Rozdział XXXV

927 83 13
                                    

   -Odprowadzę cię. - szepnął jej na ucho.

   -Powinieneś wracać do swojego pokoju wspólnego. - powiedziała niepewnie.

    -Nic mi się nie stanie.

   Podprowadził brunetkę pod sam portret. Kiedy nastał czas żegnania się nagle zrobiło się niezręcznie. 

   -Ja... Emm... Chyba nie... - zaczął niepewnie Regulus, ale w tym momencie Meadowes rzuciła mu się na szyję całując zachłannie. Tak zachłannie, że aż nienaturalnie. 

    Ale czy zdawała sobie sprawę, ze ktoś im się przyglądał.  Nawet czterech ktosiów...

*Perspektywa Lunatyka*

   Stali tam z Huncwotami. Patrzyli jak Dorcas zachłannie całuje się z młodszym bratem Syriusza. Wkrótce on zniknął za zakrętem, a chłopcy postanowili przejść przez portret do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ku ich zadowoleniu nikogo w nim nie było. Usiedli spokojnie na kanapie. Lunatyk widział jak Syriusz i James cierpieli od zerwania. Nie narzucali się dziewczynom z tłumaczeniem. Uważali, że już wybrały prawdę, w którą chciały uwierzyć. Lupin dziwił się czemu nigdy nie starali się im tego wyjaśniać, ale oni zawsze go zbywali bądź zmieniali temat. Ciężko było mu patrzeć kiedy serce jego przyjaciela łamie się na pół.

   -Od zawsze nienawidziłem Regulusa. Był podstępny i fałszywy! - syknął Black jadowicie. 

   -A co jeżeli Lily ma chłopaka. I to mojego brata?!?! - pisnął histerycznie James.

   -James ty nie masz brata! - powiedział Glizdogon.

   -A co jeżeli mam... Lunio... Są jeszcze jacyś Potterzy w szkole?

  -Po pierwsze... Źle odmieniłeś woje nazwisko. Po drugie... Nie nie ma. Jesteście starodawnym rodem o czystej krwi. 

   -Ale to nie zmienia faktu, że Lily może mieć chłopaka. - Potter wyraźnie zbladł.

   -Czemu im po prostu tego nie wytłumaczycie? 

   -Daj spokój Lunatyku. Po co? Kiedy będą gotowe uwierzyć w prawdę same o nią poproszą.

   -Ale tak nic nie wskóracie!

   -Wskóramy, czy nie. Jedna miotła... 

   Nagle ku zdziwieniu wszystkich Syriusz podniósł się do pozycji stojącej z płomieniami w oczach, tak, że nawet Huncwoci się wystraszyli. Nigdy nie widzieli jeszcze przyjaciela w takiej furii. 

   -Idę do niego! - żar w jego oczach wyraźnie zapłonął - Idę. I niech żałuje, że urodził się moim bratem. Ja już nie mam brata. Tak jak nie ma rodziców, rodziny, ani nikogo mi bliskiego... Czemu by po prostu samemu nie odejść.

   Huncwoci byli tak zszokowani, że nic nie powiedzieli. Kiedy Black stał już w portrecie dosłyszał cichy szept, chociaż sam nie wiedział do kogo należał, który mówił... ,,Masz jeszcze nas''.

*Perspektywa Syriusza*

   Wybiegł z Pokoju Wspólnego. Szedł się wyładować. Za wszystko. Za Dorcas, za całą swoją rodzinę. Za każdy ból wyrządzony przez innego czarodzieja. Tak... Czarodzieja, nie człowieka. Bo każdy mugol, z którym się spotkał, był dla niego miły i przyjazny. Chociaż był dziwacznie ubrany. Chociaż nie orientował się. Każdy był dla niego miły. 

   Wreszcie dotarł do celu. Stanął przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Teraz, albo nigdy...

*Perspektywa Dorcas*

   Obudził ją pisk Lily. Dziewczyna zerwała się z łóżka i pobiegła przed siebie trzymając się za głowę. Wybiegła jej naprzeciw i zasłoniła drogę ucieczki. Spojrzała na nią zmartwionym wzrokiem starszej siostry i spytała.

   -Lily stało się coś? - Dziewczyna nie odpowiedziała zanosząc się szlochem. Wstrząsały nią dreszcze. - Lily! - wyraźnie podniosła głos. - Stało się coś? - Rudowłosa milczała. - Idę po Dumbledore'a! - Zielonooka upadła na kolana 

   - Nic mi n-n-nie jest. T-to tylko z-z-z-zły kosz-sz-sz-mar-r-r-r-r...

   -Lily widzę, że coś się stało. 

    -J-Już w-sz-sz-ystko jest ok-okey... T-to t-t-t-ylko zły kosz-sz-sz-mar-r-r-r.

   -No dobrze. Nie chcesz powiedzieć to nie. A w takim razie co ci się śniło. 

   -NIE PYTAJ! Błagam... T-t-o b-b-był koszmar... P-p-prosze... P-prz-e-e-e-stań pytać... Proszę...

   -Dobrze... Idź na śniadanie. Wkrótce do ciebie dołączę. 

   Dziewczyna spojrzała na nią przestraszonym wzrokiem, ale pokiwała głową. Zaczęła się niespokojnie rozglądać, jakby bojąc się, że ktoś ją otacza. Meadowes przypadkowo opuszkami palców dotknęła czoła przyjaciółki i mocno się poparzyła. 

   -Lily! Ty jesteś gorąca jak rozgrzany kociołek. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.

   -J-ja n-nigdzie n-nie idę! - wyszeptała i dodała ledwo słyszalnie - Dopadną mnie tam...

   -Błagam cię Lily. - Teraz w oczach Dorcas pojawiły się łzy. Martwiła się o przyjaciółkę. - Proszę...

   Dziewczyna wstała z podłogi i gdy brunetka podała jej rękę, by pomóc jej wstać wystraszyła się, bo mocno się poparzyła. Lily była cała czerwona. Nie miały, ani chwili czasu. Szarooka szybko zarzuciła koc na przyjaciółkę i jak najprędzej pognały do Skrzydła Szpitalnego. 

   Zapukała. Otworzyła im pielęgniarka.

   -Żadnych odwiedzin! - wrzasnęła.

   -Nie przyszłyśmy do nikogo w odwiedziny! - zaczęła Meadowes po czym spojrzała na przyjaciółkę, która ledwo stała na nogach. Traciła już przytomność, bo praktycznie wisiała na brunetce. -Chodzi o Lily! Obudziła się wystraszona i cała się trzęsła. Nie chciała powiedzieć co jej się śniło. Okropnie się wszystkiego bała. Bała się nawet tu iść. - Dorcas znowu się popłakała. Od czasu rozstania z Łapą stała się bardzo emocjonalna. - Niech pani jej pomoże. Błagam. Jest tak rozpalona, ze gdy ją się dotyka można się mocno poparzyć. Proszęęę! 

  -Na rany Merlina! Biedna dziewczyna. Proszę. Przekaż mi ją i idź zawiadomić Dumbledore'a. Obawiam się, że to może być coś więcej niż choroba. 

   Brunetka przekazała przyjaciółkę pielęgniarce szkolnej. Kiedy ta prowadziła, a właściwie niosła Lily, ta na środku sali upadła. Szarooka tak się przestraszyła, że sama nie wiedziała kiedy zaczęła biec. Nigdy tak szybko nie biegła. Liczył się tylko jej cel. Gabinet Dumbledore'a. Biegła tak nie zważając na rozmazane twarze uczniów, obok, których przbiegała. Była ta mocno rozpędzona, że omal nie przewróciła profesor McGonagall. Nie przeprosiła i biegła dalej. Nie zważała na jej krzyki w tle. Miała jeden cel, jedno zadanie. I to na tym się skupiła. Była już praktycznie koło gabinetu dyrektora, kiedy usłyszała głos.

   -A dokąd to tak pędzisz Dorcas. - Głos należał do dyrektora. Obróciła się.

   -Panie Dyrektorze... - nie skończyła, gdy oczy Dumbledore'a powiększyły się pięciokrotnie. Wyrażały strach. Nigdy nie widziała, żeby dyrektor się bał. A już na pewno nie tak jak teraz. Wyglądał jakby miał zemdleć ze strachu. Ręce mu się trzęsły.

   -Lily - szepnął. 

   Teraz obije biegli rozpędzeni w stronę Skrzydła Szpitalnego. Dyrektor biegł bardzo szybko. Nie zważali na zdziwione spojrzenia innych uczniów. 

   Teraz oboje mieli jeden cel. Lily.

/**************************/

   Hej-o! Ola dodaje rozdział kiedy wszyscy śpią! Znowu... Rozdział pisany z kilku różnych perspektyw co mam nadzieję nie przeszkadza. Postaram się jutro dodać rozdział, ale  nic nie obiecuję, gdyż o 4:00 na ranem wyjeżdżam na Węgry. No, ale postaram się coś dodać. KOmuś pocztówkę wysłać? A tak serio... :D TO czekam na wasze teorie, które kocham i które mnie inspirują :D

Mecz o wszystko - James & Lily    [zamknięte]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz