Rozdział 8

168 18 9
                                    

Mitch's POV
Kiedy się obudziłem, było jeszcze ciemno. Moja mała wybawicielka leżała obok mnie. Nie chciałem jej budzić, dla niej wczorajszy dzień zapewne też był bardzo męczący. Spojrzałem na swojego Iphona, który leżał na stoliku obok. Zerknąłem na godzinę, była 6:37.  Prąd już wrócił, tak samo jak zasięg, dlatego delikatnie wstałem i rozciągając się zadzwoniłem do Kirstie. Jeden sygnał. Drugi. Powoli zaczynałem się o nich martwić. Nie odebrała, więc wybrałem numer Aviego.
- Avi?! Co się z wami dzieje? Gdzie wy jesteście?!-starałem się mówić cicho lecz poniosły mnie emocje. Nie zdążyłem dojść do innej części domu, aby tam z nim porozmawiać kiedy nagle ona do mnie podbiegła.
- Bardzo przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- Bałam się, że odjechałeś...-rzekła. Wyglądała na lekko zmartwioną, ale sam nie wiem, czy była się zostać sama, czy raczej obawiała się o mnie.
-Jesteś dla mnie za dobra bym zostawił cię samą w święta.-powiedziałem.

Zadzwoniłem do Aviego jeszcze raz i ponownie nie odebrał. Rzuciłem (dosłownie) telefon na stół. Całe szczęście nic się z nim nie stało.
Martwiłem się o przyjaciół, więc postaniowiłem wziąć prysznic, gdyż to zawsze pomaga mi się zrelaksować.

Gdy tylko wyszedłem z łazinenki, poczułam bardzo przyjemny zapach. Zapach rodzinnych świąt. Czyżby to były...No nie, to nie może być prawda... Momentalnie zbiegłem ze schodów i wpadłem do kuchni. Moje oczekiwania się spełniły.
-Pancakes!- wykrzyknąłem. Moja mama zawsze piekła je dla mnie i mojej siostry kiedy byliśmy mali. Najlepsze były z masłem orzechowym. Chyba do końca życia będę pamiętać te Boże Narodzenie kiedy dziadek był w szpitalu i mama odwiedzić go. Pomyślałem wtedy, że mógłbym sam  zrobić pancakes. Oczywiście nie wyszły tak jak powinny, ale nie było tragedii.
- Pomyślałam, że w sumie moglibyśmy zjeść śniadanko. Oczywiście wiem, że nie Po zjedzeniu pysznego posiłku, wpadliśmy na pomysł, że tak czy inaczej przecież mamy święta, a na święta trzeba zrobić jakieś ciasto.
- Pumpkin pie?-zapytała. Skąd ona wie, że je kocham?
- To najlepsze ciasto na świecie!- oznajmiłem.
-Też je uwielbiam!-wykrzyknęła. Cieszyłem się, że tyle nas łączy. Wyjęła wszystkie składniki i zaczęliśmy je dodawać do wielkiej miski. Nagle mała garstka mąki uniosła się ku górze i spadło mi na nos. Zauważyłem, że to była jej sprawka. Stwierdziłem, że muszę jej oddać. Dosyć śmieszna by była walka na mąkę, ale w końcu przemyślałem całą sytyację. Rzuciłem w nią delikatnie troszkę mąki. Ona wzięła garstkę i rzuciła w moje włosy. Ja wziąłem szklankę i nasypałem do niej mąki. Stwierdziłem, iż wysypanie  na jej głowę całej szklanki to może być delikatna przesada. Lecz coś mówiło mi bym to zrobił, gdyż Agata cały czas rzucała nią we mnie. Stwierdziłem, iż czas już , aby się odwdzięczyć. Wysypałem na jej głowę całą szklankę mąki. Ona zaśmiała się z tego. Cieszyłem się, że właśnie tak zareagowała. W końcu zostało nam zostało jej bardzo mało, ale wystarczająco na pumpkin pie. W końcu wzięliśmy się za ciasto. Po godzinie wstawiliśmy je do piekarnika. Puściła naszą płytę i wtedy przypomniałem sobie, że trzeba się dodzwonić do moich przyjaciół.

Winter WonderlandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz