Rozdział XLV

705 66 6
                                    

   Rudowłosa ocknęła się leżąc na korzeniu drzewa. Czuwała przy niej Dorcas. Spojrzała w swoją lewą stronę. Widziała ludzi próbujących ,,pozbyć się" ciała Mary. Śmierć. Na nowo odżyły w niej uczucia po stracie rodziców. Jak zareagują rodzice Mary? Będzie to dla nich straszne. Dowiedzieć się o śmierci córki... Spojrzały na siebie z Dorcas. Podświadome ,,Wracamy?" zostało przekazane za pomocą siły woli, więc powiadomiły dyrektora o powrocie i jak najszybciej zabrały się z tego miejsca. Przemierzając ciemny las Lily zastanawiała się nad jednym... Nad bólem. Czy dłużej wytrzyma? Śizgoni dręczący ją na każdym kroku. Czy zniesie? Czy dalej będzie tak naiwna, by tracić przyjaciół, a potem żałować swoich wyborów? Właśnie.. Jej wybory. Zawsze sprawiające ból innym. Nie umie ich podejmować. Będąc już w zamku zaczęły wspinać się po schodach. W efekcie w dormitorium znalazły się dopiero po jakimś czasie z powodu kostki Lily. Kiedy szarookoa juz zasnęła zielonooka zaczęła się powstrzymywać się na wszelkie możliwe sposoby przed zaśnięciem. Bała sie tego. Czy ujrzy kolejne ważnej dla niej osoby martwe ciało?  Czy tym razem nawiedzi ją martwe ciało Dorcas, Jamesa, czy któregokolwiek z Huncwotów. Po pewnym czasie po prostu zasnęła. Stała na klifie. Miała skoczyć. By przestać czuć ból. Ale słyszała swoich przyjaciół. Wołali ją. Wołali za nią. To ją zachęiło do skoku. Oni i tak umrą, a woli być pierwsza i minąć ten ból. Obudziła się. Nie... To myślenie do niej nie pasuje. Kiedy wszyscy pogrążają się w smutku trzeba myśleć pozytywnie. Nawet jeżeli ludzie umierają. Nawet jeżeli Voldemort zbiera armie. Przeciez on nigdy nie wygra. Niewątpliwie... Wielu poświęci życie dla dobra sprawy. Jednak Czarny Pan nie wygra. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Poczuła szczęście. Tak... To pewne... Wiele wycierpiała. Stracila rodziców i zyskała miano największej szlamy w szkole. Jej życie nie jest kolorowe. Im więcej wycierpiała, tym bardziej powinna byc szczęśliwa. Pokazać prześladowcom, że się nie dała. I pokazywać to za kazdym razem. Pokazać rodzicom. Że walczy.. dla nich... Poczuła tak wielką radość, że zaśmiała się szczerze. Z całego serca.  W tym momencie Dorcas wyskoczyła z łóżka jak poparzona.
Jej opóźniony zapłon...
  -A ty co się tak brechczesz?
  -A tak jakoś...
  -A tak jakoś... -przedrzeźniała ją przyjaciółka. -Która włściwie jest godzina?
   Ruda spojrzała na zegarek.
  -7.00
  -Lepsza 7.00 niż 6.00. Dobra. Wyskakuj z tego łóżka i idziemy się szykować na śniadanie.
  -Ale mam wyskakiwać w taki świetny sposób jak ty?
   -Bardzo śmieszne... A wiesz co? Tak, wyskocz tak jak ja.
   Nagle rudowłosa jak poparzona wyskoczyła z łóżka i skacząc na jednej nodze rozglądała się dookoła.
  -Ej... Nie skakałam na jednej nodze... - podsumowała Dorcas.
    -Ale to moja ulepszona wersja. Takiej ty byś nawet nie potrafiła..
   I w taki oto sposób dwie Gryfonki skakały po pokoju przez godzinę tworząc dziwny układ. Biedna Elizabeth, która obudziła się pół godziny po nich musiała na to początkowo patrzeć, ale potem również dołączyła do zabawy. Zapewne wtedy z tego pokoju dobiegał głosny śmiech. Kiedy się w końcu ogarnęły, zaczęły przydziały do łazienki. W efekcie Elizabeth weszła pierwsza, a po niej razem weszły  Dorcas i Lily. Zajęło im to tak dużo czasu, że aż przegapiły śniadanie. Musiały zbierać się na Transmutację. W drodze do klasy Lily nagle oznajmiła, że czegoś zapomniała.
   -Muszę wrócić do wieży. Zapomniałam czegoś.
  -Pójdę z tobą.
  -Nie, spóźnisz się.
  -Uh... No dobra.
   I tak Rudowłosa uwolniła się od pierwszej lekcji. Ale co z resztą. Kiedy pojawiła się już za portretem Grubej Damy jej uwagę przykuł parapet. Zwykle pusty parapet... Teraz siedział na nim James bawiący się zniczem w swojej dłoni.
   -Co ty tu robisz? -zapytał.
  -Mogłabym zadać ci to samo pytanie. - odpowiedziała dziewczyna. Była zdziwiona jego zachowaniem. Był jakiś dziwnie tajemniczy.
   -Jednak to ja zadałem je pierwszy. - Coś jest nie tak.
  -Wszystko w porządku?
-Odpowiedz...
  -Ale...
  -Odpowiedz - Takiego Jamesa nie znała. To dziwna wersja dorosłego Jamesa.
  -Zwiałam z lekcji...
  -Czemu? - był dziwnie spokojny... Nadal bawił si zniczem. Dodawało mu to uroku psychopaty.
  -Chcę porzucić Hogwart.
   Chłopak nagle skierował twarz ku niej.
   -Eh.. Wiedziałem... Czemu?
   -Mam być cały czas gnębiona? Wyśmiewana? Niby wszystko jest Ok. Czuję się silna. Jestem silna... Ale boję się, że kiedyś pęknę, a o to im przecież chodzi, nie?
  Chłopak nie powiedział nic. Wstał tylko i zaczął zbliżać sie do dziewczyny. Stojąc na przeciwko niej spojrzał na nią i po prostu ją przytulił. Całkowicie szczerze.
  -Już to robisz - szepnął do niej - Właśnie to będą uważać za przejaw twojej słabości. Kolejna szlama z drogi. A poza tym. Kiedy będziesz poza Hogwartem nie będę miał Cię jak bronić. Wiem... Często nawalałem pod tym względem, ale proszę... zaufaj mi.
   -Ufam ci. Ale nie chcę cierpieć. Nie chcę też, żebyście cierpieli przeze mnie. Nie musisz mnie bronić.
  -Jesteś taka krucha, że uważam to za mój obowiązek... Proszę zostań.
   -Ale...
   -Proszę... Kiedy ukończymy Hogwart możemy zamieszkać razem. Zaopiekuję się tobą. Będę cię chronił. Obiecuję... Tylko proszę zostań.
  -James...
  -Proszę...
  -Dobrze... Zostanę.
________________
  Taki rozdział na rozpoczęcie.nowego roku. Niby powinno byc jak zawsze, ale nie moglam sie powstrzymać, więc dodaję w moje urodzinki ^.^ Wkrórce bedzie mijał rok od mojego pojawienia sie na Wtt.
PS: Dziękuję za wszystkie miłe słowa dotyczące mojej ksiażki. To dzięki wam mam sie czym inspirować. Dzięki moim czytelnikom. I włsnie w moje urodziny życzę sobie was <3
Kocham was 💟💟
Wiem, że ostatnio ubylo mi spro czytelników, a po przerwie pewnie jeszcze więcej, ale nie bede sie tym przejmować i bd pisać.
Pisać dla sb i dla tych co zostali 👑👑👑
DZIĘKUJĘ WAM
  

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz