#23

1.9K 163 14
                                    

Łał... siedzimy już tu... nie mam pojęcia ile. Długo. Zbyt długo by zliczyć. Nikt do nas nie przyszedł. Nikt nie dał nam jeść czy pić. Powoli odczuwam brak jakichkolwiek bodźców. Zaczynam z wolna tracić świadomość. HanSo zemdlał kilkukrotnie z odwodnienia i jeśli tak dalej pójdzie- umrze. Tae rozwiązał nas zaraz po tym jak wyszli. Wieloletni mafiosa przecież musi umieć się wyswobadzać z wiązań. Niestety drzwi nie dało się otworzyć. Siedzę teraz pod ścianą wgapiona w oświetlony słabą żarówką sufit. Widzę przemykające przed moimi oczami wielobarwne plamy. Po chwili usłyszałam szczęk zamka i, pewna, że to tylko moja wyobraźnia, nawet nie drgnęłam. Po chwili coś szarpnęło mnie za ramiona i usadziło z powrotem na zimnej stali krzesła. Dopiero po chwili ogarnęłam co się właściwie dziej.- Proszę.- przede mną kucał NamJoon i podawał mi kawałek chleba i butelkę wody. TaeHyung i Han także dostali po porcji.

- No, powiem szczerze, że gdyby nie moje dobre serce, jeszcze chwila, a bym się was pozbył.- Powiedział zadowolony z siebie Jim.

- Powiesz nam teraz czego chcesz?- warknął V.

- Nie... ale on wam powie.- odsunął się od drzwi wpuszczając do środka jakiegoś mężczyznę. Około czterdziestki, wysoki, dobrze zbudowany, z firmowym uśmiechem na twarzy. Ponownie skrępowano nam ręce.

- Witaj, Chao Shin.- jego wzrok skrzyżował się z moim.- Choć ostatnio ustaliliśmy iż mogę nazywać cię Maddie.- podniosłam głowę zaskoczona.

- To ty wysyłałeś te listy?- byłam kompletnie zdezorientowana.

- Owszem. Ach, gdzie moje maniery.- podszedł bliżej, kucając, tak, że jego twarz była na równi z moją.- Nazywam się SeHo Kwon.- na dźwięk nazwiska przeszedł mnie dreszcz.

- Czemu nikt nie ginie wtedy kiedy powinien- zwiesiłam głowę z frustracją.

- Och, obiecuję, że osobiście dopilnuję byś Ty zginęła naprawdę.- Uśmiechnął się w sposób po jakim nigdy nie spodziewałabym się mordercy. Wstał z klęczek i skierował się do drzwi. Przepuścił wszystkich pozostałych przed sobą i gdy wyszli zerknął na mnie ostatni raz. Już miał zamknąć drzwi, ale zawołałam- SiMuo!- Odwrócił gwałtownie głowę. Jego oczy pociemniały, a skórę pokryła gęsia skórka.- I SanaTo. Twoje dzieci. SiMi miałby teraz 10 lat. Sana- 8.

- Tak?- syknął przez zaciśnięte zęby.

- Oskarżono mnie o ich zabójstwo.

- Wiem to.

-Oboje wiemy, że nic im nie zrobiłam. Chcę więc wiedzieć. Co się z nimi stało?- Jego jabłko Adama gwałtownie uniosło się i opadło.

- Osobiście oboje zabiłem.- Zatrzasnął stalowe drzwi. Siedziałam przez następne parę minut kompletnie osłupiała. Po moich policzkach płynęły łzy. Jak okrutnym trzeba być, by zrobić coś tak makabrycznego i bezdusznego? Jakim człowiekiem trzeba być, by zamordować bez mrugnięcia powieką własne dzieci? Moja wyobraźnia podsuwała mi przerażające sceny, jak te małe dzieciaki musiały biec wesołe do taty, tylko po to by chwilę paść martwe.

- Przykro mi Chao.- Tae patrzył na mnie ze smutkiem. Nie odezwałam się.

- Shin, to przeszłość. Proszę cię, musimy myśleć trzeźwo. Musimy się stąd wydostać.- HanSo próbował wyswobodzić ręce.

- Poczekajcie chwilę. Może powinniśmy poczekać na rozwój zdarzeń?

- Kobieto, ty kompletnie oszalałaś. Chcesz czekać aż nas zabiją?- uniósł się Han

- On ma rację, Shin. Nie mam zamiaru czekać, aż nas powystrzelają. Wydostanę nas stąd.

- Dobrze, musicie się bronić.- powiedziałam zbyt cicho by mogli mnie usłyszeć.

Tak, wiem, dalej kompletnie nic  nie wiadomo, ale już wiecie kim jest "ten kogo zna, choć nigdy nie poznała". pozdrawiam wszystkich, którzy wczoraj/ przedwczoraj świętowali Wianki nad Wisłą. Do NEXT żółwiki!

Mad || Dyktafon 2 V BTS || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz