#42

43 1 0
                                    



Zatrzymałam się przed bramą wjazdową i opadłam rękoma na kolana, ciężko oddychając. Pot ściekał mi z linii włosów, spod oczu, po karku - nie było kawałka skóry, która nie byłaby mokra ze zmęczenia. Płuca się rozszerzyły, bo nawet za bardzo się dotleniły. Mięśnie nóg i brzucha bolały, ale w ten przyjemny sposób. Uśmiechnęłam się i lekko zaśmiałam, widząc jak Marta próbuje tak samo dojść do siebie po kilku kilometrach wspólnej przebieżki.
Znalazłam w płasko przylegającej do pleców sakiewce klucze i otworzyłam nam furtkę. Powoli, dając upust rozgrzanym nogom, doszłyśmy do drzwi i z ciężkimi oddechami, schowałyśmy się od popołudniowego słońca w chłodniejszych ścianach domu.
- Mój organizm tego potrzebował.. - usłyszałam od siostry, która już zsuwała buty ze stóp. - I chyba trafiłyśmy też z pogodą, co?
- Mhm.. - mruknęłam, pijąc do końca wodę z bidonu, który wzięłam ze sobą. Gdy było gorąco na dworze, wolałam zawsze mieć przy sobie coś do picia. Nigdy nie wiadomo, kiedy mój organizm się podda; co, jeśli będę wtedy daleko od domu? - Jesteśmy! - krzyknęłam w głąb domu, zaglądając do salonu i nie widząc nikogo.
- W kuchni! - odpowiedział kilka tonów ciszej. Weszłam więc do pomieszczenia, widząc od razu otwarte drzwi tarasowe i rozłożone stosy papierów i laptop na drewnianej ławie. Zamykał akurat lodówkę, wyjmował z niej butelkę piwa.
- Hej. - przywitałam się, uspokoiwszy już nieco oddech. Spojrzał na mnie znad blatu i kiwnął głową, odwracając się zaraz do butelki i próbując ją otworzyć.
- Jak było?
- Dobrze, pobiegłyśmy dookoła aż do klubu golfowego i drugą stroną, tam niedaleko mechanika, żeby mieć prostą ścieżkę do domu. - opowiedziałam, na co cicho mruknął. Skupiony był na otwieraniu butelki, ale otwieracz wyślizgiwał mu się co i rusz z rąk. Przeklął cicho pod nosem, zanim w końcu się udało. - Wychodzisz z Deo wieczorem? - spytałam, pamiętając jego plany.
- Tak..
- Widzę, że ktoś robi sobie aperitif! - zaśmiała się Marta, na co jej zawtórowałam. On tego nie zrobił, jedynie uśmiechnął się głupkowato i wyrzucił kapsel do śmieci. Coś mi nie pasowało, wiedziałam kiedy jego reakcje były szczere, a kiedy nie. Sposób, w jaki przybrał pokerową twarz gdy podnosił z blatu butelkę i bez spojrzenia na nas wypił trzy duże łyki, zdradził go.
- Wszystko w porządku? - spytałam, gdy brunetka zajęła się stukaniem szklanką i nalewaniem sobie wody, a on zaczął iść w kierunku tarasu. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie i odpowiedział ciche "jasne", zanim ściągnął usta i przygotował się do kolejnego łyku. Uniosłam brew i skrzyżowałam dłonie na piersi, nie wierząc mu. Stałam mu mniej więcej po drodze do szklanych drzwi, więc podszedł do mnie i obdarzył mnie półuśmiechem, typowym dla jego mimiki twarzy podczas wywiadów w telewizji. Nie zażartował z mojego spoconego ciała i nie wyglądał na obrzydzonego, gdy położył mi dłoń na biodrze. Przysunął usta do mojej głowy i nie zważając na to, że włosy miałam całe mokre, przyłożył do nich usta i trwał tak w przeciągłym pocałunku, jak najdelikatniej wzdychając. Raz jeszcze ścisnął mnie w biodrze i poszedł na taras, siadając przed laptopem i prawie kończąc piwo.

Mój prysznic był ekspresowy. Wrzuciłam na siebie pierwsze lepsze szorty i luźniejszą koszulkę, z włosów zrobiłam mokry bałagan na czubku głowy. Słysząc, że moja siostra jeszcze nie skończyła swojej kąpieli w łazience dla gości, czułam się spokojniej. Przechodząc przez kuchnię sięgnęłam po w połowie pełną butelkę wody, wrzuciłam do niej plasterek cytryny i trzęsąc tak butelką, stanęłam przejściu na taras. Oparłam bark o ramę okienną i patrzyłam, jak dopijając ostatnie łyki lekkiego alkoholu, wpatruje się tępo w ekran komputera. Jego telefon wydał z siebie dźwięk wiadomości, na który odrobinę za mocno odstawił szkło na stół. Zerknął jedynie na ekran, po czym odsunął od siebie urządzenie i schował twarz w dłoniach.
Podeszłam do stołu, cicho i powoli. I tak wiedział, że do niego idę. Stanęłam tuż za jego plecami, wędrując wolną ręką do jego karku i lekko go masując. Zerknęłam na dokumenty, które miał porozkładane dookoła siebie. Stare pisma odnośnie prywatności i spraw z nią związanych. Na ekranie miał otwartą przeglądarkę ze stronami swojej fundacji, kilkoma aktami prawnymi i formularzem zgłoszenia na policję.
- Ktoś sprzedał mój numer telefonu. Dostaję ciągle wiadomości od kilku dziewczyn, dodały mnie do grupowej rozmowy. Parę dni temu się zaczęło. Są aroganckie i bez szacunku, obrażają mnie. - Ostatni łyk piwa, nie przestawałam masować górnej części jego pleców. - Rozmawiałem z Basilem i z prawnikiem, przedstawili sprawę policji. - Mówił, a ja nie śmiałam mu przerywać. - Wiesz, że normalnie takie rzeczy mnie nie ruszają. Ale są jakieś granice. One je przekraczają z każdą wiadomością. Niech mówią o mnie co chcą, śmiało, ale niech nie mieszają w to moich bliskich i nie ingerują w moją prywatność. - Chwila ciszy, nerwowe potrząsanie nogą.
Chciałam coś powiedzieć. Zrobić, zareagować, wyszeptać albo wykrzyczeć. Cokolwiek. Jednak nic nie przychodziło, czułam się bezradna wobec tego co mi powiedział. Najpierw próbowałam dopuścić to do swojej świadomości. Zdać sobie sprawę, że ktoś faktycznie pisał do niego wiadomości, że były to nieprzyjemne rozmowy. Podobne sytuacje miały wcześniej miejsce, nie raz otrzymywał prywatne wiadomości na portalach społecznościowych.. ale to było do powstrzymania. Działo się w internecie, który da się bez problemu zmienić, wyciszyć, zablokować. Nie denerwowało go to aż tak, nie chował tego przede mną, nie zawiadamiał o sytuacji prawnika.
- Niall.. - nie wiedziałam, co ślina na język miała mi przynieść. I nie dowiedziałam się, bo oboje usłyszeliśmy kolejny sygnał iMessage. Spojrzałam na niego i wyczekiwałam reakcji. Sięgnął po urządzenie i zerknąwszy na ekran, podał mi od razu.
- Możesz przeczytać. Nie chcesz, nie musisz. W tej chwili mam dość bycia cierpliwym, ale kazali mi, żeby to lepiej rozegrać. - mruknął, po czym zaczął zbierać dokumenty na jeden niechlujny stos. - Więcej jest tego na WhatsApp.
Pamiętając jego kod, od razu odblokowałam telefon i otworzyłam aplikację, zostając zasypana stosem informacji. Miał wyciszone powiadomienia tam gdzie mógł, dlatego po wyświetleniu ekran zaczął wariować. Gdy jednak zaczęłam wychwytywać poszczególne teksty, zrobiło mi się niedobrze. Musiałam usiąść obok niego, plecami opierając się o rant stołu, głowę położyć na jego ramieniu z niedowierzania. Przesuwałam palcem po wszystkich rozmowach, o które domyślałam się, że chodzi.
"You deserve to have a bad day"
"You invented cancer"
"Everyone is laughing at you"
"If you reply to me a few times, King of pop, I can be a good person"
"Follow us and we'll stop"
"OMG Theo is such a nasty kid, so ugly"
"Theo looks like a definition of a bad Down syndrome wtf"
"You're so dusgusting ugh how can you live"
"You surround yourself with shit instead of people"
Tego było więcej. Dużo, dużo więcej. Na niektóre wiadomości grzecznie i poprawnie odpowiadał, prosił. Zakładałam, że na początku ze zwykłego ludzkiego odruchu, bo kilka razy wypluł swoje "Fuck you", ale później brzmiał już jak rasowy negocjator, prawdopodobnie nakierowany przez prawnika i policję na to, jak ma za się zachować.
- Teraz wyobraź sobie, jak tacy ludzie traktują innych w rzeczywistości. Rzygać mi się chce. - powiedział, kręcąc głową z dezaprobatą.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie na mnie czyhały razem z decyzją o spędzeniu z nim mojego życia, były sytuacje takie jak ta. Kiedy był zły i sfrustrowany przez coś, na co nie mogłam mieć wpływu. Mogłam jedynie patrzeć, głaskać go po głowie i być obok, ale i to nie zawsze wydaje się wystarczającym lekarstwem. Niall jest zły, zła będę i ja. Zatoczymy koło nieprzyjemnych sytuacji. A jak się to odbije na nas - byłam w stanie tylko się domyślać.
- Muszę się zbierać. - mruknął po kilku minutach. Podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam na niego, jak zamykał laptopa i zbierał wszystkie papiery ze stołu. - Nic się zmieniło, jedziemy razem pojutrze na turniej golfa? - spytał, zmieniając kompletnie temat. Tak, jakby zrzucił z barków temat prześladujących go wiadomości i zajął się zupełnie czym innym. Zupełnie jakbym była jego możliwością na wyrzucenie z siebie tego, co nieprzyjemne; tylko przy mnie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości i wyżalenie się. Z jednej strony mnie to cieszyło, bo od tego byłam.. ale z drugiej strony wiedziałam, że więcej jest chwil, kiedy się męczy.
- Hej, - zaczęłam. Wstawał już z drewnianej ławki, ale chwyciłam go za dłoń i wyczekująco spojrzałam na niego. - Wiem, że to beznadziejna sytuacja. Ludzie są okropni. Ale nie zapominaj, kto mnie nauczył sztuki dbania o własną prywatność. - słabo się uśmiechnęłam, mając jego na myśli. - Pewnie, że jadę z tobą. Nie mogę przegapić ważnych momentów w rozwijającej się karierze golfisty. - szerzej się wyszczerzyłam, na co parsknął cichym śmiechem. Schylił się, żeby pocałować moje czoło, po czym zabrał wszystkie swoje rzeczy i wszedł do domu. Słyszałam, jak mówi coś do mojej siostry; ewidentnie pomogło mu wyrzucenie z siebie wszystkich informacji. Był wciąż sobą, tyle że z jeszcze jednym problemem na głowie, który pokazywał się z każdym odblokowaniem telefonu.

Those Lovely MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz