-Wejdziecie pojedynczo...
Spojrzeli po sobie, badając nawzajem swoje reakcje.
-To może ja pierwszy? - zaproponował James.
-Ależ proszę, panie Potter.
Chłopak wszedł do gabinetu. Bez zwlekania zajął miejsce na fotelu na przeciw dyrektora.
-No dobrze. - Zaczął dyrektor - To może wyjaśniłby mi pan gdzie pan był i co pan robił, gdy pana nie było.
Pierwszą reakcją Rogacza, był śmiech, który musiał powstrzymać. Po prostu zdanie, które dyrektor wypowiedział, zabrzmiało u niego o wiele bardziej infantylnie niż u dziecka.
-Panie dyrektorze. Nie chcę, aby to wyszło tak, gdybym się tłumaczył, ale doszedłem do wniosku, że pan powinien to wiedzieć. Lily planowała opuścić Hogwart.
-Ale w jaki sposób? Nie rozumiem. Może mi pan to rozjaśni.
-Sam pan, panie dyrektorze wie, że Lily pochodzi z mugolskiej rodziny. I wie pan co o takich ludziach myślą szlachetne rody czarodziejskie. Lily nie ma tu łatwego życia. Planowała więc odejść i chciała zrobić to dzisiaj. Kiedy szliśmy na lekcje ona postanowiła wrócić do wieży pod jakimś pretekstem. Poszedłem więc za nią. Myślałem... Chyba raczej bałem się... Że będę musiał szukać różnych sposobów, żeby ją przekonać, by została. Nie chciałem, by odchodziła, ale mimo wszystko wiedziałem, że będę musiał uszanować jej wolę. Że skoro sobie z tym nie radzi, będzie lepiej jeśli odejdzie. Ale rzecz w tym... Nie musiałem jej nawet przekonywać. Ona sama był w rozterce. Musiałem jej tylko przypomnieć jaka jest silna. Profesorze... Ona jest silna. Przeszła przez nie jedno piekło i nikt by nie miał jej za złe, że odeszła. Wykazała się ogromną siłą. A ponieważ lekcja się zaczęła, postanowiliśmy już jej nie zakłócać, więc wyszliśmy na dwór. Usiedliśmy sobie w cieni, a wtedy Lily zasnęła. Lekcje powoli mijały, a ja nie chciałem jej budzić. By podjąć taką decyzję musiała mieć nieprzespaną noc. Nie chciałem wyrywać jej z krainy snu...
Dyrektor wstał i podszedł do okna. Wyglądał jakby się zagapił, lecz zaraz odpowiedział.
-Zaiste... Lily jest naprawdę mądrą i silną dziewczyną. Nie ma wątpliwości, iż przeszła nie jedno piekło. Już nie jeden raz pokazała, jak bardzo należy jej się tytuł Gryfona. Jednak... Ty, Jamesie, jesteś również mężem o wielkiej odwadze. Teraz, gdy świat ogarnia zło, takie cechy są o wiele bardziej dostrzegalne. Idee, które pielęgnujemy mają teraz szczególny okres rozkwitu. Nikt nie wie co z tego wyniknie. Jedno jest pewne. Na świecie są miliony, miliardy ludzi, którzy są gotowi poświęcić życie za innych. Gotowi są walczyć o własne idee i wiarę. My... Jesteśmy Zakonem Feniksa. Organizacją, w której znajdują się wyjątkowi czarodzieje. Silni, odważni, mężni, oraz dojrzali. Panienka Evans, oraz pan Panie Potter również jesteście niezwykłą częścią tej idei. Będziemy walczyć. - Nagle dyrektor odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy - Jeszcze jedno pytanie, Panie Potter. Powiedział pan, o stosunku czarodziejów z szlacheckich rodów do tych, urodzonych w mugolskich rodzinach. Czyż pan nie należy do takiej rodziny?
-Proszę Pana. Nie tak zostałem wychowany. Wierzę w to, że każdy czarodziej jest równy. Nikt nie ma prawa być poniżany z powodu swojego pochodzenia. To, że pochodzi ze szlacheckiego rodu nie czyni nikogo, ani bardziej zdolnym, ani bardziej mądrym, ani nawet bardziej odważnym. Wszyscy jesteśmy ludźmi.
Dumbledore usmiechnął się pod nosem.
-Miło to słyszeć z ust tak młodego człowieka. Jednak u Pana mnie to nie dziwi. Ufam, że zaopiekuje się pan panienką Evans. Na ten czas oboje jesteście wolni. Możesz wyjść...
-A-ale jak to? Ob-oboje?
-Tak. Myślę, że dowiedziałem się już co chciałem.
Czekoladowooki wyszedł z gabinetu.
-No dalej Lily. Zbieramy się.
-Ale przecież ja jeszcze...
-Dyrektor powiedział, że OBOJE jesteśmy wolni.
-Ach więc tak... No dobrze. Wciąż trwa przerwa obiadowa.
-No to ruszajmy do wieży.
Zebrali się i idąc powoli trzymali się za ręce.
-James... Czemu ja nie musiałam wchodzić. O czym rozmawiałeś z profesorem.
-Hmm... Tak w zasadzie to rozmawialiśmy o tobie. Wyznałem mu prawdę, i zgodnie stwierdziliśmy, że jesteś naprawdę silna. Rozmawialiśmy też o wojnie. No i jeszcze o szlachetnych rodach czarodziejskich.
-Ach tak...
-Och, prawie bym zapomniał. - Powiedział chłopak i uśmiechnął się przebiegle. - Miałem się tobą opiekować.
I nagle, nawet nie wiadomo dokładnie, w którym momencie Lily znalazła się na plecach Jamesa.
-Co ty robisz idioto (xD W pierwszym odruchu chciałam napisać po Japońsku dop. aut.) ?!?
-Opiekuję się tobą. Już zawsze będę. Pani Potter.
Dziewczyna tylko lekko się roześmiała.
-Obiecaj mi jedno. - zaczęła.
-Tak?
-Że już nigdy mnie nie opuścisz. I do naszego domu wejdziemy, trzymając się za ręcę, tachając za sobą zakurzone kartony pełne wspomnień.
-Zamiast tandetnego trzymania się za ręcę, wniosę cię tam w stylu panny młodej. Obiecuję.
Wtuliła się w niego od tyłu.
Czyżby pierwszy krok do oświadczyn?
=================================================
WIem, jest po północy, ale csiiiiii...
*nie sprawdzany*
CZYTASZ
Mecz o wszystko - James & Lily [zamknięte]
FanficCiągła walka kilku zawodników. Przyszłość i przeszłość mieszają się w jedną całość. Jak potoczą się ich losy. Kto tu jest dobry, a kto zły? Dlaczego trzeba umierać? #12 miejsce w Jily - 04-08-2016r. #119 miejsce w FanFiction - 11-03-2017r. #2...