OPUS 20

194 20 1
                                    

Na szczęście kilka sekund później drzwi do składziku otworzyły się i stanęła w nich mama Alana. Widząc swojego syna w tak nietypowej pozycji, zadziałała błyskawicznie. Podczas, gdy ja przypatrywałam się tylko oszołomiona, ona podeszła i złapała go za ramię.

- Gdzie masz Propranolol? - zapytała stanowczym głosem.

- Mamo, nie... - wysapał z wyrzutem.

- Alanie, gdzie go masz?! - ponowiła pytanie o wiele ostrzejszym tonem. 

Chłopak stęknął.

- W kieszeni.

Sara Mirelli natychmiast wyszukała w jego fraku maleńką buteleczkę z tabletkami. Nie zważając na sprzeciwy, włożyła mu ją do buzi i chwilę potem Alan przełknął głośno. Wtedy pani Hurläynen popatrzyła na mnie i o dziwo, uśmiechała się.

- Już dawno nikt nie wyprowadził go aż tak bardzo z równowagi - powiedziała niepewnie, nie chcąc bym źle odebrała jej słowa. Ja jednak rozchyliłam usta, zszokowana. 

Popatrzyłam na Alana, który zaczął spokojniej oddychać. Nie mogłam uwierzyć, że to ja doprowadziłam go do takiego stanu. Wina spadła na mnie ciężko, aż uleciały wszystkie inne uczucia, które do tej pory się we mnie tliły.

Widząc przerażenie na mojej twarzy Sara Mirelli zrobiła zatroskaną minę i położyła rękę na moim ramieniu, jakby chciała mnie pocieszyć.

- Alan ci nie powiedział? - zapytała, patrząc karcąco na swojego syna, który nadal stał zgięty w pół i próbował się uspokoić.

- Wyjdź! - zagrzmiał. Podniósł się do pionu i spojrzał na matkę, piorunując ją wzrokiem.

Nie miałam pojęcia jak mógł ją tak traktować, ale teraz ważniejszy był dla mnie jego stan. Widać było, że cierpiał. Oczy zaszły mu łzami i poczerwieniał na twarzy z wysiłku. Nadal trzymał się za koszulę w miejscu, gdzie przedtem spoczywała moja ręka.

- Myślę, że Pola powinna zjeść z nami kolację, co ty na to? - zapytała, całkowicie ignorując jego wybuch. Poczułam się tam zupełnie niepotrzebna.

Alan spojrzał w moje przerażone oczy, nie ruszał się przez chwilę, a potem westchnął zamykając na chwilę powieki.

- Nie, mamo - powiedział już spokojnie. - Odwiozę ją do domu - postanowił.

- Na pewno oboje jesteście głodni - próbowała go przekonać.

- Pani Hurläynen, myślę, że powinnam już wrócić. Tato będzie się martwił, dlaczego mnie tak długo nie ma - stanęłam po stronie Alana tylko dlatego, by znaleźć się z nim ponownie sam na sam. Musiał mi wytłumaczyć wszystko, co się do tej pory zdarzyło.

Kobieta jeszcze raz obdarowała mnie ciepłym uśmiechem i wyszła z pomieszczenia.

Tymczasem nie mogłam oderwać od niego wzroku. To nic, że oddech zaczął się normować, to ja byłam odpowiedzialna za jego atak. To ja w jakiś sposób sprawiłam, że cierpiał.

- Przepraszam... - wyszeptałam skruszona. - Czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić? - zapytałam, starając się nie rozkleić. Głos mi drżał, ale postanowiłam być silna. Alan spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i znów opuścił głowę, biorąc kilka potężnych wdechów.

- Za co przepraszasz? To nie twoja wina - odpowiedział dobitnie.

Dał mi tym do zrozumienia żebym na razie się nie odzywała, więc oparłam się o fortepian i czekałam. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Alan wyprostował się, odzyskał swój kolor, a oczy miał suche. Zastanawiałam się, czy to aby odpowiednie żeby po czymś takim siadał za kierownicę, ale wątpiłam, że podjąłby takie ryzyko, gdyby nie był pewny.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz