#27

53 1 0
                                    



            Łóżko pode mną się ugięło, gdy usiadłam na nim. Wpatrywałam się w otwartą szafę nie mogąc się zdecydować co założyć na czarny stanik, który póki co jako jedyny okrywał moją górną część ciała. Wcześniej już wcisnęłam się w czarne rajstopy i dopasowaną czarną spódniczkę, która nieznacznie podwinęła mi się w momencie, gdy siadałam po turecku. Przeszukiwałam oczyma każdą z półek, która do mnie należała. Na wieszakach wisiało kilka eleganckich bluzek, które mogłam ubrać – nie zrobiłam tego. Potrzebowałam czegoś, co wyraziłoby mój stosunek do niektórych ludzi, z którymi miałam się niedługo skonfrontować. Mówią, żeby ubierać się dla siebie, nie dla innych. Ale czasami nie zaszkodzi, prawda?
- Mogę tak iść? – Niall pojawił się w drzwiach. Poprawiał kołnierz rozpiętej dżinsowej koszuli, którą kilka dni wcześniej upatrzyłam dla niego w sklepie. Chwile temu już widziałam jak ubierał swoje czarne, podarte na kolanach jeansy. Z kieszeni wystawały mu białe skarpetki, włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu i niedokładnie ułożone. Uniósł brew gdy spojrzał, że wciąż siedzę nieruchomo, powoli robi mi się gęsia skóra na brzuchu i ramionach od chłodnego powietrza wlatującego przez otwarte okno.
- Tak, jesteś piękny. – powiedziałam szczerze i wyciągnęłam do niego ręce, by podszedł. Zapiął kilka guzików koszuli i schylił się tak, jak mu podyktowały moje ramiona. Uśmiechnęłam się czując zapach znajomych perfum, którymi zdążył się popsikać. Przeczesałam palcami jego włosy, co nieco poprawiłam w jego nastroszonej fryzurze nie tak doskonałej bez ton lakieru i żelu. Na koniec cmoknęłam jego usta i cicho westchnęłam, spoglądając znów na szafę.
- You're not going like this, are you? – spytał, zahaczając palcem o czarne ramiączko stanika, który miałam na sobie.
- Nie wiem co mam ubrać. – skrzywiłam się.
- We wszystkim wyglądasz dobrze, Ann. – odparł bez chwili zawahania. Oparł się ramieniem o lustrzane drzwi szafy i spoglądał na mnie z rozbawieniem.
- Dzięki, ale nie pomogłeś. – przepraszająco uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że potrzebuję czegoś co doda mi pewności siebie. Będzie krzyczało, prosiło o chwilę uwagi. Powoli podniosłam się z łóżka i z pewną myślą w głowie zaczęłam wnikliwiej przeglądać półkę z t-shirtami. Jeden z nich, biały, z dość rzucającym się w oczy napisem wylądował na moim ciele. Rękawy podwinęłam i z uwagi na porę roku, ubrałam jeszcze czarną, elegancką baseballówkę.
- Czuję, że będzie ostro. – zaśmiał się. Przewróciłam oczami i westchnęłam. Miałam nadzieję, że będę miała faktycznie komu przekazać „Take notes, Bitch".

            Denerwowałam się. Wiedziałam, że w którymś momencie uroczystości zostanę poproszona na środek. Miałam doskonałą świadomość tego, o czym i w jaki sposób powinnam mówić. W końcu brałam udział w projekcie, są w nim moje zdjęcia – to o nich będę mówić z dumą i zadowoleniem. Dodatkowy stres panował nade mną na myśl o nieskończonym osobistym projekcie, który we fragmencie musi być zaprezentowany. Mój pierwszy, faktyczny fotograficzny cud, pielęgnowany non stop, poprawiany i szlifowany. Miał być dowodem na to, że skończony będzie jeszcze lepszy. Tyle, że do końca jeszcze trochę potrzebuję czasu, trochę się musi w moim życiu jeszcze wydarzyć.
            Nim się obejrzałam podawał mi rękę, by pomóc wysiąść z czarnego wozu. Kilkanaście osób kręciło się przy wejściu, zapewne organizatorzy jak i goście. Poprawiłam srebrny łańcuszek torebki i delikatnie wsunęłam swoją dłoń w jego większą, o wiele cieplejszą. Ścisnął ją znacząco i dał mi tym samym do zrozumienia, że mam go prowadzić do środka.
            Galeria sztuki, do której weszliśmy chyba nigdy jeszcze nie była tak zatłoczona. Jasne ściany wręcz buchały światłem od ilości oświetlenia, porozwieszane wszędzie zdjęcia były dokładnie opisane na drobnych plakietkach obok. Otwarta przestrzeń, zazwyczaj świecąca pustkami dziś wypełniona była reporterami, studentami Szkoły Fotografii, wykładowcami, ludźmi ze świata zdjęć i reklamy. Byłam w stanie wymienić co najwyżej kilkoro z imienia i nazwiska, reszta jedynie przewinęła się kiedyś przed moimi oczami.
- O której mówiłaś zaczyna się prezentacja? – spytał, stanąwszy przodem do mnie. Bawił się palcami mojej dłoni, którą sprytnie obejmował. Próbował mnie rozluźnić, odwrócić uwagę od niepotrzebnego stresu.
- O ósmej.  – nabrałam powietrza do płuc. – Jeszcze jest chwila, może wpadniemy na mojego promotora albo technicznych, bo jeśli nie mają moich zdjęć...
- Annie. – Powiedział stanowczo, ujął wolną ręką moją twarz i skierował mój wzrok prosto na niego. – Wszystko będzie w porządku, nie denerwuj się. – uśmiechnął się pełen otuchy i ucałował moje czoło. Odwzajemniłam uniesienie kącików ust i szczęśliwa, że miałam go przy sobie poprowadziłam go w głąb budynku.
            Rozglądałam się wokół siebie w poszukiwaniu jakiejkolwiek przyjaznej, znajomej twarzy. Ignorowałam dłuższe spojrzenia, które co jakiś czas skierowane były w kierunku mężczyzny, którego ręka obejmowała moją. W międzyczasie podciągnęłam rękawy cieniutkiego materiału bejsbolówki – atmosfera w moim odczuciu była coraz gorętsza, bez względu na wszystko denerwowałam się.
Z daleka ujrzałam burzę czarnych loków, którą miałam okazję widzieć kilka dni temu w swoim własnym żywiole. Dyrygowała planem zdjęciowym, jakby to był jej dom a wszyscy skakali dookoła niej jak wierni pupile. Powoli ruszałam w jej stronę, ścisnąwszy dłoń blondyna. Ten kiwnął do mnie dając znak, że pójdzie za mną wszędzie, mogę robić co chcę. Cieszyłam się, że tak dostosowywał się do panującej aury, był rozluźniony i pomagał mi tym bardzo. Jego delikatny uśmiech sprawiał, że czułam się dużo pewniej.
- Annie! Właśnie zastanawiałam się, czy gdzieś tu jesteś. – powitała mnie swoim jak zwykle serdecznym głosem. Uścisnęła mnie szybko, ale nie mniej ciepło. Zostawiła na chwilę swoje dłonie na moich ramionach i jakby przyglądała się całej mojej postaci. Uśmiechała się przyjaźnie swoimi dużymi oczami, w których uparty dostrzegłby iskierki podekscytowania na dzisiejszy wieczór.
- Cieszę się, że cię znalazłam. Aurelie, to jest Niall. – wskazałam na wyprostowanego, szarmancko ale i wesoło wyglądającego chłopaka. Często zastanawiałam się, jak on to robił. W jednej sekundzie być seksownym i dojrzałym, ale i typowym i z dziecinną wesołością w oczach.
- Cześć, bardzo mi miło. – uśmiechnął się szeroko i wydawało mi się, że zdawał sobie sprawę z poznania jednej z „przyjemniejszych" części tego świata, w którym przyszło mi się obracać. Uścisnął jej rękę z dużą pewnością i wylewnością, jak to miał w zwyczaju.
- Mi też. Super, że przyszedłeś razem z Annie. – widziałam, że całkowicie szczerze to powiedziała. Boże, zginęłabym bez niej.
- No pewnie. Nie widzę powodu, dla którego miałoby mnie z nią nie być. – wsunął rękę na moją talię i delikatnie objął mnie całą. Bezsprzecznym było, że policzki od razu mi się zaróżowiły. Bo jak inaczej? Niektóre reakcje ciała nigdy się nie zmieniają.
- Świetnie. Widzę, że jesteś zwarta i gotowa by pokazać wszystkim, kto tu rządzi? – zwróciła się do mnie, ciągnąc delikatnie za przód mojej koszulki. Niall uśmiechnął się w ten swój pełen dumy sposób, ja zaśmiałam się cicho. Nie chcąc wdawać się w szczegóły dałam radę jedynie pokiwać głową i zerknąć na jego zegarek.
- Dobra, my tu się śmiejemy a ja za chwilę będę robić wszystko, żeby to ze mnie ludzie nie mieli pośmiewiska.
- Ty lepiej przestań gadać, tylko zostań przy pstrykaniu, okej? – szatynka zaśmiała się i pocieszająco złapała mnie za ramię. Słabo się uśmiechnęłam i pozwoliłam, by zwyczajna rozmowa potoczyła się między naszą trójką, zanim zaczęliśmy się kierować do dużej auli.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz