Rozdział L

703 56 14
                                    

   Tak. To był Glizdogon. Stanął przed nią, na tle jeszcze nisko położonego słońca.
   -Możemy pogadać?
   -A... To tylko ty. No cóż... Jasne.
   Chłopiec dosiadł się do niej.
   -Słyszałem, że świetnie układa ci się z Jamesem. Sam ostatnio trochę chorowałem.
   -Tak... Wydaję mi się, że układa nam się dobrze.
   -Tak! To zdecydowanie najważniejsze. A jak tam Dorcas z Syriuszem?
   -Też dobrze.
   -Słyszałem, że chciałaś opuścić Hogwart. Ja chyba odpuszczę sobie kolejny rok. Za bardzo się... boję.
   -Nie! Co ty! Nie możesz! - Rudowłosa poderwała się z miejsca - Jesteśmy przyjaciółmi. Nie możesz nas tak opuścić!
   -Myślałem, że to właśnie ty mnie zrozumiesz. Też chciałaś sobie odpuścić - odpowiedział z żalem, chociaż na jego twarzy błąkał się dziwny uśmieszek. -No bo... Ty też chciałaś stchórzyć.
   -Teraz to ty mnie nie rozumiesz. Nie to, że się bałam. Czułam się wyczerpana. Ale zrozumiałam na szczęście w miarę szybko, że nie mogę. Nie powinnam się poddawać. Muszę być silna i pokazać innym, że jestem niezniszczalna. Może po prostu... Za bardzo bałam się stchórzyć.
    -Bałaś się stchórzyć? Co to znaczy? -zapytał.
    -To... Nie chciałam być tchórzem. Bałam się nim być. Bałam się być kimś kto... Chyba rozumiesz... Ale no cóż... I tak stchórzyłam, bojąc się stchórzyć. Dziwne, prawda?
   -Trochę zagmatwane, ale zrozumiałe - roześmiali się lekko - Wcale nie jesteś tchórzem, Lily. Nie wiesz... Nie wiesz jak to jest. Do tej pory nie wiem co robię w Gryffindorze. Uczucie strachu towarzyszy mi cały czas. Ja się... Ja boję się tego, że kiedyś stchórzę. Że zrobię coś ci zaszkodzi innym. Że zdradzę - powiedział, a w jego oczach zaświeciły łzy.
   -Glizdek. To nie masza wina, że odczuwamy, lub nie odczuwamy strachu. To nasz ludzki instynkt. Musisz być silny i nie dać się złamać. Jeżeli kiedyś zdradzisz, myślę, że bliscy ci ludzie ci to wybaczą. Zważaj jednak na to, że możesz ich zranić. W momencie, w którym boisz się pomyśl o nich.
   -Tak... To... Naprawdę dobra rada. Wiesz co? Zawsze w takich momentach będę myśleć o tobie. To ty mi pomogłaś, ty wysłuchałaś... Inni by mnie wyśmiali i nazwali tchórzem. I... Zostanę. Przeszła mi ochota na opuszczanie Hogwartu. Zostanę ty i pokażę, że nadaję się na gryfona.
   -Tak trzymaj! -uśmiechnęła się lekko speszona. Westchnęła - Muszę się stąd ruszyć. Wybacz. Idę przeprosić Jamesa.
   Zrobiła krok, gdy wtem poczuła jak ktoś łapie ją za rękę.
   -Tylko.... Tylko... Nie mów im o naszej rozmowie.
   Rudowłosa kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Wyciągnęła jabłko z torby i wzięła głęboki wdech. Zatopiła zęby w soczystym owocu i zaczęła nucić pod nosem. Pogoda była piękna. Spojrzała się w górę na niebo.

  Nagle poczuła, że traci równowagę i upada.

   Rozejrzała się dokładnie. Stał nad nią jakiś nieznany jej puchon.

   -Wybacz.Wybacz.Wybacz.Wybacz. - mówił ciągiem.
    -Ee... Przecież nic się nie stało...
   -Ależ stało się coś okropnego. Potrąciłem taką piękną damę.
   -Ach tak... -Lily czuła się conajmniej zakłopotana. - A więc... W ramach przeprosin, powiedz mi dokąd pędzisz.
   -Do chatki Hagrida. Zechciałabyś może udać się ze mną?
   -Po co tam idziesz?
   -Robię referat z opieki nad magicznymi zwierzętami, a Hagrid obiecał dostatczyć mi paru materiałów.
    -Z chęcią bym poszla, ale...
    Nagle poczuła jak znajdują się w czyichś rękach.
    -Nie przyjmuję odmowy. - powiedział i zaczął biec.
   Dziewczyna zaczęła okładać go pięściami.
   -Puszcaj! Puszczaj mnie!
    Miała ochotę zawołać Jamesa, ale to wydawało się jej conajmniej śmieszne zważając na to, że porwał ją jakiś puchon, a teraz biegnąc niesie ją na ręakch do chatki Hagrida. Nawet jeśli... James by i tak nie usłyszał.
    Wreszcie dotarli do celu.
   
      -Jak się podobała podróż? - zapytał chłopak.
     -Ależ było znakomicie. I prawie w ogóle nie trzęsło. -odezwała się jej sarkastyczna natura.
   -Jestem rad z tego powodu. -zapukał, a gdy drzwi się otworzyły rzekł - Panie przodem.
   -Czego mogę się po tobie spodziewać? - westchnęł zmęczona już tym wszystkim dziewczyna.
    Chłopak wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się szarmancko.
   -Zapraszam do środka... Pani Potter.
   ,-,-,-,-,-,-,-,-
    Witajcie. Wczoraj nie było rozdziału, bo powróciłam do domu dopiero o 17:00 A o 19:00 zaczęłam szykować się na drogę krzyżową, z której wróciłam o 00:24. Także no. Więc. Albo,dzisiaj polecą dwa rozdziały, albo jeszcze w poniedziałek. Zależy od tegi czy mi się będzie chciało.
Do następnego
*nie sprawdzany*

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz