Rozdział 44 - Należysz Do Mnie

1K 51 0
                                    

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

---Emily---

-Dobry Wieczór, czy mogłaby mi Pani powiedzieć gdzie leży Brandon Whitley? - Zapytałam cicho, aby nie zwróciła uwagi na moje siniaki.

-Umm, zobaczmy- klikała coś na komputerze. Ściągnęła razem brwi kiedy zeskanowała moja twarz. Moje siniaki zaczęły powoli blednąć, ale jeszcze nie do końca zniknęły. -Wygląda na to, że sąsiad usłyszał jakiś podejrzany dźwięk, wszedł do domu i zobaczył leżącego Brandona. Doktor już go widział. Obecnie leży na sali 435A na czwartym piętrze.

Patrzyłam na nią i czekałam aby zadać pytanie, które siedzi mi na końcu języka od kiedy weszłam przez drzwi.  Nie wiedziałam jak zformułowac pytanie, więc po prostu powiedziałam:

-Czy wygląda bardzo źle?-przygryzłam lekko dolna wargę. Jej oczy rozszerzyły się na moje pytanie. Znowu włączyła jego profil w komputerze. Westchnęła głęboko zanim znowu spojrzała na mnie.

-Ma połamany nos i bardzo ale to bardzo posiniaczoną twarz i tors.-pokiwała powoli głową, upewniając się, że zrozumiałem jem słowa. - Najlepiej nie przytulać się ani nie dotykać pacjenta.

Miałam ochotę zaśmiać się jej w twarz, zadrwić z niej. Pokazać jej wszystkie ciemne miejsca na mojej twarzy, które dostałam od jego dotyku.

-Oh, nie martw sie- zapauzowałam - Nie będę.

Recepcjonistka wskazała windę. Ciągle było ciemno, brak słońca na zewnątrz spowodował, że na korytarzu było trochę zimno. Nacisnęłam guzik pomiędzy dwoma windami. Potarłam rękami swoje ramiona.

Za każdym razem kiedy winda zatrzymywała sie na kolejnych piętrach moje serce biło szybciej. Byłam w szpitalu i  kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć, kiedy stanę z Brandonem twarzą w twarz.

-Powinnaś to lepiej przemyśleć, Emily.- potrząsnęłam głową, mówiąc sama do siebie. w końcu winda zatrzymała się na czwartym piętrze.  Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na zewnątrz.  Na całym piętrze panowała cisza.

Stałam przed pokojem 435A. Solidne drzwi były niedomknięte.. Położyłam dłoń na zimnej powierzchni. Możesz to zrobić...Musisz to zrobić. Powtórzyłam sobie w głowie jeszcze kilka razy te słowa zanim kompletnie otworzyłam drzwi. Pokój był słabo oświetlony. Jedynie, świeciła się mała lampka nad łóżkiem Brandona.

Pierwszą rzeczą jaką zauważyłam były bandaże zawinięte wokół jego nosa. Doktor pewnie musiał jeszcze raz łamać jego nos i 'układać' go od nowa.  Wokół oczu miał ciemno fioletowe kręgi., które wskazywały na każde uderzenie ciężkiej pięści Harry'ego. Ubrany był we wzorzystą szpitalną piżamę, a nogi miał przykryte białym kocem.

Był w strasznym stanie. Wyglądał o wiele gorzej niż ja. Podniosłam rękę i delikatnie dotknęłam rozcięcie na wardze. Teraz już się zagoiło, pamiętam jak bolało kiedy było jeszcze świeże. Spojrzałam na Brandona, zauważyłam że wokół ust ma wiele pęknięć. Każde rozcięcie miało inny rozmiar. Najmniejsze było ciągle większe od mojego.

Stałam tam, nie wiedząc co robić. Małe pomieszczenie wypełnione było pikaniem z maszyn.

-Nie myślałem, że cie tu zobaczę- usłyszałam drażliwy głos. Brandon się obudził.-Nie myślałem, że cię w ogóle zobaczę- wziął głęboki oddech, jęknął z bólu.

-Brandon- wyszeptałam cicho.Usiadłam obok jego łóżka. Odsunęłam się trochę, chciałam zachować między nami jakiś dystans. On leży w szpitalu, Emily. Nie może ci nic zrobić. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, nie może. Ale ciągle czułam sie lepiej wiedząc, że miedzy nami jest jakaś przestrzen.

Friend Zoning - tłumaczenie // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz