OPUS 25

208 18 1
                                    

Olek mieszkał w centrum miasta, w jednym z apartamentów na szczycie wieżowca. Winda wiozła nas długo w górę, co spowodowało, że czułam się niekomfortowo. Niby Alan trzymał mnie za rękę, ale gęstniejąca atmosfera wokół trzymała nas na jakiś niewytłumaczalny dystans.

Kiedy winda się zatrzymała, Alan poprowadził mnie wzdłuż długiego korytarza. Stanęliśmy przed potężnymi drzwiami z numerem 262. Zza ściany dobiegała skoczna muzyka, więc nie byliśmy pewni czy ktoś nas usłyszy. Chwilę potem drzwi otworzyły się i stanął w nich gospodarz domu.

Wnętrze apartamentu było bardzo ekstrawaganckie. W ogóle nie przyszłoby mi do głowy, że Olek mógłby w nim mieszkać. Był na nie za pogodny, ciepły. Natomiast mieszkanie świeciło przestrzenią, wielkimi oknami, białymi ścianami i topornymi meblami. Zupełnie, jakby zostało wyjęte z katalogu jednej z tych wielkich skandynawskich firm aranżujących wnętrza.

- Tomek, wisisz mi dychę, przyszli! – wydarł się Olek, kiedy zaciągaliśmy z siebie kurtki. Miałam wrażenie, że dzisiejszego wieczoru ja i Alan nie powinniśmy byli przychodzić. Nie po tym, co przeszliśmy chwilę wcześniej. Było jednak za późno.

- Nie wszyscy muszą wiedzieć, że się zjawiliśmy – warknął Alan i prowadząc mnie do salonu rozejrzał się na boki. – Zaprosiłeś całą szkołę?!

Uwaga Alana była słuszna, tylu osób się nie spodziewałam. Większości z nich nawet nie rozpoznawałam. Gdzieś w tłumie wypatrzyłam Elizę z narzeczoną Tomka i postanowiłam do nich podejść, zostawiając Alana w gronie znajomych chłopaków.

- Och, Pola! Fajnie, że jednak przyszliście. To jest Daria, narzeczona Tomka – przedstawiła nas Eliza.

Dziewczyna wyglądała na mocno speszoną. Nie dziwiłam się jej.  Stado pijanych muzyków mogło wyglądać na pierwszy rzut oka przerażająco. Miała za dużo wrażeń jak na jeden wieczór, zupełnie jak ja, kiedy po razu pierwszy zawitałam w GCM'ie.

- Przepraszam za ten cyrk w barze. Mój były chłopak od czasu do czasu musi o sobie dać znać – wyjaśniłam, podając dziewczynie rękę. Uścisnęła ją bardzo chętnie. Miała delikatne dłonie, przywodziły na myśl jedwab. Kiedy przyjrzałam się jej bliżej zauważyłam, że jej skóra była prawie biała jak śnieg, a włosy czarne jak smoła.

- Wyglądasz jak Królewna Śnieżka – sprawiłam jej komplement. – Masz przepiękną skórę... - wyjaśniłam.

- Olek też mnie tak nazwał! – zauważyła, uśmiechając się promiennie.

- Olek to cymbał, ale czasem zdarzy mu się zabłysnąć – zaśmiała się Eliza i odchodząc od nas na chwilę, wskazała na kuchnię. – Przyniosę nam drinki, dziewczyny!

Tymczasem Daria i ja zaczęłyśmy przyglądać się grupce naszych chłopców. Rozmawiali zawzięcie, a każdy z nich miał inną minę. Alan jak zwykle trzymał się z boku. Zachichotałam.

- Czyli twój to ten... niezadowolony? – zapytała.

- Jesteś bardzo łaskawa. Wygląda jakby podsunięto mu coś śmierdzącego pod nos – zażartowałam. – Ale tak, Alan jest mój.

- Wyglądacie na naprawdę zgraną paczkę – mruknęła, przypatrując się im z wyrazem tęsknoty na twarzy.

- Ja też jestem nowa w gronie. Nie martw się, oni naprawdę nie gryzą.

- Wiem, jesteście wszyscy bardzo mili, nawet Aleksander zaczął się starać – wspomniała, a ja wybuchłam śmiechem. Jeszcze nie słyszałam, żeby Rudego Cymbała ktoś nazwał Aleksandrem. Podzieliłam się z Darią swoją uwagą i obie zaczęłyśmy chichotać.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz