Rozdział XXVI cz. II

1.1K 83 8
                                    

   Tylko James jej pomoże.  Chłopak wszedł do pokoju. Rudowłosa nie odwróciła się nawet, bowiem do pokoju przychodziły tylko dziewczyny.

   -Lily! - odezwał się okularnik.

   Zielonooka odwróciła się i ujrzała ukochanego. Jako, że nie miała zamiaru wychodzić z pokoju, a chłopcy nie mogli wchodzić do dormitorium dziewcząt (nie wiedziała, że znaleźli przejście) nie widziała do tej pory Jamesa. Wstała z parapetu i podbiegł w jego stronę. KIlka razy się wywróciła, ponieważ długi czas siedziała, aż w końcu wylądowała w ramionach chłopaka i wtuliła się w niego. Łzy ponownie spłynęły po jej policzku, a czarnowłosy zaczął gładzić ręką jej włosy. 

   -James... To ja... to przeze mnie... oni umarli.

  -Nie mów tak. To nie twoja wina. Przecież zabili ich śmierciożercy.

  -Nie... Ty nie wiesz... nie rozumiesz...

   -Czego?

   -Bo w święta... - zaczęła Lily opowiadać zachrypniętym głosem - dostałam kopertę od Ślizgonów. I tam była maź i mi wytrysnęła w twarz, a kiedy ją próbowałam zdjąć poparzyła mi ręce - wyciągnęła dłonie i pokazała blizny - Dorcas poszła po Lunatyka, bo był najbliżej, a tobie nic nie mówiła, żebyś się nie martwił. Poza tym w kopercie znajdował się również pierścień. PO tym co zrobiła mi ta maź postanowiłam zostawić pierścień w domu. I... On ułatwiał Śmierciożercom zlokalizowanie mnie. I przez to przyszli do mojego domu i... i ICH ZABILI. Nie mnie tylko ich! - opadła na kolana i zapłakała gorzkimi łzami. 

   Czekoladowooki uklęknął przy rudowłosej i opuszkami palców podniósł jej brodę. Spojrzała na niego zapłakanymi oczami po czym złączył ich usta w pocałunku. 

   -Nienawidzę ludzi! - powiedziała Lily, kiedy oderwali się od siebie.

   -Ale to nie ludzie ci to zrobili. To byli Śmierciożercy, słudzy Voldemorta. Oni są potworami, które czyhają na ludzkie życie. Zabili twoich rodziców i zabiją też o wiele więcej. Musisz ich powstrzymać. My musimy ich powstrzymać. Razem... Hej... O czym tak myślisz? Może byś powiedziała.

   -To, że nic nie mówię nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie. Czasami to co myślimy daje natchnienie innym ludziom i oni mówią to za nas. Ludzie rozumieją się bez słów.

   -Dokładnie... Ludzie trzymają się razem i pomagają sobie. Wiem, że są wyjątki i u nas i w mugolskim świecie. Wszyscy dzielimy się na trzy grupy: Ludzie tacy jak my, którzy trzymają się razem i pomagają sobie, Ludzie fałszywi, ci, którzy obgadują nas za plecami, są nieszczerzy wobec nas i nielojalni. I ostatnia grupa. Potwory! Zaliczają się tam ludzie, którzy są już dawno potępieni. Voldemort, Śmierciożery, zabójcy i najwięksi zbrodniarze.

   -Ale czy to sprawiedliwe? Nazywać potworami ludzi,którzy są tacy sami jak my. Mogli zejść na złą drogę lub cokolwiek innego. Czy oznacza to, że musimy ich dyskryminować? Czy musimy ich odrzucać do tej innej hierarchii. Przecież mogli by się zaliczać do tej drugiej grupy ludzi.

   -Jesteś stanowczo za dobra. Ale możesz mieć rację. TO wszystko przez to co wyprawia Voldemort. Robi to celowo, żebyśmy my zmieniali pojęcie o ludziach. Pragnie na skłócić. Wszystkich. Pragnie, żebyśmy nie znaleźli wspólnego języka. Żebyśmy pochłonięci rozpaczą i niezrozumieniem, słabi wstąpili w jego szeregi i stali się jego zwolennikami. Powoli pochłonięci przez ten świat stajemy się tacy jak ci, których uważamy za największych wrogów. Robimy to podświadomie, aż dochodzimy do wniosku, że praktycznie wcale się od Niego nie różnimy i przechodzimy na tą złą stronę. Przepraszam Lily.

  -Nie przepraszaj. To co? Idziemy na obiad?

 -Jasne!

  I zeszli na obiad do Wielkiej Sali trzymając się za rękę. I pomyśleć, że go nienawidziła. Uważała za dupka i aroganckiego palanta. A tym czasem? Stał się jej największym oparciem. Osobą, z którą wiąże swoją przyszłość. Nie wie co teraz zrobi. Gdzie się podzieje w wakacje, ale wie, że na tym świecie jest jeszcze jedna osoba, która ją szczerze i bezgranicznie kocha. 

   Kiedy weszli do Wielkiej Sali zwrócili na siebie wielką uwagę. Nie dość, że James jest Huncwotem, to Lily była bardzo popularną dziewczyną, z powodu zalotów Jamesa, a w dodatku cały Gryffindor (nigdzie indziej nie wyszła wiadomość o śmierci rodziców Lily. No może poza kilkoma Ślizgonami, którzy świetnie wiedzieli co się stało) wiedział o śmierci rodziców Lily. Zresztą... Cała szkoła wiedziała, że rudowłosa Gryfonka ostatnio nie pojawiała się na śniadaniach i obiadach. Zasiedli przy Huncwotach i dziewczynach. Oni/One też byli/były zdziwione obecnością Lily. James machnął ręką, a reszta wyczytała z ruchu jego ust słowo ,,Później''. Na sali znajdowała się jeszcze jedna osoba, która intensywnie wpatrywała się w Lily. Po rozmowie z Jamesem skóra Lily odzyskała trochę barwę i nabrała rumieńcy. Usta znów były malinowe, jedynie rzęsy były lekko oklapłe czując na sobie jeszcze kilkudniowy ciężar gorzkich łez. Oczy odzyskały wesołe ogniki i blask. Zielonooka poczuła na sobie wzrok i kiedy odwróciła się jej oczy spotkały się wzrokiem z innymi czarnymi oczami, w których mieszało się wiele uczuć ciężkich do oczytaniach. W jej oczach zaczęła wzbierać nienawiść i obrzydzenie. Czuła, że miał coś wspólnego z kopertą. Musi sobie z nim porozmawiać. Ale bez Jamesa, bez chłopaków, bez jakichkolwiek świadków i z różdżką, w razie gdyby znowu zaczął atakować. Nagle...

*******************************************

To co miałam dzisiaj napisać, napisałam pod poprzednią częścią tego rozdziału. Ostatnio mam wrażenie, że jakość moich rozdziałów lekko opada. Pozdrawiam osobę, która mnie rozpoznała na Facebook'u, pytając się, czy pisze Jily. Może się zgłosić na priv to sobie chętnie pogadam. I jeżeli będzie tak jak ostatni z teoriami, że wszyscy macie bardzo podobne to zadedykuję jej rozdział. Ale to tylko, jeżeli teorie będą nietrafione, albo takie same. To kto dzisiaj piszę teorie? Wy chyba nawet nie wiecie jak je kocha. Ok...

DO NASTĘPNEGO!

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz