OPUS 6.1

140 12 4
                                    

Eliza i inne dziewczyny zbytnio nie przejęły się moim zniknięciem. W momencie, gdy opuściłam taras zajęły się męską częścią uczestników koncertu. Było mi to bardzo na rękę. Jedynie kiedy schodziłam ze współlokatorką na śniadanie, wytłumaczyłam, że po prostu się zgubiłam i po męczących poszukiwaniach wyjścia z tego labiryntu korytarzy, poszłam od razu spać. Nie miałam ochoty nikomu mówić o moich przygodach z wiolonczelą i Alanem.

Siadając do stołu starałam się na niego nie patrzeć, ale kątem oka zauważyłam, że zajęty był swoim talerzem i rozmową z dyrygentką. Odetchnęłam w duchu, bo byłoby jeszcze gorzej, gdyby zaczął mi rzucać piorunujące spojrzenia. Zachowywał się jednak jakby nic się nie stało. Ja też powinnam była tak robić, ale jakoś mi nie wychodziło.

- Hej, gdzie cię wczoraj poniosło? – zapytał Olek siedzący naprzeciw mnie. Nabierał sobie trzecią porcję jajecznicy. I właśnie wtedy Alan popatrzył w naszym kierunku. Zamarłam na chwilę, bo całkowicie nie spodziewałam się takiego pytania ze strony któregoś z chłopców.

- Oj, Oli, chyba niedługo pękniesz. Czy to nie trzecia dokładka? – zapytałam wymijająco. Przeważnie takie triki wychodziły mi zwycięsko, przynajmniej w przypadku Mari lub Wiktora. Cała trójka miała podobne charaktery, więc byłam prawie pewna, że mi się uda.

- Wszyscy się mnie o to czepiacie. To nie moja wina, że mam taką przemianę materii – odpowiedział urażony.

- Chyba raczej żołądek bez dna – mruknął Tomek, na co wszyscy parsknęli śmiechem.

Pośród zgiełku jaki wywołał ten komentarz spojrzenia Alana i moje spotkały się. Nie mogłam wyjść z przekonania, że chłopak patrzył na mnie całkiem inaczej niż zazwyczaj, jakby właśnie teraz dokonywał mojej ostatecznej oceny. Może niedługo ta mała wojenka, którą z nim prowadziłam, miała się przerodzić w bardziej życzliwe relacje?  

Komórka w mojej kieszeni zaczęła wibrować.

- Wybaczcie mi, ale tato dzwoni. To może być coś pilnego – przeprosiłam i powstając od stołu, przeszłam kilka kroków dalej.

- Słucham? – odezwałam się jako pierwsza.

- Cześć chłopie! – przywitał się Wiktor. – I jak tam? Narobiłaś sobie siary?

- Nie było tak źle – odpowiedziałam z niesmakiem.

- Opowiedz mi jak się czujesz i jak idzie praca?

- Cóż... Ze mną wszystko okej – nie przebierałam w słowach, by ludzie siedzący przy stole nie musieli słuchać jak to się czułam, kiedy wstała z łóżka poprzedniego dnia. – Jestem trochę do tyłu z robotą, bo wstałam po południu, a muszę trzymać się grafiku, więc dziś dopiero zacznę przesłuchania. – Ojciec tylko zachichotał.

- A jak u was? – zapytałam, zmieniając temat.

- Odkąd mi nikt nie przeszkadza, praca idzie naprawdę świetnie. Zostały tylko małe wykończenia w systemie świateł. Kiedy przyjedziecie będziemy bez problemu mogli zacząć próby! – oznajmił ucieszony.

- To wspaniale! Czyli teraz ja powinnam się sprężyć i wszystko przygotować. Postaram się dziś wieczorem mieć już wszystko – obiecałam.

- Pola, miałem nic nie mówić, ale stwierdziłem, że jednak powinnaś wiedzieć – rozpoczął niepewnie. – Mateusz był kilka razy pod naszym domem. Chyba mi nie uwierzył, że wyjechałaś.

- Mówił coś?

- Tylko zapytał o ciebie. Przyznam, że zachował się przyzwoicie.

- Cóż... Dzięki, że mi powiedziałeś - ucięłam i po słowach pożegnania, wyłączyłam telefon, a potem siadłam z powrotem na miejsce.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz