OPUS 12

178 23 4
                                    

Ten dzień zapamiętałam jako najszczęśliwszy w moim dotychczasowym życiu. Jeden jedyny, bo od następnego wszystko wróciło do szarej rzeczywistości. Znów miałam na sobie wytarte jeansy i ulubiony sweter.

- Nie wytrzymam! Te twoje godziny pracy są okropne! Nijak nie można się z tobą umówić! – stękała mi nad uchem Mari.

Właśnie rozpoczęły się ferie zimowe i przyjechała na ten czas do domu. Już od trzech dni wybierałam się z nią do kawiarni, ale zawsze coś pokrzyżowało nam plany.

- Nie marudź kobieto, ciesz się, że w ogóle mnie widzisz – zażartowałam, wyciągając z paczek nowe książki, które tego dnia przyniósł pan Franek.

- Przestań! Tak rzadko przyjeżdżam do domu, powinnaś wcześniej zaplanować sobie dzień wolny żeby się ze mną spotkać!

W tym czasie usłyszałam dzwoneczek przy drzwiach, który wskazywał przyjście klienta. Nie zwróciłam jednak na to uwagi, skoro Mari była bliżej.

- Ile razy mam ci mówić, że nie mam czasu na takie rzeczy? – powiedziałam, podśmiewując się cicho.

Otworzyłam kolejne pudło, wypakowałam z niego zawartość i kopnęłam je pod ścianę, by nikomu nie przeszkadzało. Potem odwróciłam się na pięcie, by zobaczyć kto zawitał w progi Maestro.

Nie musiałam nawet widzieć twarzy Alana żeby stwierdzić, że to właśnie on. Stał jak zawsze wyprostowany w szkolnym mundurku, z futerałem zawieszonym na ramieniu i tych ciemnoorzechowych włosach. Sądząc po twarzy Mari, właśnie piorunował ją wzrokiem. Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego pierwszego razu, kiedy go zobaczyłam. Musiałam wyglądać sto razy gorzej, niż przyjaciółka.

- To ty – powiedziałam najpoważniejszym tonem, na jaki mnie było stać. Obrócił się momentalnie.

Nie widziałam go dwa tygodnie. To nieduży okres czasu, ale gdy ujrzałam jego twarz coś we mnie pękło, jakby rozłąka trwała kilka lat. Moje słowa sprawiły, że zmarszczył delikatnie brwi.

- Tak, to ja – odpowiedział sucho.

Mari wycofała się udając, że bardzo zaciekawiło ją coś w ekranie komputera. Wiedziałam jednak, że przysłuchuje się każdemu słowu wypowiedzianemu przez naszą dwójkę.

- Słucham cię – oznajmiłam, czekając aż coś powie. W tym czasie sięgnęłam po pusty karton i położyłam go na ladę. Udałam mało zainteresowaną. Podziałało.

- Chciałbym z tobą porozmawiać – rozpoczął, a ja aż paliłam się z zaciekawienia.

W końcu popatrzyłam mu w oczy. Naprawdę mało można było z nich odczytać, ale w tym momencie wiedziałam, że walczy sam ze sobą. Jakby to, co chciał powiedzieć nie bardzo chciało przejść mu przez gardło.

- Tak właściwie to chciałem cię o coś... poprosić. – powiedział cicho, a ja zesztywniałam pod naciskiem tego ostatniego słowa.

- Czy ja dobrze słyszę? – zakpiłam delikatnie, ale widząc jego minę zdałam sobie sprawę, że mówił całkowicie poważnie. – No dobrze, w czym mogę ci pomóc? – zapytałam, a podniecenie rosło z każdą chwilą.

- Możemy pomówić o tym na osobności? – zaproponował, zerkając z ukosa na moją przyjaciółkę, która nienaturalnie intensywnie wpatrywała się w monitor komputera.

- Chodźmy do biblioteki. Nikogo tam nie ma – odpowiedziałam obojętnie i oboje ruszyliśmy w kierunku schodów prowadzących do piwnic.

Alan szedł pierwszy, a ja zaraz za nim. Nie mogłam oderwać wzroku od jego sylwetki. Chciałam napatrzeć się na zapas. Nie miałam pojęcia kiedy zobaczę go kolejny raz. Odwrócił się w moją stronę, kiedy tylko znaleźliśmy się na dole.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz