Trzy dni to był zdecydowanie za krótki okres, bym mogła się jakkolwiek przygotować do pierwszej lekcji z Alanem. Przez ten czas chodziłam jak duch, nie mogąc skupić się na niczym innym, jak wyobrażeniach tego dnia. A wyobrażałam sobie dużo. Nawet przyśniło mi się, że Alan tak mnie zmieszał z błotem, aż wybiegłam z płaczem z pokoju prób. To tylko pogorszyło moje samopoczucie. Mari także mi nie pomagała.
- Słuchaj, nawet gdyby te lekcje okazały się niewypałem, nie ma się czym przejmować. Sama mówiłaś, że to dupek, nie?
Dyrektor jeszcze nie wiedział, że jednak postanowiłam wziąć udział w konkursie, więc nawet gdyby Alan zdecydował się przerwać lekcje, nie musiałabym się wstydzić. Jego jakoś bym przebolała, w końcu i tak masę razy robiłam z siebie idiotkę.
Długo myślałam czym wybiorę się do GCM'u. Vespa nie wchodziła w grę, bo futerał z wiolonczelą był po prostu za duży. Natomiast Wiktor zamówił sobie furgonetkę na ten dzień. Oczywiście mogłam go poprosić o jej pozostawienie, ale nie miałam odwagi mu się przyznać, że postanowiłam wziąć udział w konkursie. Zaraz by wszystkim wypaplał, a tego właśnie nie chciałam. Dlatego pozostało mi jedno wyjście. Musiałam iść na pieszo. Spacerkiem nie było tak daleko, ale z wiolonczelą robiło się trochę trudniej. Postanowiłam nie narzekać i wyszłam z domu za dwadzieścia czwarta.
Oczywiście ze zdenerwowania prawie biegłam, dlatego spędziłam pod budynkiem, siedząc na schodach, dobre piętnaście minut.
Wkrótce zobaczyłam jego sylwetkę przy bramie wjazdowej. Alan także przyszedł na pieszo. Szedł lekko przygarbiony, z postawionym kołnierzem od swojego czarnego prochowca. Jemu też było zimno.
- Nie spóźniłem się? – usłyszałam, gdy był już przy moim boku. Zerkał właśnie na zegarek. Na policzkach miał lekkie wypieki.
- Wiem, to ja się pospieszyłam – odpowiedziałam na przywitanie. Wstałam, otrzepałam kurtkę z piaskowca i weszliśmy razem do auli.
Było tam jakoś dziwnie pusto, zważając na fakt, że szkoła była oblegana przez uczniów prawie do wieczora. Alan poprowadził mnie w dół po schodach, a stukot naszych butów odbijał się echem od ścian.
- Dlaczego nikogo tu nie ma? – zapytałam, czując jak podnosi się poziom adrenaliny.
Milczenie Alana sprawiało, że czułam się przytłoczona. Sama też nie wiedziałam o czym miałabym do niego mówić, więc zadałam pierwsze lepsze pytanie, żeby jakoś rozkręcić tą ponurą i napiętą atmosferę.
- Dziś jest zebranie zarządu. Będę wybierał właśnie takie okoliczności na ćwiczenie z tobą, żeby nikt nas nie mógł zobaczyć – odpowiedział i wyciągnął z kieszeni spodni klucz. - Ruda Peggy już i tak rozsiała zbyt wiele plotek.
Przystanął nagle przed jednymi z drzwi w korytarzu i otworzył je, wpuszczając mnie pierwszą do środka.
Sala do ćwiczeń była po prostu średnich rozmiarów pokojem, posiadającym pianino i kilka rodzajów krzeseł. Jedne miały oparcia, inne poduszki na siedzeniach, a jeszcze inne były po prostu zwykłymi stołkami.
Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłam jak Alan ściąga swój prochowiec, pod którym miał równie czarny sweter, znakomicie podkreślający jego budowę ciała.
- Masz zamiar tak stać i patrzeć? – zapytał, kiedy przyłapał mnie na przypatrywaniu się jego ruchom. Natychmiast powiesiłam swoją kurtkę na wieszaku przy wyjściu i położyłam futerał z wiolonczelą na komodzie.
- Zastanawiałaś się, co chciałabyś zagrać podczas konkursu? – zapytał, kiedy wyciągnęłam swój instrument.
- Zastanawiałam się nad czymś dobrze znanym, ale nie mam nic konkretnego na myśli - odpowiedziałam, odwracając się w jego stronę. – Może Vivaldi? Albo Bach?
CZYTASZ
Cello
Teen FictionPola zakochana w muzyce od dzieciństwa, pomaga ojcu w przygotowaniach do Koncertu Zimowego w prywatnej szkole muzycznej, która kształci przyszłych wirtuozów oraz światowej sławy kompozytorów. Już podczas pierwszego spotkania zyskuje sobie sympatię u...