Mitch's POV
Z trudem odnalazłem telefon. Ostatnio czuję się bardzo roztargniony. Wszystko gubię, często po prostu wyłączam się na kilka minut i nic do mnie nie dochodzi. Patrzę wtedy w jeden punkt i rozmyślam. O czym?
Sam nie wiem.
Zdarza mi się czasami po prostu w połowie wypowiedzi znikąd zacząć śpiewać, co z pewnością nie jest normalne. Mam nadzieję, że szybko mi to minie.Poszedłem na górę. Mój Iphone leżał na komodzie. Siedem nieodebranych połączeń. Wspaniale.
Cztery od Scotta, Dwa od Kirstie i jedno od Kevina. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzyło.Sekundę później telefon znów zadzwonił. Kirstie.
- No część, co tam? - powiedziałem
- Co tam, seriously? Nie ma cię od dwóch dni, mieliśmy razem spędzić święta, żadne z nas nie wie gdzie jesteś, bo założe się, że ty nie masz zielonego pojęcia.
- Okay, Kirstie, przede wszystkim się uspokój. Wszystko u mnie spoko. Nie zmienia jednak faktu, iż kiedyś będą musiał opuścić ten dom i Agatę, więc jeśli moglibyście, to przyjedzcie po mnie. - przyznam, że mówiąc te słowa, poczułam ukłucie w sercu.
- W porządku Mitch, za kilka godzin podobno drogi mają być spowrotem przejezdne. Scott mówił, że pożyczy auto i po ciebie przyjedzie. Jeszcze jedno pytanie. Kiedy stałeś się taki bezpośredni? Zawsze starałeś się wszystko delikatnie ubrać w słowa, dawać jakieś aluzje. A teraz walisz prosto z mostu. Wszystko okay?
- Tak- powiedziałem - Sam w sumie nie wiem co się ze mną dzieje. Bardzo cię przepraszam.
- Nie ma problemu- powiedziała, a ja wiedziałem, że się uśmiechnęła. Poznałem to po jej głosie.
- To świetnie, ale muszę kończyć. Pójdę powiedzieć Agacie, że niedługo będę musiać jechać. Bye.Rzuciłem telefon na podłogę, zszedłem na dół i rozejrzywsze się dookoła, pojąłem, że nigdzie jej tu nie ma.