#You'reMyFavouriteSunset

164 2 0
                                    


Światło. Daje tyle radości, co nowe życie. Uwielbiałam jak swobodnie przedostawało się przez potężne okna tarasowe do salonu i jadalni, jak odbijało się w kuchni i jak ogrzewało skórę nie tylko w ogrodzie. Niczym spełnione marzenie świeciło na moje dłonie, gdy trzymałam w nich książkę. Przestrzeń rozsuwanych na kilka metrów drzwi na taras dawała mi wolność umysłu i była lekarstwem na nasze lęki. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujesz podczas paniki i nerwów, jest ciasne, zamknięte pomieszczenie.

Nasz nowy dom był prawdziwym azylem.

Czułam się w nim jak w mojej własnej definicji domu, spokoju i wewnętrznego ciepła, które potrzebne mi były do swobodnego funkcjonowania i ograniczenia zmartwień. Z zupełnie innym nastawieniem siadałam do pracy przed komputerem, gdy robiłam to przy własnym biurku w ozdobionym przez siebie pokoju biurowym na najniższym poziomie domu. Dookoła mnie panował porządek, wszystko było schematycznie poukładane, sprzęt fotograficzny zadbany i na swoim miejscu. Sumowało się to w kolejne punkty na cześć mojego zdrowia psychicznego.

Zupełnie inne uczucia kierowały mną podczas codziennych czynności. Miałam też o wiele więcej do przemyślenia i zaplanowania, czekały mnie długie wieczory intensywnego myślenia. Całe szczęście, nie siedziałam w tym sama. Z każdą chwilą, gdy zerkałam na mój palec serdeczny lewej ręki, moje serce zmieniało rytm.

Zaręczyny przysparzały nerwów, dodawały obowiązków, nakładały na siebie setki pytań i nierozwiązanych problemów. Z pewnością było to wydarzenie, które nie działało korzystnie na moją podatność na stres i nadwrażliwość. Ale było jednocześnie lekarstwem na wszelkie lęki, bo oto na moim palcu leżał dowód. Dowód na to, że ktoś mnie pokochał do tego stopnia, że chce krzyknąć o tym do reszty świata, podzielić się ze mną swoim nazwiskiem i stworzyć ze mną wspólny dom, który będziemy razem pielęgnować naszą miłością. Moment, w którym stałam się narzeczoną, miał plusy i minusy. Ale wartości emocjonalne, jakie z tego czerpałam, zdecydowanie przewyższały jakiekolwiek zmartwienia wiążące się z kolejnym potężnym krokiem w życiu.

Dzień był piękny. Słońce świeciło przez nasze potężne okna niczym smugi szczęścia, którym człowiek chciałby się zachłysnąć. Soczyście zielona trawa w ogrodzie jak i poza naszą posesją, na sąsiadującym polu golfowym, rozbudzała mój wzrok z każdym zerknięciem. Działała równie dobrze jak czarna kawa, którą wypiłam tego ranka. Sączyłam ją, kiedy dopinałam jedno ze zleceń na ostatni guzik i wysyłałam mailem, by resztę przedpołudnia spędzić tylko i wyłącznie na uspokajaniu emocji i sprawdzeniu, czy wszystko jest gotowe.

Mimo przyjemnie ciepłego słońca, chłodny wiatr owiewał skórę i zabierał co przyjemniejsze z pogody. Dlatego mimo dobrze wyciętych dżinsowych szortów, mój tułów przykryty był cienkim szarym swetrem wkładanym przez głowę. Był luźny i opinał się jedynie w barkach i na wysokości piersi, co zupełnie mi nie przeszkadzało. Upewniłam się, że taras i okna na górze są pozamykane, zanim sięgnęłam po telefon. Powinnam była wyjść dziesięć minut wcześniej, ale nie denerwowałam się tym. Robiłam wszystko, by każdego dnia przyjaźnić się ze spokojem. Związałam włosy na czubku głowy w bardzo zabałaganiony kok i przypięłam, co wypadło, wsuwką. Chwyciłam małą czarną torebkę i wyjęłam z niej klucze do domu, by chwilę później zamknąć za sobą drzwi wejściowe.

Przeszłam przez czysty, nasłoneczniony podjazd do garażu, który otworzyłam pilotem. W środku stały dwa samochody, oba należące do niego. To bardziej lśniące, niższe i o wiele nowsze, obudziło się do życia za jednym kliknięciem mojego palca. Domyślałam się, jak bardzo tęsknił za swoim świeżym nabytkiem, skoro poprosił o przyjechanie nim na lotnisko. Podekscytowana wsiadłam do ciemnego sportowego auta i z seksownym warkotem silnika, wyjechałam w stronę samego Londynu.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz