#11

2.2K 175 29
                                    

Siedziałam na tej ławce dobre 3 godziny. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. O czyżby Kookie z informacjami. Poproszę, same dobre wieści. Kontem oka sprawdziłam jeszcze godzinę. 7.39. Mówiłam, że ze trzy godziny tu siedzę. Potrząsnęłam głową z dezaprobatą i w końcu odebrałam- Hej, Ciastek.

- Chao. Mamy chyba problem.- i chuj strzelił moje dobre wieści.

- Jak to co się stało?

- Z tego co mówiłaś HanSo wyszedł od ciebie między 6.00, a 8.00.- przewróciłam oczami.

- Tak i co?- mimowolnie wzruszyłam ramionami.

- Minęły 24 godziny, a jego jeszcze nie ma.- Westchnęłam ciężko.

- Może po prostu się minęliście i go nie zauważyłeś.- jego oddech był niespokojny. Wyraźnie się martwił. W sumie wiedziałam, że go lubił i on lubił jego, ale bez przesady. Sam podjął decyzję, żeby zostawić nas na lodzie.- Uspokuj się.- zaczęłam łagodnym tonem- Wdech, wydech, wdech... Musisz się opanować, bo znowu wpadasz w stany hiperwentylacji.- Kook niestety trochę... dostaje ataków paniki. Rzadko mu się to zdarza, ale jednak. Zapowietrza się wtedy i nie jest w stanie poprawnie oddychać. Po chwili słyszałam, że się uspokoił- Dzięki- wyszepta.

- Kookie, słoneczko. Nie martw się, na pewno nic mu nie jest.

- No dobra, to ja się nie martwię. Daj znać jakby cokolwiek się działo, okey?

- Jak zawsze.- uśmiechnęłam się pod nosem.- Papa. I pamiętaj: wdech wydech.- zaśmialiśmy się pod nosem.

- Papa, Plastusiu.- rozłączyłam się.

Wstałam z ławki mocno opatulając się kurtką. Chłodno jakoś. Poszłam do domu i po pięciu[?], piętnastu minutach byłam w domu. Wyjęłam z kieszeni klucze i weszłam do środka. Gdy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam, że nadepnęłam kolejną kopertę. Ta jednak była inna niż poprzednia. Zwykły, biały papier został zastąpiony delikatnie niebieskim z małymi różyczkami w jednym z rogów. Otworzyłam ją zdziwiona i wyjęłam list. Był zupełnie inaczej napisany. Niemal wykaligrafowany napis przyozdobiony licznymi zawijasami, a w dolnych rogach znowu motyw różyczek. Gdyby nie treść, to zapewne wylądowałby na ścianie w ramce.

„Witaj Chao. Czyżby twój wojowniczy żółwik cię zostawił? No cóż, łatwo przyszło, łatwo poszło, choć wiem, że masz już nowych sprzymierzeńców. Ciastek i Pianka? Będę szczery, jeszcze nie znam tożsamości tej dwójki, ale to kwestia czasu. Nie martw się, obiecuję, że największe cierpienie pozostawię tobie. Miłego dnia Madie. Mogę ci mówić Madie? To takie niewinne imię, zupełnie jak ty niegdyś.

Ten, którego znasz, choć nigdy nie poznałaś."

Westchnęłam ciężko opadając na kanapę. Włączyłam telewizor. Leciała akurat jakaś drama. Nie zdążyłam jednak poznać losów bohaterów, bo mój telefon znowu dał o sobie znać. Spojrzałam znudzonym wzrokiem na ekran, by sprawdzić kto dzwoni. Na wyświetlaczu widniał napis...

Hej, hej. pozwólcie, że roboczo będę was nazywać żółwiki. ^^ Nwm czmu. nie pytajcie. A więc macie kolejną część. Jutro jak zwykle powinnam wkleić kolejną. Jakby ktoś jeszcze nie spostrzegł to wklejam rozdzialik w sobotę i niedzielę. Zobaczę na ile mi twórczość pozwoli to może pojawi się jakiś jeszcze dziś, a jutro jeszcze jeden ;) Dobra, już nie przynudzam. Do NEXT A.R.M.Y'S

Mad || Dyktafon 2 V BTS || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz