#2

121 3 0
                                    



Sennym krokiem wstałam z łóżka. Umywszy zęby, zamknęłam kosmetyczkę i wpakowałam ją do walizki, która już po chwili stała zapięta. Wsunęłam na siebie szare, ciepłe dresy, o których mówiono że należą do Niego – byli w błędzie. Należały. Ubrałam białą podkoszulkę na koronkowych ramiączkach, a z włosów zaplotłam delikatnego warkocza, który po jakimś czasie miał się rozpaść, biorąc pod uwagę śliską fakturę moich grubych, już nie o jednolitym kolorze włosów.Mijając próg salonu, powitana zostałam pożądliwym wzrokiem już prawie rozbudzonego blondyna. Uśmiechnął się, lustrując mnie wzrokiem, co musiało być wywołane przez jakiś element mojego ubioru. Nie miałam siły się jednak nad tym zastanawiać, biorąc pod uwagę zabójczą porę dnia, jaką była piąta rano. Mimo naszego, nazwijmy to, zawodowego przyzwyczajenia, wciąż nie była to godzina dziesiąta czy jedenasta. Wstał z kanapy, zabierając z kawiarnianego stoliczka kluczyki do samochodu i telefon, które wrzucił do tylnej kieszeni spodni. Wystarczająco mnie znał, żeby wiedzieć jaka jest teraz moja potrzeba, dlatego rozłożył swoje ramiona, żebym mogła się w niego wtulić. Zamknęłam oczy, napawając się mieszanką zapachów jego skóry i perfum. Położył mi swoje ciepłe dłonie na biodrach, już po chwili zjeżdżając odrobinę niżej, tym samym drażniąc opuszkami palców nagą skórę ponad spodniami. Delikatnie pociągnął do góry szary materiał, opierając je pewniej na wystających kościach biodrowych. Poza terenem owych spodni został jeszcze skrawek koronkowego, bieliźnianego materiału, który usilnie chciał przykryć grubymi dresami, jednak widocznie nie miał siły dłużej walczyć ze swoją wyobraźnią i dał za wygraną.


- Jedziemy? – mruknął gdzieś pomiędzy kosmykami moich włosów, pachnących z pewnością moim owocowym szamponem. Delikatnie pokiwałam w odpowiedzi głową. Odsunął mnie delikatnie od siebie i czule pocałował w usta, wkładając w to mnóstwo troski i tęsknoty. Tego drugiego aż tyle, bo przecież, jak Martha twierdzi, nie chce zostać przedwcześnie ciocią, dlatego wolała wybrać środek zapobiegawczy. A raczej dosyć silnie działający antykoncepcyjnie, żeby nie powiedzieć – ulokowała go w hotelu. Z dala ode mnie. Ma się to nadopiekuńcze rodzeństwo, nie powiem. Ale co ja mam do gadania?


Gdy zaczęliśmy się zbierać, na pożegnanie przyszły nam moja siostra i jej współlokatorka, Caroline. Gdy wysoka blondynka wypowiedziała do nas kilka słów, używając swojego rodowitego francuskiego, spłonęłam delikatnym rumieńcem i uśmiechnęłam się.

- Co powiedziała? – usłyszałam nad uchem. Bo to przecież oczywiste, że umiejąc wypaplać tylko jedno zdanie po francusku, nie był w stanie zrozumieć. A szkoda.

- Caro jest bardzo... zdziwiona, że potrafimy tworzyć tak uroczą, a zarazem wybuchającą seksem parę. Tak mniej więcej. – cicho wytłumaczyłam, a mój kolejny rumieniec został pokryty jego delikatnym buziakiem. Francuska uśmiechnęła się, westchnęła i zaczęła żałować, że nie znalazła jeszcze nikogo, kto zawróciłby jej aż tak w głowie.

Wyściskana przez blondwłosą, obwiązałam wokół szyi mój ulubiony, czarny szalik, dający maksimum ciepła i pachnący w zasadzie wszystkimi moimi bliskimi osobami. Zaciągnęłam się różnorakim powietrzem z ton wełny, którymi się okryłam i wsunęłam stopy w trampki, nawet ich nie zawiązując.

- Trzymaj się, kochana. – usłyszałam od Marthy, gdy mnie przytulała. – A ty dbaj o nią, potrzebuje tego. – zwróciła się do Niego, również go przytulając.

- Będę, obiecuję. – odparł z uśmiechem.


Wsiedliśmy do dużego, czarnego Range Rovera i odjechaliśmy. Opuszczaliśmy Brukselę. Pierwsze kilkadziesiąt minut minęło na moim przekonywaniu go, że jeśli tylko poczuje odrobinę zmęczenia, mogę usiąść za kierownicą. Ten tylko uśmiechał się do mnie czule i jechał dalej, nie zważając na potok moich tłumaczeń, że przecież ja też umiem jeździć, a on może się zdrzemnąć. W końcu spał krócej ode mnie, późnym wieczorem mimo braku moich reakcji, wciąż do mnie pisał wiadomości. Ja sobie już od godziny smacznie chrapałam, a on wciąż pisał...Nastała w końcu godzina, kiedy senność całkowicie nas opuściła. Kontrolnie zapytałam, czy nie czuje się zmęczony, na co znów się uśmiechnął i posłał mi buziaka.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz