – zezłościłam się. Nie miałam ochoty jeść. Natłok myśli wyżarł wszelkie chęci połykania posiłków. Nie przeszkadzało mi to, wręcz było na rękę. Nie przejmowałam się czymś, o czym myślałam automatycznie po zerknięciu w lustro.
- Nie żartuję. Musisz jeść, Ann. Jesteś cieniem siebie. – odparł. Gdyby nie fakt, że ciekły mi już łzy
z podrażnienia oczu, popłynęłyby z niezadowolenia. Warknęłam sfrustrowana, zachowywałam się z pewnością jak nieposłuszne dziecko.
- Dobrze, zaraz go zjem. – powiedziałam. W mojej prawej dłoni pojawił się wacik z już nałożonym kosmetykiem, więc od razu potraktowałam nim swoje obolałe oczy. Chwilę zajęło mi odetchnięcie z ulgą
i pozbycie się większości nieprzyjemnego szczypania. Przepłukałam raz jeszcze twarz wodą i wytarłszy ją ręcznikiem oparłam ręce na umywalce, nie mając siły na nic innego. Opuszczona głowa pozwalała mi jedynie na wpatrywanie się w śnieżnobiałą, obłą ceramikę.  – Czy mógłbyś na chwilę wyjść? – spytałam, nawet na niego nie zerkając. Potrzebowałam chwili, żeby pomyśleć sama ze sobą. Czy może raczej rozmawiać ze swoim ciałem?
- Nie, bo będziesz się ważyć. – był zły i uparty. Denerwowało go moje nastawienie, to było oczywiste. Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, jedynie moje emocje wypełzły po raz kolejny za pośrednictwem ciepłej, słonej stróżki. – Wiem, że jesteś taka tylko w momentach skrajnego wyczerpania, lub kiedy nic innego nie masz na głowie. – Dodał nieco spokojniej, stonowanym głosem. W pewnym momencie złapał moje dłonie, które mocno trzymały krawędzie umywalki. Owiał swoim oddechem mój kark i ucałował moją skórę. – chcę, żebyś spojrzała teraz w lustro, to przed nami. – mruknął.
            Nawet nie miał pojęcia ile mnie to może kosztować. Niechęć do samej siebie która być może i była spowodowana kiepskim okresem, była bardzo silna. Moja głowa wręcz zanurkowała jeszcze bardziej, nie chcąc pozwolić na tę konfrontację.
- Proszę, Annie. Krzywdzisz i siebie i mnie. – prawie szeptał. Uległam na sygnał, że sprawiam mu ból. Nie obchodziło mnie moje samopoczucie ale to, że nie chciałam stracić jego. W akompaniamencie kolejnych trzech łez uniosłam głowę i spojrzałam w lustrzane odbicie. Przedstawiało szarą, zmęczoną postać, którą od tyłu obejmował mój ideał. Nie byłam sobą, ale może byłam w drodze po swój właściwy obraz? – Teraz proszę, posłuchaj co do ciebie mówię. Te tutaj... - przeniósł swoje dłonie na mój brzuch i podwinął luźną koszulkę, która go zasłaniała. Przejechał delikatnie palcami po odznaczających się żebrach tuż pod moimi piersiami i niżej. - ... Nie było ich widać tydzień temu, kochanie. I tak było w porządku. Twój piękny brzuch... - przyłożył palce do niego, a ja przygryzłam wargę i powstrzymywałam głośny szloch. Bolało. - ...Był najpiękniejszy i najszczęśliwszy na świecie, gdy jadłaś normalnie. Uwierz mi, śmiał się do mnie z każdym kęsem. – uśmiechnął się półgębkiem a ja wypuszczałam tylko stróżki łez spod powiek. – Nieco niżej... - dotknął mojego podbrzusza. - ... Gęsią skórę miałaś jedynie wtedy, gdy cię dotykałem. Nie wciąż, bo marzniesz. A marzniesz, bo nie jesz wystarczająco dużo.
- Może wyglądam lepiej teraz, skoro mogę porównywać się wreszcie do Palvin...- Samobójstwem było wypowiedzenie tych słów. Nie mogłam ich powstrzymać. Tak samo nie wiedziałam co zrobić, żeby jego oczy się nie szkliły.
- Nigdy, przenigdy nie porównuj się do żadnej innej dziewczyny. Wygrywasz z każdą, Annie. Jedynie tracisz samą siebie, bo wraz z ciałem umyka mi moja szczęśliwa Anne Olivia Holmes. I wtedy zaczynam się zastanawiać co zrobiłem źle, skoro nie daję jej szczęścia...
- Dajesz mi szczęście... - próbowałam zaprotestować. Był moją miłością, moim światłem w tunelu, który czasami robił się zbyt długi, tak jak teraz.
- No to spójrz na siebie tak, jak ja to robię. Masz szarą twarz, nie widzę twoich najpiękniejszych na świecie rumieńców, dzięki którym wiem co do mnie czujesz. Skoro cię uszczęśliwiam to pokaż mi to. Wróć do siebie. – zaczął całować moją szyję. – Chcę czuć, jak cała na mnie reagujesz, a nie tylko poszczególne fragmenty. Chcę, żebyś znów była ciepła, kolorowa, pełna uśmiechu. Jesteś waleczna, daj więc radę i bądź wciąż najlepszym wydaniem Annie nawet w trudnych chwilach. Pokaż wszystkim, że żyjesz. Poczuj sama w sobie życie a nie każ mi udowadniać, że jesteś warta każdej chwili szczęścia, jakie możesz czuć.
            Kochałam go. Całym moim sercem kochałam mężczyznę który pragnął mnie w mojej najlepszej wersji. Moją najlepszą wersją byłam ja sama, która potrafiła czuć się dobrze ze sobą. Chciałam zapomnieć o tym co mnie nękało, naprawdę. I z każdym jego pocałunkiem próbowałam, lecz łzy spływały wciąż i wciąż. Dlatego potrzebowałam czegoś co bardziej przekonałoby mnie od pocałunku, muśnięć jego ust. Potrzebowałam jego ciepła, obecności, toteż zmusiłam go by oderwał się od mojej skóry i pozwolił mi utonąć w jego objęciach. Głowę przyciskałam do jego ramienia, masował ją swoją lewą dłonią. Drugą mocno przyciskał mnie do siebie. Mruczał co chwila jakieś spokojne, kojące słowo lub zwyczajnie całował mnie. Ukochał mnie najlepiej jak potrafił, wyciskając ze mnie coraz więcej zła, które skumulowało się gdzieś w żyłach jak skrzepy krwi. Z każdym oddechem upajałam się jeszcze bardziej domowym, jego zapachem. Łykałam dobro, jakim mnie obdarowywał. Chłonęłam każdy gram ciepła, by mógł dostatecznie ogrzać moje ciało.
            Westchnął głęboko i zadrżał a ja wiedziałam, że powstrzymywał swoje wzruszenie. Naprawdę chciałam zrobić wszystko, bo go uszczęśliwić. Ale wiedziałam też, że będzie szczęśliwy w momencie, gdy spojrzę na siebie z jego perspektywy. Pokocham siebie tak samo, jak on mnie, choć odrobinę. Lub przynajmniej zaakceptuję właściwy stan rzeczy.
- Chodź, mała. Herbata ci ostygła. – mruknął, masując moje plecy. Oderwałam się od jego piersi
i pozwoliłam, by powycierał materiałem swojej koszulki moje mokre policzki i oczy. Pociągnął mnie ze sobą do sypialni. Gdy już miał pewność, że wygodnie siedzę oparta o kilka poduszek i mam ciepły kubek w jednej dłoni i jedzenie w drugiej, opadł na łóżku obok mnie. Chwycił swoje białe tekturowe naczynie z kawą i leżąc płasko zbliżał go do swoich ust.
- Uważaj, bo... - zaczęłam, ale nie zdążyłam. Brązowy napój rozlał się po jego twarzy i białym ubraniu, skapnął również na pościel wokół niego. - ... wieczko masz niedomknięte... - dokończyłam. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią, czymś co przechodzi z pokolenia na pokolenie w rodzinie Horanów. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać chichotu na ten widok. Zatkałam sobie usta croissantem, by nie mógł mnie posądzić o wyśmiewanie. Jednak jego szeroki, szczęśliwy uśmiech gdy przeżuwałam pieczywo, na tle ogromnej parującej plamy po kawie wyglądał na tyle pociesznie, że śmiech sam wypływał z moich ust.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz