#23

29 1 0
                                    




- Pogrzało cię? – wymruczał zaspany. Dźwięk jego porannego głosu zawsze był jednym z moich ulubionych, dlatego chwilę poczekałam zanim cokolwiek zrobiłam. Pozwoliłam sercu kilka razy mocniej zabić, opanowałam rosnące na policzkach rumieńce i uśmiechnęłam się.
- Nie. Mamy piękny dzień, Niall. Nie chcę go zmarnować. – odparłam. Skrzywił się na tę odpowiedź i pojawił się jego znajomy grymas, który oddaje jego niechęć do samotności.
Schyliłam się w jego stronę i przeczesałam palcami bałagan, który miał na głowie. Przymknął oczy zadowolony. Przysięgam, zachowywał się czasami jak wymagający i kochany szczeniaczek, słowo. Odchrząknął zanim cokolwiek innego powiedział i przetarł oczy tą ręką, która nie próbowała przyciągnąć do niego mojej talii.
- I co ty niby chcesz robić, miałaś mieć dzień relaksu...
- No to go będę miała. Pójdę teraz na basen na przykład. – ucałowałam go w czubek nosa a później wywołałam małe iskierki miłości, cmokając go w usta. Wiedział, że nie wygra tym razem, bo woda była jednym z moich żywiołów. Biorąc pod uwagę fakt, że będzie już kilka miesięcy od ostatniej wycieczki do pływalni, nie zaprotestowałby.
- Tylko wróć do mnie. – uniósł jeden z kącików ust na widok mojego podekscytowania. Mrugnęłam zalotnie okiem i wyrwałam się z jego uścisku ciekawskich dłoni.

            Gdy ciasny strój pływacki przywierał już do mojego ciała, wsunęłam na biodra luźne szorty i wygrzebałam z szafy świeżo wyprany podkoszulek. Pakowałam ostatnie rzeczy jedną ręką a drugą wkładałam do ust suszone morele, jako pierwsze śniadanie. Pozbywałam się kluczyków do samochodu w tej samej chwili, gdy Niall pojawił się w kuchni całkowicie ubrany. Ziewnął przeciągle i rozprostował kręgosłup a gdy mijał mnie po drodze do szafek, delikatnie dźgnął mnie palcem w bok.
- Myślałam, że jest dla ciebie za wcześnie..?
- Myślałem, że miałaś normalnie jeść? – pokazał na mój mały woreczek z suszonymi owocami i zaczął sobie robić moje ulubione płatki śniadaniowe. Przewróciłam oczami.
- Idę na basen. Chcesz, żebym zwróciła zawartość mojego żołądka do wody? – cicho się zaśmiałam. – Nie martw się, jak wrócę to zjem coś jeszcze. – dodałam, żeby go upewnić. – Gdzie się wybierasz?
- Muszę podjechać na Oxford Street odebrać od Apple'a głupią przejściówkę. Amerykanie są beznadziejni z tymi swoimi kontaktami. – marudził.
- Przecież było ich kilka, nawet w szufladzie pod...
- No ale nie ma, albo pożyczyłem albo zgubiłem. Mieli przysłać pocztą, ale jakoś jej nie widzę. Może zdążę przed wielkim tłumem. – odparł i cicho westchnął. Nie lubił rano wstawać, to było jasne. – Podwieźć cię?
- Przejdę się, jest zbyt ładnie na klimatyzację i metalowe pudełko. – uśmiechnęłam się ze świadomością, że nie lubił gdy tak nazywałam jego czarnego Range Rovera. Tylko dla żartów, oczywiście – przecież gdybym mogła, jeździłabym nim sama.
- Niech ci będzie. – usłyszałam, a chwilę minut później kończyłam przekomarzać się z nim na temat czarnej koszulki, która dla niego nie była dobrym pomysłem w upalny dzień.

            Odkąd pamiętam uwielbiałam to uczucie resztek rześkiego z nocy powietrza na niemalże nagich nogach. Dzielnica, w której byłam dopiero budziła się do życia w przeciwieństwie do ścisłego centrum. Tutaj mogłam odetchnąć głęboko i nie czuć jeszcze spalin, którymi skażony był chyba cały Londyn. Moje różowe espadryle nie wydawały żadnego dźwięku na suchym chodniku, toteż nie burzyłam w ogóle spokojnej aury. Właściciele kilku przydrożnych sklepów otwierali drzwi, przyjmowali pierwsze dzisiaj towary. Z daleka wypatrzyłam po drugiej stronie ulicy mały stragan, na którym powoli pojawiały się kolorowe warzywa i owoce. Miałam w duchu nadzieję, że przyjdzie mi wrócić do domu z chociaż małą siateczką czegoś pysznego.
            Gdybym szła teraz od mojego poprzedniego mieszkania, nie byłoby tak swojsko i przyjemnie. Musiałabym wstać razem ze słońcem, żeby zaznać odrobiny spokoju na ulicy obleganej przez kierowców, pieszych i tych, którzy czekali na autobus. Cieszyłam się, że mogę pooddychać spokojną dzielnicą tego miasta, nauczyć się wręcz na pamięć i wspominać później przez długie lata. Nie ma nic wspanialszego niż wspomnienia, które wytworzyło się dzięki własnemu doświadczeniu i chęci.
            Powoli dochodziłam do pływalni. Kilkoro dzieci zostało wysadzonych z drogiego mercedesa przez jak mniemam ojca, który już odbierał służbową komórkę. Pobiegły ile sił w nogach do szerokich drzwi ośrodka sportowego, pewnie na coś w stylu polskiego „lata w mieście". Nigdy nie zapisałam się na coś takiego, mama zawsze spędzała ze mną wakacje i ferie zimowe w domu, więc nie było potrzeby. Często zazdrościłam rówieśnikom świetnej zabawy, pamiętam to doskonale. Jednak z perspektywy czasu z niczego bardziej się nie cieszę jak z tego, że w dzieciństwie otrzymywałam ogromne dawki troski i miłości ze strony rodziców. Jest z czego się cieszyć.
            Pokonałam kilka płaskich schodków i już byłam pochłonięta przez uderzający zapach chloru. Może i nieprzyjemny, ale przywołujący na myśl odprężenie dla ciała, jakie zaraz mnie czeka. Rozprawiłam się z szatnią i innymi potrzebnymi przed wejściem sprawami w minuty. Tak bardzo nie mogłam doczekać się zanurzenia w wodzie, że nie dałabym rady w tej chwili stamtąd wyjść.
            W momencie, gdy czułam napierającą na moje ciało wodę, westchnęłam z ulgą. niebNigdy nie zapisałam się na coś takiego, mama zawsze spędzała ze mną wakacje i ferie zimowe w domu, więc nie było potrzeby. Często zazdrościłam rówieśnikom świetnej zabawy, pamiętam to doskonale. Jednak z perspektywy czasu z niczego bardziej się nie cieszę jak z tego, że w dzieciństwie otrzymywałam ogromne dawki troski i miłości ze strony rodziców. Jest z czego się cieszyć.
            Pokonałam kilka płaskich schodków i już byłam pochłonięta przez uderzający zapach chloru. Może i nieprzyjemny, ale przywołujący na myśl odprężenie dla ciała, jakie zaraz mnie czeka. Rozprawiłam się z szatnią i innymi potrzebnymi przed wejściem sprawami w minuty. Tak bardzo nie mogłam doczekać się zanurzenia w wodzie, że nie dałabym rady w tej chwili stamtąd wyjść.
            W momencie, gdy czułam napierającą na moje ciało wodę, westchnęłam z ulgą. Niebywałe, jak taka prosta rzecz może mnie wprawić w czysty błogostan. Mięśnie mimo koniecznego wysiłku z każdym ruchem jednocześnie odprężały się, z każdym pchnięciem czy machnięciem kończyn uchodziły ze mnie wszystkie negatywne emocje, jakie towarzyszyły mi w ostatnim czasie. Wiedziałam, że nie mogę przesadzić z wysiłkiem – byłoby samobójstwo na kolejny poranek. Pływałam spokojnie, bez nerwów i za dużego obciążenia. Miałam cały tor dla siebie, wokół mnie kręciło się jedynie kilku mężczyzn w tym dwóch ratowników. Nie miałam czym się przejmować, mogłam odpłynąć myślami niewyobrażalnie daleko.
            Minęło prawie pół godziny, więc postanowiłam przestać. Utrzymywałam się na wodzie przez kilka minut, by ogarnąć wszystko co było nieuporządkowane w głowie. Rozluźniłam mięśnie, pozwoliłam sobie na całkowity spokój wewnętrzny. Nie przeszkadzał mi płacz noworodka, którego rodzice zabrali po raz pierwszy na basen. Nie słyszałam jak panowie na torach obok rozmawiają i śmieją się. Nie obchodziło mnie to kompletnie. Byłam tylko ja, moje ciało i woda. Sposób na ratunek.
            Do kolejnych niezapomnianych chwil, które zawsze będę kochać muszę zaliczyć spacer powrotny do domu. Woda powoli kapie z mokrych włosów, których celowo nie suszyłam – bo po co? Słońce zaczynało mocno prażyć, więc skóra delikatnie łaskotała w niektórych miejscach. Okulary przeciwsłoneczne na nosie powstrzymywały przechodniów od komentowania moich dołków pod oczami, które wywołane zostały przez ciasne okulary pływackie. Woda wyssała ze mnie energię, ale to dobrze. Czułam się oczyszczona ze wszystkiego, co było dla mnie trudnym. Powoli szłam tym samym chodnikiem i na wysokości tej samej kamienicy z czerwonej cegły, ujrzałam przyjemny dla oka stragan. Upewniłam się, że nic nie stoi mi na przeszkodzie by przebiec na drugą stronę i już chwilę później dumnie kroczyłam z torebką pełną malin, kiwi i świeżych morel.
            W momencie gdy przekraczałam próg domu, na dworze powoli odczuwalny stawał się skwar. Zdjęłam buty, by schłodzić stopy zimną podłogą.
- Niall? – zawołałam i niedługo musiałam szukać. Weszłam do kuchni, by rozprawić się ze smacznym nabytkiem. Stał przy otwartej lodówce i opierał się o jej drzwi. Pozbył się swojej niekorzystnej koszulki, jego skórę pokrywała jedynie cieniutka warstwa lepiącego się potu, krótkie sportowe spodenki luźno zwisały na biodrach i odsłaniały górną część białych bokserek. Na nie niestety nie miałam wpływu, obojętnie jak bardzo nie podobał mi się jego zwyczaj wysokiego podciągania białej bielizny, mogłam temu zapobiegać tak samo jak nerwowemu obgryzaniu paznokci – bezskutecznie.
- Hej, jak było? – spytał. Odwrócił głowę od lodówki i zamknął ją lekkim trzaśnięciem. zabrał mi z ręki siatkę, zanurzył w niej rękę i wyciągnął morelę, w którą od razu się wgryzł. Uśmiechnęłam się na ten widok.    
- Bardzo dobrze. Cieszę się, że poszłam. – odparłam zgodnie z prawdą. – Nie było dużo ludzi, więc mogłam spokojnie popływać. – dodałam.
            Oparłam głowę o jego ramię. Odgarnął mokre włosy z mojej twarzy i ucałował moje czoło a ja znów uśmiechnęłam się. Chwilę tak tuliłam się do jego boku, podczas gdy on podjadał maliny.
- Tylko zostaw coś dla mnie. – zaśmiałam się. Ochoczo i z zapewnieniem przytaknął i dalej przeżuwał.
            Rozluźniłam zmysły, by odetchnąć również w domu. Skupiłam się na spokojnym oddechu i zastanowiłam się, czy wciąż jest mi z czymś trudno. Zdawało się, że nic już mnie nie nęka, mogę być spokojna i całkowicie odpocząć dzisiejszego dnia. Kilka razy głębiej nabrałam powietrza do płuc i mówiąc szczerze byłam przekonana, że poczuję więcej efektu upału na jego skórze niż jakiegoś słodkiego zapachu. Skupiłam się przez moment i wiedziałam, że doskonale go znam. Na pewno nie były to nasze perfumy, ani nie pachniało mi to na cytrusowy żel pod prysznic. Powoli wertowałam myśli i szukałam w moim otoczeniu czegoś, co tak dusząco ładnie by pachniało, o ile to w ogóle jest możliwe. Odsunęłam się powoli by spojrzeć na niego i zmarszczyłam brwi. Odwzajemnił spojrzenie i patrzył, jak pociągam znów nosem zaciekawiona.
- Wiem, spociłem się. Zaraz pójdę pod prysznic. – mruknął, ale ja nie dawałam za wygraną. Coś mi świtało, kojarzyłam o co chodzi...
- Byłeś w Hollisterze? – wypaliłam. Mogłam przysiąc, że oczy świeciły mi się jak najjaśniejsze błyskotki u jubilera. Uśmiechnął się szeroko i nie odpowiedział nic. – Niall! – podniosłam głos z podekscytowania bo wiedziałam dokładnie co to znaczy.
            Hollister może i był popularnym i drogim sklepem, a dzieciaki robiły wszystko by mieć jakiekolwiek ubranie z jak największym znaczkiem firmowym. Hollister jest fajny – powiedziałaby połowa z nich (Och, tak samo jak mój chłopak kilka lat wcześniej, powiedzmy w 2010. roku, gdy dostał pierwszy przypływ większych pieniędzy i nie nosił nic innego jak wielki napis HOLLISTER albo JACK WILLS na nogawkach mało stylowych spodni dresowych i bluz. Taka dygresja kochającej dziewczyny). Gdy zrobili pierwszy sklep w Warszawie ja chodziłam jeszcze do liceum, dzieci bogatych rodziców były w niebie. Ja sobie spokojnie żyłam we własnym świecie i po cichu marzyłam, że kiedyś sklep ten będzie mniej „mainstreamowy" i faktycznie kojarzony z Kalifornią, a nie byciem fajnym. Rodzice któregoś razu widząc mój ciągnący się za sklepem wzrok, zabrali mi do niego i postanowili kupić bluzę, która idealnie nadawała się wtedy na wspólny wypad nad morze, mający też uzmysłowić mi niektóre błędy jakie popełniłam (włączając w to toksyczny związek z moim byłym). Dostałam przecenioną o połowę, białą bluzę na chłodne wieczory na plaży. I tak, dołączyłam do ludzi z ubraniem z tego sklepu. Ale nie zrobiłam tego żeby się wpasować w otoczenie i wzbudzić podziw, ale by samej ze sobą dobrze się czuć. Rozmarzyć się o San Jose i Los Angeles, które są od zawsze dla mnie jak marzenie.
            Pragnęłam czuć Kalifornię nie tylko w swoich żyłach. Mieć świadomość, że chociaż moje ubranie jest takie „so cal", co sprawiało mi to niemałą frajdę. Nie pamiętam, żebym w ciągu mojego życia więcej marzyła i planowała podróży na przyszłość, jak po otrzymaniu pierwszej rzeczy z Hollistera. Może to tylko sklep a ja jestem dziwna i płytka. Ale zdaje się, że Niall mnie zrozumiał i za to jestem mu wdzięczna. Moja sytuacja finansowa nie wygląda jak cztery lata temu, a mimo to nie mam połowy szafy z charakterystycznym logo, bo po prostu jest to dla mnie zbyt cenne, by na raz otrzymać całość. Raz na kilka miesięcy sprawię sobie prezent, a przez resztę roku jestem szczęśliwa i pielęgnuję nowe ubranie bardziej niż cokolwiek innego. Duszący i słodki zapach, jaki ogarnia całe płuca po wejściu do sklepu jest zapachem wolności, w której moje marzenia mają swobodę dryfowania jak deska surfingowa bez właściciela na otwartym morzu.
I'm so pathetic but I don't care. Deal with me.
- W sypialni na łóżku. – powiedział, a ja już ciągnęłam go za rękę jak mała dziewczynka. Serce szybko biło mi z radości, uśmiech nie schodził z twarzy.
            Na pościelonym równo łóżku leżała charakterystyczna papierowa torebka z półnagim modelem, który nawet nie stał obok prawdziwego surfera, ale mniejsza o to. Drżącą ręką sięgnęłam po pakunek i wyciągnęłam z niego miękki, szaro-niebieski materiał, z którego zrobiony był luźny crop top. Utrzymany był w moim ulubionym, wygodnym stylu i był piękny, wymarzony. Otuchy jak zawsze dodawał mi mały rozmiar ze względu na krój oversize, co na niektórych modelkach marki wyglądało jak za duże worki. Bez zbędnych ceregieli zrzuciłam z siebie białą koszulkę i ubrałam nowe cudeńko, które zajmie jedno z honorowych miejsc w szafie. Rozmiar był więcej niż idealny, toteż w zamian Niall otrzymał słuszną porcję buziaków.
- Uwielbiam, gdy jesteś szczęśliwa. – zaśmiał się. Ja kilka kolejnych razy mu podziękowałam i cieszyłam się pełnią swojej radości.
- No dobra, już, jedziesz chlorem. – zaczął teatralnie machać dłonią przed nosem i odsuwać się ode mnie. – Lepiej chodź pod prysznic, bądźmy ekologiczni. – mrugnął do mnie zaczepnie. Pociągnął mnie za sobą i schłodził nas obydwoje zimnym, przyjemnym prysznicem.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz