Rozdział XXX

1K 66 3
                                    

-Ale przecież rytuał polega na... zabiciu kogoś... - usłyszał ten głos, który wydawał mu się tak dziwnie znajomy.
   -Cicho! Dajcie mi pomyśleć! Nie możemy go zabić. Jest zbyt cenny dla Czarnego Pana. Moglibyśmy mu go dostarczyć, ale zbyt szybko zorientowaliby się, że go nie ma. 
   -Co więc w takim razie robimy?
   -Zmodyfikujmy mu pamięć!
   -I rzućmy Imperiusa. 
   -Tak świetny pomysł.
James poczuł, jak liny puszczają, a on sam upada na twardy grunt. Nim zdążył się obejrzeć, poczuł dziwne uczucie. Czuł w swojej głowie, więcej niż jedną osobę. Przed oczami zaczęły mu przelatywać wspomnienia. W końcu natrafił na to, na którym poszedł szukać naszyjnika.
   -Imperio!
   Poczuł błogość. Tak nieograniczoną, i wielką, że miał ochotę spędzić tak resztę życia. Nic więcej mu nie potrzeba. Niech to się nigdy nie kończy.
   -Znajdź naszyjnik i wracaj do Skrzydła Szpitalnego! - rozległo się z tyłu jego głowy.
   Ruszył więc w stronę jednego ze starych dębów i wyciągnął, spod jednego z wielu korzeni, srebrny wisior. Kiedy spojrzał na niego, poczuł jak całe szczęście, które w sobie posiadał wypłynęło z niego.
   -Imperio!
   Błogość i niezmierzone pokłady szczęścia powróciły. 
   -Wracaj do skrzydła szpitalnego! - głos rozległ się ponownie. Okularnik wykonał polecenie i powolnym krokiem ruszył w kierunku zamku...
Był pod działaniem Imperiusa. Nie był sobą...


   Perspektywa Lily!


   Kiedy obudziła się, poczuła, że coś jest nie tak. Spojrzała na sąsiednie łóżko, ale nie dostrzegł tam rozczochranego okularnika. Musiał już wstać i opuścić Skrzydło Szpitalne. Wstała do pozycji siedzącej i wtem koło niej pojawiła się szkolna pielęgniarka. Zaczęła ją oglądać, a Lily na przywitanie kichnęła. Mądre? Mądre. Po lekkich oględzinach dała jej spokój i poszła do innych pacjentów (Których nie było).

   Tego dnia rudowłosa miał dziwne przeczucie. Przeczuwała, że stanie się coś złego... Że już dzieje się coś złego...

 Perspektywa Jamesa!


    -Dziś masz treningi! Postaraj się! Zagraj najlepiej jak potrafisz. Pokaż wszystko co umiesz! - mówił niski głosik w jego głowie. 

   Wchodził na boisko trzymając w ręku miotłę. Przełożył nogi ponad kijem i wzniósł się w powietrze. Poczuł jak wiatr mierzwi jego włosy. Unosił się już ponad murawą boiska. Zatoczył trzy koła nad trybunami i zjechał trochę niżej, by wydać rozkazy swojej drużynie. 

   -TY na prawe skrzydło. Ślizgoni mają dobrego obrońce, a ty świetnie strzelasz z góry, więc musisz unosić się trochę ponad akcją innych... - jego strategia wszystkim przypadła do gustu. 

   On sam dawał widowiskowe pokazy swoich umiejętności. Zwodził innych, szybował, robił beczki i latał. Latał jakby to miało być całe życie. W połączeniu z wielką błogością, która mu towarzyszyła cały czas, mógł dać się poćwiartować. Podświadomie chciał jeszcze więcej tej błogości... Bez problemów...Zrobi wszystko, żeby się nie kończyła. 

   -Czy nawet mógłbyś zabić? - usłyszał ten głos w głowie... Głos, który mu ciągle towarzyszył.

    I nagle wszystko się zatrzymało. Czy byłby gotów zabić? Kołotało mu się w głowie. Spowolnił lot, po czym całkowicie ustał. W jego oczach widniało przerażenie. Inni Gryfoni również się zatrzymali. Syriusz podleciał do Jamesa i zaczął mówić: Coś się stało stary? Kiedy to nie zadziałało, zaczął potrząsać nim za barki. To również nie dawało skutków. Okularnik toczył zażartą wojnę ze sobą samym.

   -Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? Zabiłbyś? - to słowo kołotało mu się w głowie. Nie mógł ruszyć żadną z kończyn. Nie docierały do niego żadne bodźce z zewnątrz. Liczyło się to jedno słowo - Zabiłbyś?

   -Zabiłbym... - pomyślał i nagle powrócił do realnego świata.

   -Ej... Rogacz! ROGACZ! PATRZ NA MNIE JAK DO CIEBIE MÓWIĘ EJ WSZYSTKO OK? WOŁAJCIE PANIĄ POMFREY!

   -NIE! - wrzasnął szatyn - Nie... Już jest ok...

   -Stary co ci się stało?

   -Lekko kręciło mi się w głowie, więc się zatrzymałem, żeby trochę powdychać powietrze.

   -TO czemu nie odpowiadałeś jak do ciebie mówiłem?

   -Bo nie chciałem wypuszczać powietrza. Bałem się, że jak coś powiem to się zachwieję.

   -Czy ciebie do reszty porąbało? Wystraszyłem się. Bałem się, że masz jakiś atak, czy jesteś pod wpływem Imperiusa. - na ostatnio słowo ciało Jamesa się spięło. Tak naturalnie. Sam nie znał przyczyny. Ale któż opętany przez zaklęcie Imperiusa zdaje sobie z tego sprawę? Nikt? No właśnie... - Może idź już do wieży Gryffindoru i trochę odpocznij. Złap siły przed jutrzejszym meczem, a my jeszcze trochę tutaj poćwiczymy. 

   -Umm... Ok... - powiedział i zleciał na dół, by zsiąść z miotły...

Perspektywa Łapy

   Coś tu jest nie tak. Już przed meczem było nie tak. Kiedy wchodził do szatni słowem się do niego nie odezwał. I to jak nieobecny był podczas meczu... I... Kto normalny zatrzymuje się by złapać powietrze? No już na pewno nie James. On nie jest taki. Zawsze walczy do samego końca, nawet gdyby miał stać się ofiarą. A teraz... Nie chciał wypuścić powietrza. To tekst obrończy napalonej jedenastolatki, która spotyka obiekt swoich westchnień.

   -Kończymy trening! - zarządził Syriusz. Wszyscy sfrunęli na ziemię. - A i proszę... Wracajcie tak, żeby James was nie widział. 

   Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i zaczęli iść w stronę zamku. Tylko Syriusz Black szybował w powietrzu, kierując się wprost okna Skrzydła Szpitalnego. Zapukał grzecznie i czekał aż ktoś mu otworzy... Chyba się przeliczył... I kiedy miał już sam sobie otworzyć, w ramie okiennej pojawiła się zdezorientowana twarz zielonookiej dziewczyny. Jej twarz pełna piegów intensywnie się w niego wpatrywała. Rude włosy, spowodowane chorobą, oklapły lekko. Teraz Łapa już doskonale wiedział, czemu James latał za nią ładnych parę lat... Ale co ma powiedzieć? Miał porozmawiać z panią Pomfrey. Jeżeli Lily się dowie, że coś jest nie tak z Jamesem... Brakuje tu tylko paniki jego dziewczyny. A może ona właśnie pomoże... Przecież jutro ma urodziny...

   -Syriuszu...

************************************************************

   No hej, hej, hej. Nie umarłam. Aczkolwiek tak to wyglądało. Rozdział miał być w zeszłym tygodniu we wtorek. Nie było go. Miał być tydzień temu w piątek. Nie było go. Miał być jutro. Będzie :D. Pierwszy raz, był piątek bez rozdziału. Zawsze się tego mocno trzymałam. Ale ponieważ jestem leniem... Ok. Jeszcze jedno pytanie.  Jedzie ktoś na Obóz Literacki z oferty www.poszukiwaczeprzygod.pl? Chciałam jechać, ale nikogo nie znam i raczej nie pojadę, bo mama skutecznie ostudziła mój zapał, ale może ktoś inny jedzie.

Tutaj macie link (chociaż wiem, że go nie skopiujecie, to może przepiszecie):

https://www.poszukiwaczeprzygod.pl/obozy/przystanwyobrazni/literac.html

Ktoś coś?

Do następnego!

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz