Rozdział 3

123 14 3
                                    

Siedziałam na sofie, głaszcząc Sansę i czytając grupową konwersację z przyjaciółkami. Jeśli mogłam je w ogóle tak nazwać. Wiedziałam, że relacje między nami stały się ,,luźniejsze" już jakiś czas temu, nie mniej jednak, wciąż miałam nadzieję, że będzie jak dawniej.
Wcześniej wszystko było łatwiejsze. Nie było tylu kłótni. Teraz praktycznie nie ma tygodnia, żeby nie było między nami jakiejkolwiek sprzeczki. One mówią, że to wszystko tylko moja wina. I to boli.
I właśnie w tamtym momencie przeczytałam kilka raniących słów skierowanych w moim kierunku. Wszystko z tego powodu...
W sumie, gdyby dłużej pomyśleć, nie było żadnego powodu. Tak po prostu.

Łzy zaczęły powoli płynąć po moich policzkach. Cicho i bezszelestnie, aby nikt nic nie usłyszał. Nie umknęło to jednak uwadze Scömichè i Sansy, które momentalnie przytuliły się do mnie. Wiedziałam, że choć są tylko zwierzętami, to na nie właśnie mogę zawsze liczyć. Przyniosło to znikomą ulgę mojemu sercu.

Postanowiłam jakoś przygotować się do dalszego dnia. Poszłam do siebie, umyłam twarz i zęby. Zrobiłam delikatny makijaż i zakręciłam włosy lokówką. W sumie nie miałam pojęcia. Zazwyczaj robiłam to tylko w jakimś ważnym dniu, a ten tak się nie zapowiadał. Z pewnością jednak czułam się w tak pewniejsza siebie, co definitywnie było mi wtedy potrzebne. Na koniec podkreśliłam oczy delikatną, płynną pomadką. Ubrałam się w ciemne jeansy i czarny golf. W sumie idealnie odzwierciedlało to mój ówczesny nastrój.

Zeszłam na dół. Skierowałam się w stronę przedpokoju, włożyłam kozaki i ciepłą kurtkę. Ponieważ na dworze było bardzo zimno, na głowę naciągnęłam kaptur. Doszłam do wniosku, iż krótki spacer dobrze mi zrobi. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Już po kilku krokach, dostrzegłam, że naprzeciw mojego domu stoi czarne, duże auto, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę dość wczesną godzinę i niezamieszkaną okolicę (tylko jeden mieszkający samotnie sąsiad)

Ruszyłam przed siebie. Oczywiście moje psy, poleciały za mną. Nie było to ruchliwe miejsce, więc pozwoliłam i biegać bez smyczy. Tylko ja i moje wilkory.

No i facet, siedzący w czarnym samochodzie, który od dłuższego czasu mi się przyglądał

Winter WonderlandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz