Rozdział XXVI Po kiego diabła, żeś tu przylazła?

1.2K 86 25
                                    

   Pamiętacie wasze domysły do co osoby, która się tam pojawiła? Z przykrością,  a może i radością przyznaję, że macie niespodziankę przyznaję, że nie jest to, ani James, ani Severus. Miłego czytana :***

*****************************

Wzięła głęboki wdech i wypowiedziała sześć słów:

-Po kiego diabła, żeś tu przylazła?

Jej przyjaciółka Dorcas uśmiechnęła się pobłażliwie.

-Jutro są święta. Przyszłam ci złożyć życzenia.

-Przecież ty mieszkasz na drugim końcu kraju!

-TOteż własnie musisz mnie przenocować, bo postanowiłam spędzić święta u ciebie. Przyjechałam do domu, a tam rodzice się pakują. To ja sobie myślę, ok... Ale gdzie jedziemy? Jak im zadałam to pytanie, to poczułam się głupio. A oni mi na to, że jedziemy do wujka Henry'ego. To ja sobie myślę fajnie, ale kto to jest. A oni mi mówią, że to jest mój kuzyn, który mieszka w Rosji. Pomyślałam trochę i zdałam sobie sprawę, że jest to bardzo daleko. I jak niby moja sowa ma przelecieć tyle kilometrów w jeden dzień? Chciałam pocjechać do kuzynki Marleny McKinnon, ale jest w ciąży i w najbliższym czasie mają jej się urodzić bliźniki. I ja takie kurde... Co mam zrobić. I wtedy mama się pyta, jak u Lily. NO to ja znowu sobię myślę. Co tam u Lily... A może pojadę i sprawdzę. Więc rzucam... mogę spędzić święta u Lily? A oni, że jasne, bo i tak nie chcieli mnie wiąść, bo ten ,,kuzyn'' ma 81 lat. Nie pytaj, bo sama nie rozumiem jakim cudem. - Dorcas podczas opowiadania była w swoim żywiole. Ona kochała opowiadać, plotkować, rozżalać się.

-Może wejdziesz? - zapytała Lily.

-Weszłam! - powiedziała radośnie Dorcas przechodząc przez próg domu.

-Jak się właściwie tu dostałaś?

-Rodzice przywieźli mnie na latającym dywanie. Tylko cicho! One są już nielegalne... - powiedziała i roześmiała się głośno na własne wyznanie.

W ganku pojawili się państwo Evans.

-Mamo... Tato... To jest Dorcas, ta o której wam tyle opowiadałam. Jej rodzice są w Rosji i pomyślałam, że może by mogła spędzić święta u nas...

-Jasne nie ma problemu! - ucieszyła się pani Evans na wiadomość, że w tym domu będzie jeszcze jakaś jedna, żywa dusza. - Dorcas napijesz się czegoś?

-Z chęcią napiłabym się gorącej czekolady! Jeśli to nie kłopot, oczywiście...

-Żaden tam kłopot. Tata Lily zaraz zaniesie ci bagaże do pokoju Petunii, bo jej akurat nie ma. Czuj się jak u siebie w domu...

-Bardzo państwo dziękuję za gościnę! - odpowiedziała Dor, patrząc jak mężczyzna przejmuję we własne ręce jej bagaż.

-Co ty tam dziecko trzymasz? - powiedział.

-Ojej, jeżeli za ciężkie to pozwoli pan, że sama zaniosę.

-Nie o to chodzi. Twój bagaż jest okropnie lekki w porównaniu co do Petunii. A pzecież ona też pojechała tylko na dwa tygodnie! - zastanawiał się mężczyzna wnosząc po schodach średniej wielkości skrzynię.

-Gorąca czekolada gotowa! - zawołała matka Gryfonki z kuchni.

Dziewczyny udały się w stronę, z której dochodził dźwięk. W kuchni pachniało czekalodą. Obie przyjaciółki były tak zmęczone, że nawet nie chciało im się rozmyślać, jak pani Evans udało się przygotować napój tak szybko.

Grzecznie zasiadły przy stole i złapały kubki w swoje ręce. Dorcas piła łapczywie. Lot na latającym dywanie w środku zimy musiał być wyczerpujący, a sama Dorcas musiała czuć się jak na Biegunie Północnym...

Lily następnie poprowadziła przyjaciółkę w stronę jej tymczasowego pokoju. Dorcas została tam, a Lily poszła do łazienki ubrać piżamę. Szybko wykonała podstawowe czynności i wróciła do pokoju. Nic nie robiąc, usnęła...

Poczuła w środku nocy, jak ktoś szarpie ją za skrawek koszulki. Obudziła się nagle i spojrzała w stronę osoby, która wybudziła ją ze snu.

-Lily... Mogę spać u ciebie w pokoju, bo u twojej siostry jest strasznie niemiło. Tam jest wręcz okropnie!!! - szeptała histerycznie.

Lily spojrzała na nią zaspanym wzrokiem i lekko pokiwała głową. Jej przyjaciółka zaraz władowała się jej do łóżka i tak spędziły całą noc.

Rano Lily obudziła się pierwsza. Spojrzała na kalendarz i kiedy ujrzała dzisiejszą datę -,,24 grudnia'' szybko wyskoczyła z łoża, prawie budząc Meadowes i podbiegła do swojego biórka, wyjmując pergamin, by wysłać życzenia. Kiedy już wszystkie kartki były napisane i zaadresowane w oknie pojawiła się sowa Mary. W samą porę! Evans szybko ściągnęła z nóżi sowy pergamin i wytłumaczyła komu ona ma przekazać jej wiadomości. Lily zawsze wykorzystywała w taki sposób sowę Mary, ale ta o niczym nie wiedziała, bo zwierzę kartkę dla niej zawsze zostawiało na koniec.

Zeszła na dół i przygotowała śniadanie dla całej rodziny. Miała okropną szopę na głowie, ale zawsze kiedy przebywała w domu trzymała się domowej zasady - ,,Najpierw jedzenie, potem wygląd''. Evans'owie byli dziwną rodziną. Jedna z córek cały rok przebywała nie wiadomo gdzie, a pani Evans pracowała jako szwaczka, więc ludzie, którzy przychodzili zostawiać jej zamówienia, spotykali się z kilkoma dziwnymi rzeczami młodszej córki Evans'ów. Pan Evans był lekarzem, mimo to miał olbrzymią wyobranię. Czasami dzieci schodziły się w centralnej częśi wioski i wołały go, żeby poopowiadał im bajki. On opowiadał rozmaite historie. O czarodziejach i czarownicach, o magicznych żabach, o królewnach i rycerzach...Opowiadał jakby sam przeżył te wszystkie przygody. Pan Evans był o pięć lat starszy od swojej żony, a mimo to uchodzili za najbardziej zgodne małżeństwo w tej wiosce. Byli też uważani za nieco tajemniczych i lekko szalonych, ale mimo to nic nie stało na przeszkodzie, by ich nie polubić.

Jedynie ich starsza córka uchodziła za dziwaczkę. Chowała się przed wszystkimi, nie mówiła nikomu - ,,Dzień Dobry''. Jednym słowem mieszkańcy tej wioski nie lubili jej.

Kiedy Lily skończyła przygotowywać śniadanie poszła obudzić rodziców. Ku jej zdumieniu nie było ich w sypialni, ale za to była karteczka, na której napisane było:

Pojechaliśmy odwiedzić Sarę.

Wrócimy przed Pierwszą Gwiazdką.

                                  Mama

Sara była bliską przyjaciółką rodziny. Ona jako jedyna spoza rodziny Evans'ów wiedziała o mocy Lily. Uważała to za normalne, bowiem była charłakiem. Kiedy Lily była mała kochała spędzać u niej czas. Lubiła jej historie, i kochała jej zmienny charakter. Miała w sobie tyle energii... Petunia nigdy jej nie lubiła i ją też uznawała za dziwaczkę. To Sara zabrała jedenastoletnią Lily na Ulicę Pokątną i to ona pomogła jej w wyborze. Oczywiście wtedy pomagał jej też Severus...

Zielonooka poszła obudzić swą ciemnowłosą przyjaciółkę. Kiedy weszła do pokoju oniemiała. Więcej jej świątecznych życzeń się spełnić nie dało. Dorcas musiała tam być akurat z...

---------------------------------------------------------------

   Tak wiem znowu tematycznie.

   PS: Chyba kocham was stawiać w niepewności.

   DO następnego :***

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz