#38 (1/3)

26 1 0
                                    


October 2015

Był zmęczony. Widziałam to w jego oczach, zmęczenie malowało się na całej jego twarzy. Odpowiadał krótko i konkretnie, nie przygotowywał długich wypowiedzi. Był wręcz jak maszyna, która wykonywała rutynowe zadania, spełniała wszystkie swoje powinności. Ale każdy sprzęt potrzebuje kiedyś naładowania baterii, wyłączenia się na chwilę, bo inaczej się przegrzeje i nie będzie w stanie właściwie pracować.
Czułam się trochę jak taki podążający za nim, niewidzialny duszek. Mimo przeziębienia od początku do końca czekałam na niego za kulisami w Manchesterze i Birmingham, obserwowałam z boku wszystkie wywiady promujące nowy album w Londynie. Nie mówiłam zbyt wiele, nie dawałam za dużej ilości porad. Po prostu byłam, śledziłam, patrzyłam. Bo czułam, że nic więcej nie mogę zrobić.

Zachowywał się bardzo kapryśnie. Często mu coś nie pasowało, siedział naburmuszony podczas spotkań z reporterami i pozwalał, by to Harry prowadził rozmowę w najprzyjaźniejszy sposób. Sam wyglądał na rozproszonego, niezainteresowanego i gotowego do wyjścia w każdej chwili. Miał już dość ciągłych pytań, ciągłej uwagi mediów, nieustannie powtarzających się teorii i niedomówień. Denerwowało go to, że opinia publiczna nie potrafiła przyjąć czegoś takim jakie jest, tylko ciągle szukała głębszego sensu, nie zostawiała tematu tylko go rozgrzebywała.
Gdybym była bezlitosna, złościłabym się na niego. Gdybym nie kochała go i nie próbowała zrozumieć tak mocno, jak to robię, nie próbowałabym mu w żaden sposób pomóc. Poprosiłabym niegrzecznie, żeby się ogarnął, zostawiła go z tym wszystkim. Ja jednak poza tym, że dbam najpierw o wszystkich a potem o siebie, bardzo chciałam mu pomóc. Poprzez drobne, codzienne rzeczy, miłe gesty, skromne przyjemności - wszystko to, co zwróci jego uwagę, lub pozwoli na moment zapomnieć o tłumiącej go rzeczywistości, nawet jeśli zapomni mi pokazać, że to docenia. Taka była moja rola - bezinteresownie mu pomagać i trwać przy nim.
Dlatego właśnie nalewałam do jego wysokiego kubka Derby County wrzącą wodę, w nadziei, że jak najszybciej dotrze do mnie intensywny zapach imbirowo-cytrynowej herbaty. Jego ulubiony, lejący się miód z buteleczki już dawno wylądował na dnie naczynia, dlatego uważając na palce delikatnie pomieszałam całość dość krótką, jak na rozmiar kubka, łyżeczką.
Gdzieś z tyłu głowy miałam przeczucie, że jego nastrój się zmieni już lada dzień, kiedy to wylądujemy w Dublinie. Będzie u siebie, spotka się ze swoją rodziną, odetchnie prawdziwie domowym powietrzem. Zapomni o tym, co go martwi, a przynajmniej uzna to za błahostkę w obliczu tak ważnego dla niego miejsca, w którym wszyscy go kochają.
Jako, że ja też byłam tą kochającą, byłam skłonna do poświęceń. Uwielbiałam patrzeć, gdy się uśmiecha, lub zmienia mimikę twarzy na tę zaciekawioną, zupełnie inną od posępnej. W ciągu dnia posyłałam mu długie spojrzenia, nie powstrzymując się przy tym od lustrowania jego ciała - w zasadzie, mężczyźni to kochali. Rosły ich duma i ego, które potrzebowały skupienia swojej uwagi. Nasz związek nie był platoniczny a przepełniony wszystkim, aż do przesady. Uwzględniało to jednak również zabawę, flirt i słodycz. Nie od dziś zdawałam sobie sprawę z tego, jak lubił moje ciało. W końcu, patrząc na to z perspektywy mężczyzny, posiadanie dziewczyny wiązało się z posiadaniem przyjemnego "tu i ówdzie" do oglądania i dotykania. Nie bądźmy nieśmiali - tak już jest, a będąc z nim w związku zgadzałam się na głodne spojrzenia i niespodziewane uszczypnięcia. Na tym polegało bycie młodym, w miłości takiej jak moja, z chłopakiem takim, jak ten leżący na naszym łóżku w sypialni.
Postawiłam mu kubek na szafce nocnej, zaraz obok sterty dokumentów i planów promocyjnych. Leżał oparty nieco wyżej na poduszkach, prawą ręką wcisnąwszy sobie pod głowę, a drugą trzymając przed nosem telefon. Odwracając się od niego spostrzegłam mały głośnik stojący z mojej strony łóżka, do którego podłączony był mój wściekle różowy, specjalnie od niego, iPod z moją najcenniejszą kolekcją przenośnej muzyki. Przyzwyczajona do grających bez przerwy w domu strun, śpiewających głosów i cały czas włączonej na głos bibliotece muzycznej, na początku nie zwróciłam na to uwagi. Po cichu grały utwory, które kojarzyłam z jednej z moich ulubionych playlist. Zagryzłam wargę, próbując ukryć mój zadowolony uśmiech. Spodziewałabym się, że włączy drugi album The Eagles, albo coś smętnego od Kodaline, ale nie. Widocznie próbował zrozumieć jak działa moja głowa, gdy sama potrzebuję się odprężyć, wyrzucić z siebie negatywne myśli. Udawałam jednak, że tego nie zauważyłam i próbowałam podejść kawałek dalej, do szafy koło garderoby w naszym pokoju. Próbowałam, bo zatrzymał mnie nagły chwyt w nadgarstku.
- Dzięki. - spojrzał na mnie, krótko ale spojrzał. Uniósł jeden kącik ust i wiedziałam, że jest mi wdzięczny. Nie musiał być nie wiadomo jak wylewny w uczuciach, ja wiedziałam swoje.
W odpowiedzi mrugnęłam do niego zaczepnie, wręcz zalotnie. Puścił moją dłoń i pozwolił mi dotrzeć do szafy, żebym w końcu mogła się przebrać po intensywnym dniu. Otworzyłam rozsuwane drzwi pokryte lustrem i oparłam się rękoma w biodrach, szukając czegoś wygodnego dla odmiany od eleganckiej, błękitnej koszuli zapinanej na guziki i bardzo ciasnych, czarnych spodni.
Czasami najlepszy pomysł jest kwestią czasu krótszego nawet od sekundy. Co z tego, że dla niektórych może się wydawać dziecinny, innym szalony, jeszcze innym bezcelowy. Ja jednak znałam tego przybitego i zmęczonego blondyna, wiedziałam co lubi i co sprawia mu przyjemność. Dlaczego więc nie dać mu tej radości, skoro mam ją w zasięgu kilku ruchów?

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz