OPUS 7

224 21 1
                                    

Po kolacji każdy z uczestników postanowił poświęcić jeszcze godzinę na próbę, ale ja nie miałam już siły nawet na słuchanie. Zmęczona, podreptałam szybko do swojego pokoju. Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, a komórka na szafce nocnej zaczęła wygrywać melodię ustawioną tylko dla Mari. Natychmiast rzuciłam się na łóżko i odebrałam.

Bardzo brakowało mi przyjaciółki, a już na pewno musiałam jej się wyżalić z wszystkiego, co mnie tu spotkało. Tym razem to ja mówiłam wiele, przeważnie było na odwrót. Opowiedziałam jej o incydencie z Alanem i jego wiolonczelą. Powiedziałam jaka byłam głupia, że nie zwracałam wcześniej na niego uwagi i jak te rozterki przyćmiły niezamknięte sprawy z Mateuszem.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jego reakcja była bardzo dziwna. Powinien się wściec i palnąć mi kazanie o rzeczach osobistych, a tymczasem sprawiał wrażenie rozbawionego, choć w jego przypadku to naciągane słowo.

- Nie był poirytowany, raczej zaciekawiony – wyznałam, sama nie wierząc w to, co mówię.

- Hmm, to bardzo ciekawe co mówisz. Może się w końcu do ciebie przekonał? – zasugerowała.

- To by wszystko wyjaśniało, jednak nadal uważam, że to wątpliwa hipoteza. On wszystkich traktuje na dystans, a mnie najbardziej. Jestem tu dla nich zupełnie obca... - Marii najwyraźniej skończyły się pomysły, bo zamilkła. Postanowiłam zmienić temat. - No, ale teraz opowiedz co u ciebie. Jak tam studia?

- Cóż... Musiałam zmienić akademik.

- Co? Dlaczego?

- A tam... Taki mały incydent.

- Nie bądź taka, opowiedz mi o tym – prosiłam.

- To długa historia...

- Ja ci opowiadam o swoich sprawach z najmniejszymi szczegółami, a ty skąpisz tak ważnego wydarzenia? – poskarżyłam się urażona.

- No dobra, dobra. Wszystko zaczęło się od tego, że zaprosiłam do siebie pewnego chłopaka...

- Przeszkadzam ci? – zapytała Elizka, wchodząc do pokoju, ale widząc, że rozmawiam przez telefon, zastygła w drzwiach.

- Nie, nie! Właśnie kończę – odpowiedziałam jej. – No dobrze, opowiesz mi, gdy się spotkamy, bo czuję, że zapłacisz za naszą rozmowę krocie – zwróciłam się na powrót do przyjaciółki. Po słowach pożegnania rozłączyłam się, opadając na poduszki.

- Jestem wykończona! – ziewnęłam i zaczęłam przeciągać się, jakbym dopiero co wstała. Współlokatorka zaśmiała się.

- Ty jesteś zmęczona? A co ja mam powiedzieć? – westchnęła i zaczęła rozciągać sobie palce dłoni, co doprowadziło do strzelania kości. – Ręce mam obolałe jakbym pracowała na budowie, a nie grała na fortepianie – poskarżyła się i również opadła na łóżko.

- Ja miałam w mózgu zwarcie od nadmiaru informacji i braku snu – zażartowałam, choć po części była to prawda.

- Zróbmy sobie dzisiaj święto lasu i nie myjmy się, co? – zaproponowała, ale uznałam, że to nie jest zbyt dobry pomysł.

- Ja wczoraj sobie zrobiłam takie święto – przypomniałam jej.

- A no, racja.

- Ale ty się nie krępuj! – zachęciłam ją i zachichotałam, po czym ociężale wygramoliłam się z łóżka i powłóczyłam nogami w stronę łazienki.

***

Obudziłam się w środku nocy przez burzę. Nawet przez zamknięte okna słychać było jęczenie wiatru i przerażające pioruny, które co jakiś czas rozświetlały zalany w mroku pokój.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz